sobota, 27 września 2014

Rozdział 19.

*Laura*
Następnego dnia obudziłam się wypoczęta jak nigdy dotąd. Ostatnie dni były okropne, więc była to najlepsza noc od kilku tygodni. Pierwszy raz nie obudziłam się w nocy, pierwszy raz zasnęłam spokojnie. Dlaczego? Bo Ross tu był. I znów omotał mnie, jakbym nie umiała mu się postawić i wtulił mnie w siebie. Obudziłam się jednak w innej pozycji. Leżałam odwrócona do niego plecami chłopak trzymał moją dłoń. Poczułam się nieswojo jednak było mi zbyt dobrze by go odepchać. Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy.
Miałam wrażenie że tulę się do grzejnika i dziecka zasranego misia bu-bu! Fakt wkurzyłam się znowu.. odchyliłam i przewróciłam się na drugi bok. Spojrzałam na jego twarz. Wydawał się dziwnie szczęśliwy. Odgarnęłam mu z czoła włosy,opadające na oczy po czym położyłam dłoń na jego policzku lekko go głaszcząc. Blondyn zaczął otwierać oczy a jego oddech osłabł. Zabrałam dłoń i trochę się odsunęłam.
-Hej-szepnął słabym, zapanym głosem.-Wyspałaś się?
-Hej-odpowiedziałam-Jasne z tobą zawsze.-Blondyn przeciągnął się i ziewnął głośno. Położył się na plecach (już wiedziałam do czego zmieża) i wyciągnął jedną rękę jakby chcąc zrobić mi miejsca. Wciąż pamiętałam że chciał mi o czymś powiedzieć, postanowiłam jednak nie naciskać. Przytuliłam go by nie poczuł się odtrącony. Znów leżeliśmy w pozycji w której wczoraj zasnęliśmy.-Kończymy dzisiaj tę piosenkę?-rzuciałam wreszcie przerywając ciszę.
-Mhymm..-Ross pocałował mnie w czoło. Tuląc się mocniej.
-Przestań-rzuciałam i odepchnęłam go. Chłopak widząc że nie mam ochoty na ,,przyjacielskie" całusy odpuścił.
-Dlaczego wczoraj nie dałaś mi dojść do słowa?-spytał.-To co chciałem ci powiedzieć było naprawdę bardzo ważne.
-Więc słucham-usiadłam przeciągając się. Koszulka chłopaka, który był niesamowicie zbudowany wciąż dziwnie na mnie wyglądała. Krępowały mnie moje małe piersi wyglądające jak dwa wiszące flaki. Nie chciałam nigdy pokazać się komuś bez stanika który zwykle je podtrzymywał. Nie lubiłam w nim sypiać. Wychodziły z niego druty i był niewygodny.
-Wczoraj tak naprawdę nie zasnąłem-powiedział-Kiedy odleciałaś pocałowałem cię lekko w czoło i zdałem sobie sprawę..-przerwał-Laura ja nie potrafiłbym tulić do siebie teraz innej dziewczyny rozumiesz?-spytał-Patrzyłem na tą małą śliczną istotkę która się do mnie tuli i pomyślałem ,,Boże jest przepiękna , postaw wreszcie na jej drodze tego jedynego"- gdybym była z natury niecierpliwa i wybuchowa wydarłabym się, że ten jedyny leży i pierdoli od rzeczy kiedy ja pragnę jedynie jego pocałunku! Jednak nie zrobiłam tego-Nie zależnie od tego czy mam tego kosta-coś czy coś-uśmiechnął się co odwzajemniłam-Chciałbym żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie najważniejsza okay?
-Taaa wiem-przeciągnęłam.
-To nie jest odpowiedź jakiej się spodziewałem-spojrzałam na niego a ten pokręcił głową-Co się z tobą dzieje?-spytał, widziałam że pyta na poważnie bo wyraz jego twarzy wyraźnie spoważniał-Oddalasz się odemnie. Nie przytulasz mnie, nie pozwalasz mi zupełnie na nic!
-Nie jestem twoją dziewczyną Ross-powiedziałam krótko, nic innego nie przyszło mi do głowy.
-Wiem tylko..-przełknął ślinę-Chcę się tobą nacieszyć jeśli możliwe że umieram-z moich oczu popłynęły pojedyncze łzy które zaraz starłam by blondyn ich nie widział.
-Robię tak bo nie chcę cierpieć rozumiesz?!-wrzasnęłam odwracając się do niego-Jeżeli odzwyczaję się od ciebie od tych przytulanek i w ogóle wszystkiego łatwiej będzie mi się kiedyś pogodzić z twoją śmiercią.
-Ja jeszcze nie umieram!-uśmiechnął się. Spojrzałam na niego. Nie znam go długo ale wiem tyle, że nie potrafiłabym bez niego żyć. Budzić się rano ze świadomością ,,Ross nie żyje" Boże..przecież to niemożliwe! Zaczęłam płakać i rzuciłam się (dosłownie) chłopakowi w ramiona objął mnie i przytulił.
-Ja poprostu nie chcę cię stracić-powiedziałam-Zależy mi na tobie i uwierz mi że ja też czuła bym się źle leżąc tak z innym chłopakiem choćbym kochała go , nie wiem do szaleństwa!
-Dziękuje że rozumiesz-uśmiechnął się-Przestań się mazać nie lubię kiedy to robisz. Znów zalała mnie fala ciepła więc odchyliłam się od niego o tylko złapałam jego dłoń.


-Tak naprawdę...-zaczął.-Skoro już jesteśmy tak blisko...
-Tak?-spytałam zamykając oczy.

-Nie to chciałem ci powiedzieć.
-Przerażasz mnie co się stało?-spytałam patrząc na niego.
-Bo widzisz chodzi o to..-spojrzał na mnie wyraźnie zdenerwowany.-Ja..
-Przestań się jąkać co ci jest?!-zaczęłam się śmiać co odwzajemnił. Blondyn zebrał się w sobie i chciał coś powiedzieć jednak znów przeszkodziła mu Rydel która weszła do jego pokoju.
-Ross śnia..Co wy robicie?!-krzyknęła widząc nas w dwuznacznej sytuacji.
-My.. oj boże nie potrafisz zapukać?!-krzyknął zdenerwowany Ross.-Dosyć ile ty masz lat?
-21-obydwoje zmierzyliśmy ją wzrokiem-Dobra już nic nie mówię ubierać tyłki i na śniadanie już 11:00. Przytuliłam się do niego jeszcze raz i powiedziałam że skoro na nas czekają powinniśmy wstać i zrobić to o co nas proszą.
-Porozmawiamy później dobrze?-spytałam.
-Laura ja ci to chciałem teraz powiedzieć-zaczął-To bardzo ważne.
-Proszę cię-powiedziałam-Pójdziemy na spacer.-Chłopak podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.
-To może nie wypalić chyba będzie padać.-posmutniał. Dzisiaj czekał nas dzień pełen roboty, mieliśmy spotkać się z tą dziewczyną która ma grać dziewczynę Rossa i do tego skończyć "Heart Made Up On You"- to było już coś mieliśmy tytuł i pierwszą zwrotkę i referen. Zeszliśmy na śniadanie tym razem przyrządzone przez Rydel. Zrobiła naleśniki z truskawkami.
-Widze że gołąbeczki już zeszły-zaśmiała się moja przyjaciółka na co reszta spojrzała się na nas ciągnąc "uuu".
-Dalibyście sobie spokój?-spytał Ross.
-Zachowujecie się jak banda gówniarzy-uniosłam jedną brew lekko się uśmiechając.
-Okay widzę że nie mamy za dobrego humorku-westchnęła Rydel.Usiedliśmy wreszcie przy stole i wszyscy razem zjedliśmy śniadanie które było pyszne. Jednak ja osobiście uwielbiam rogaliki Rossa.
-Co z piosenką?-spytał Riker.
-Nie wiem..-zaczęłam-Prawie ją napisaliśmy.
-Jednak naprawdę przydałaby się wasza pomoc przy muzyce-powiedział Ross-Moglibyście w czym kolwiek nam pomóc-chłopak unosi jedną brew i patrzy na mnie.
-Tak Ross ma rację-przyznałam a on odpowiedział mi cicho "Dziękuje"
-Może umówimy się tak że..-zaczął Rocky jednak Rydel mu przerwała.
-Ja i Lau napewno też-wtrąciła-Myślę że powinniśmy się za to zabrać teraz.
-Tak! jak ty mnie dobrze znasz-łapie dłoń dziewczyny.-Kochana jesteś.
-No wiem!-uśmiechnęła się. Wszyscy poszliśmy do pokoju "prób" była to duża sala w której znajdowały się gitary, pianino, keyboard no i oczywiście perkusja dla Ratliffa. Od razu rzuciłam się na fortepian, Delly natomiast wybrała keyboard, Riker bas, a Ross i Rocky gitary elektryczne. Druga zwrotka była dla nas bułką z masłem, gorzej jednak było z muzyką. Chłopaki nie potrafili się zgodzić. Rocky chciał wolniejszą piosenkę, natomiast nasi dwaj blondyni woleli iść w bardziej rockowe brzmienie. Ellington jedynie gapił się na moją przyjaciółkę jakby mówił "dzieci".Chłopaki poszli na lekki kompromis. Po długiej walce stworzyliśmy pierwszą piosenkę promującą ep'kę "R5-Heart Made Up On You" piosenka ma tytuł tej 4-utworowej płyty. Byłam szczęśliwa. Wreszcie skończyliśmy!. Bardzo się cieszę że zespół moich kochanych przyjaciół nagra kolejny teledysk, to będzie hit!. Mieliśmy jeszcze spotkać się z Jessicą..? Tak z Jessicą. Dove mówiła że będzie cały dzień czekać na sms'a lub telefon, więc kiedy wszyscy wyszli chwyciłam komórkę i zadzwoniłam do przyjaciółki, która zgodziła się czekać na nas wszystkich w parku. Antyvile przy ulicy Morewood. Po chwili wrócił Ross. Usiadł obok mnie i zagrał krótką melodię śpiewając. "The sun don't  shine, the sky ain't blue.. if i can't be with you"
-Bardzo lubię te piosenkę-uśmiechnęłam się.
-Wiem-odwzajemnił mój gest i przytulił się.-Jesteś genialna!
-Daj spokój napisaliśmy tą nową piosenkę razem-powiedziałam-Nie mów że zrobiłam to sama.
-Prawie wszystko zrobiłaś ty-uśmiecha się.-Będziemy mieli dzisiaj chociaż chwilę razem?
-No.. wiesz ponoć Ryland dzwonił do Hollywood Records i ten koleś mówił że jak wszystko pójdzie do..
-To?-spytał zniecierpliwiony.
-Nagracie klip już dzisiaj ale będziemy musieli pojechać do innego miasta-uśmiecham się.-Znaczy wy, bo ja to tam wiesz...-zacinam się-Więcej problemu niż to wszystko warte.
-Tak Lau zostań w domu!-krzyknął-Wiesz już od jakiegoś czasu zastanawiam się jak się ciebie pozbyć-powiedział z sarkazmem.
-Bardzo śmieszne-trąciłam go przyjacielsko w ramie i przytuliłam się lekko. Chłopak objął mnie.
-Och Laura-westchnął-Mógłbym cię słuchać przez całe życie. Wiesz co jest w tobie najlepsze?-pyta z uśmiechem. Kiwam przecząco głową-Że strasznie bawią mnie dziewczyny które nie są świadome swojej urody.
-Myślisz że jestem ładna-śmieje się z oburzeniem.
-Nie jesteś ładna-pokiwał głową i znów pomyślałam że to sarkazm-Jesteś piękna-sprostował.
-Dziękuje.
-Nie ma za co-ściska mnie mocniej tym samym odcinając dopływ powietrza do moich płuc.
-Puść nie mogę oddychać-wyrywam mu się z rąk i poprawiam włosy.
-Wiesz jak nie będzie dla ciebie miejsca pojedziemy motocyklem-unosi brwi i uśmiecha się szeroko.
-Zapomnij-mówię-Ostatnim razem kiedy z tobą jechałam żygałam jak kot!
-Nie było tak źle zwymiotowałaś tylko obiad-wziął do ręki gitarę i zaczął na niej brzdąkać. Położyłam się na ławeczce przy fortepianie by trochę odpocząć. Nie trwało to jednak długo bo Rydel i chłopaki przeszkodzili mi mówiąć że są gotowi. Niechętnie wyszłam i udaliśmy się do wspomnianego wcześniej miejsca na spotkanie z Dove i jej koleżanką. W sumie to ciekawe skąd się znają? Według mnie wydaje się to trochę dziwne że już po pierwszej porażce zrezygnowała. Cóż.. nie każdy ma cierpliwość do kariery. Wstąpiłam jeszcze na chwilę do domu. Była sobota więc nie byli dzisiaj w pracy.
-Cześć mamo, cześć tato-mówię całując oboje z nich.
-Kochanie zrobiłam zapiekankę-mówi patrząc na mnie.-Spodnie z dziurami, czarne conversy i za duża koszulka?-pyta.
-Tak nie jest moja jest Rossa-powiedziałam.
-Jak on się czuje?-spytał nagle Tato.
-Um.. dobrze dziękuje-powiedziałam-Wypuścili go do domu-skłamałam przecież sam się wypisał-Tylko.. lekarze podejrzewają u niego nowotwór.
-Boże..-mama siada.-Kiedy się pojawią wyniki?
-Jeszcze nie wiemy.-westchnęłam-Przyszłam wam tylko powiedzieć, że może nie być mnie dzisiaj bo możliwe że pojedziemy do miasteczka za Los.Angeles by nagrać teledysk do piosenki którą napisaliśmy-powiedziałam.
-Da radę?-spytał, zorientowałam się że pyta o Rossa.
-Jasne jest bardzo silny-uśmiecham się.
-On ci go dał?-pyta mama łapiąc naszynik z napisem "Ross" oraz logo R5.
-Tak-powiedziałam-Ich fani mają samo logo więc jestem Vip'em-śmieje się.-Dobrze muszę iść bo na mnie czekają.
-Zjedz coś kochanie-powiedziała.-Czekaj nawet ich nie zaprosiłaś?-pyta z wyrzutem.
-Wiedziałam że będziesz nam kazała coś jeść-śmieje się.
-Skarbie mogę cię o coś spytać?-mówi nagle tato.
-Jasnę.
-Co ty czujesz do tego chłopaka?-spytał.
-Tato..ja-zaczęłam-Ja wiem że jesteś surowy w stosunku do...
-Lubię go-sprostował.
-Serio?-spytałam zdziwiona
-Tak to fajny chłopak-powiedział-Myślę że na ciebie zasługuję..ale co ty do niego czujesz?
-Kocham go-zarumieniłam się-Bardzo go kocham.Wiem że pewnie myślicie że to jakaś "szczeniacka" miłość i myślicie też że mnie "przeleci" i zostawi.
-Widać po nim że taki nie jest.-wtrąciła mama-Ja i twój ojciec mieliśmy 17 lat kiedy się poznaliśmy.
-Okay wysłucham tej pięknej histori miłosnej kiedy indziej muszę iś pa-całuję ich obydwoje i wychodzę rzucjąc "Kocham was". W ciągu 30 minut doszliśmy do parku "Antyvile" mieliśmy tam swoje miejsce. Zawsze przesiadaliśmy na pięknej fontannie która nocą była podświetlana różnymi kolorami. W środku znajdował się herubinek z którego harfy wylewał się strumień wody. Uwielbiałam to miejsce. Kochałam je. Dochodząc widziałam już Dove i jej koleżankę. Podbiegłam z pisikiem do mojej przyjaciółki i wycałowałam ją. Jessica była bardzo ładna, szczupła o dość dużych piersiach. Na bank chłopaki rozchwytują ją jak świeże bułeczki. Przedstawiła się wszystkim.
-Więc..-zaczał Ross-Masz grać moją dziewczynę?
-Tak podziwiam was!-zaczęła-Jesteście świetni zwłaszcza ty przystojniaku-dotyka palcem torsu chłopaka. Zrobiłam się zadrosna..
-Musimy tylko iść powiedzieć że mamy dziewczynę i piosenkę więc jeżeli ci to pasuję jedziemy do małego miasteczka za Los.Angeles już dzisiaj-wyjaśniła Delly.
-Jasne nie ma sprawy-powiedziała.
-Wiecie co?-spytała Dove-To ja wam ją zostawiam! Shane został z małą.. zastanę w mieszkaniu chyba jesień średniowiecza-zaśmiała się i pożegnała się z każdym. Kiedy odchodziła widziałam jak spojrzała się na tą dziewczynę.. jakby była przez nią do czegoś zmuszona. Dziwne a nawet bardzo. Postanowiłam nie zawracać sobie tym głowy. Nie wszystko poszło zgodnie z planem : a)Wytwórnia zgodziła się na nagranie teledysku już dzisiaj b)Jessica nie robiła większych problemów ale.. c) Ross nie miał zamiaru się z nią całować i d) Nie było dla mnie miejsca. Oczywiście co z tego wynikło? Blondyn się wkurzył i musiałam wsiąść na tego diabła w postaci maszyny i pojechać z Rossem. Kiedy dotarliśmy na miejsce wokół było pełno kamer i innych ludzi. Zespół musiał najpierw pójść do makijażystki i stylisty. Muszę przyznać że Ross wyglądał zabójczo. Miał na sobie obcisłą białą koszulkę opinającą jego świetne mięśnie, skurzaną kurtkę i podobne do moich podarte jeansy i trampki. Nie podbał mi się w nim jedynie mocny makijaż i brak grzywki (miał ją lecz inaczej go uczesali)
-Ciasteczko-powiedziałam.
-Bez przesady-uśmiecha się. Zaczęły się próby.
Długo to trwało. Piosenka jednak wyszła niesamowicie. Musieliśmy zebrać kilkoro przypadkowych ludzi by stali pod sceną i udawali gapiów. Były tam 4 fanki zespołu które narobiły strasznego hałasu.  Ostatnia scena była dla Rossa cholernie trudna bo musiał się całować z tą brunetką. Wiedziałam, że nigdy wcześniej się nie całował więc wiedziałam jak musi się czuć.
-Akcja!-krzyknął reżyser. Ross zaczął zbliżać się do dziewczyny i po sekundzie od niej odskoczył. Reżyser się wkurzył i zdecydował zrobić ujęcie z tyłu samochodu w którym siedzieli więc chłopak tylko się do niej zbliżył. Widziałam że mu ulżyło. Pod wieczór kiedy zanosiło się tutaj na ostrą ulewę skończyły się prace i zespół zapowiedział na stronce premierę nowego klipu na za tydzień. Blondyn natychmiast zmył makijaż , przebrał się i poprawił włosy. Potem ubłagałam go żebym siedziała w drodze powrotnej przed nim. Plusem było to że obejmował mnie, a minusem .. to że nerwowo ściskałam kierownicę. Bałam się tym jeździć i nic na to nie poradzę!. Po pewnym czasie dojechaliśmy zmęczeni do Los. Angeles. Chciałam iść do domu bo padałam z nóg jednak chłopak nie chciał mnie puścić. Kiedy tylko zeszłam z tej zabójczej maszyny, zrobiło mi się nie dobrze i zwymiotowałam. Usiadłam z Rossem w jego pokoju, blondyn podał mi szklankę zimnej wody bym mogła przepłukać usta.
-Proszę-powiedział poprawiając mi kosmyk włosów który, opadał na moje oczy.
-Dziękuje-odpowiedziałam i wzięłam łyk wody.
-Na pewno wszystko okay?-spytał-Martwie się.
-Tak nie ma potrzeby-uśmiecham się-Powinnam pójść do domu założyć coś cieplejszego-powiedziałam.
-Pójdę z tobą-zasugerował.
-Dobrze chodź-na zewnątrz zrobiło się zdecydowanie chłodniej. Z całą pewnością będzie padać. Smutny i męczący dzień. Postanowiłam założyć cienkie leginsy i sukienkę w kwiaty. Mimo, że nie miałam na to ochoty Ross wyciągnął mnie na spacer. Kilka minut spędziliśmy w parku znów siedzieliśmy na wspomnianej wcześniej fontannie. Zauważyliśmy małego chłopca i dziewczynkę około 4 lat. Kupowali lody. Kiedy odeszli od budki z lodami, dziewczynce wypadł lód. Chłopczyk oddał jej swojego i przytulił ją. To było najsłodsze co widziałam.
-Widzisz!-krzyknęłam-To słodkie.
-Tak słodziaki-powiedział lecz widziałam że myślami jest w innej galaktyce. Naprzeciwko nas usiadła dziewczyna z chłopakiem. Kiedy tylko zorientowałam się że są parą (całowali się), wstałam.
-Ross idziemy-powiedziałam odwracając od nich wzrok.
-Ale tu jest tak pięknie i cicho-powiedział-Jeżeli zacznie padać nie zmokniemy bardzo.
-Chcesz to siedź tu sobie ja idę-powiedziałam i odeszłam. Chłopak po chwili dogonił mnie. Słońce zaszło, na niebie pojawiły się ogromne czarne chmury. Teraz już byłam na 100% że zaraz lunie i nie myliłam się bo zaczynało kropić.
-Dlaczego chciałaś pójść?-spytał zasapany.
-Widziałeś te gołąbeczki?-spytałam.
-Tak-potwierdził-Co oni mają do tego?
-Nie rozumiesz-powiedziałam i przyśpieszyłam.
-Czego nie rozumiem?-spytał doganiając mnie.-Tego że nie możesz patrzeć na szczęście innych?!
-Wiesz co teraz to cham jesteś!-krzyknęłam.
-Ale to prawda!-wrzasnął-Co ci się nie podoba w zakochanych?
-Wszystko a zwłaszcza to że ja nigdy tego nie czułam rozumiesz?!!!!-krzyczę.-Ale wybacz, tobie pewnie już wpadła w oko ta cała Jess co?!-krzyknęłam z czego chłopak zaczął się śmiać-Ta to jest seksowna co? Duże piersi ładna buźka.
-Nie jestem płytki-powiedział a z nieba lunęła ulewa. Padało tak mocno, że nie było prawie nic widać i musiałam krzyczeć by Ross mnie usłyszał.
-Daj mi spokój idę do domu!-krzyknęłam i weszłam na pasy. Miałam dość chłopaka i jego gadki! Byłam bardzo zmęczona i chciałam tylko położyć się spać. Chłopak pobiegł za mną i szarpnął mnie mocno za ręke. Wokół stało pełno samochodów które zaczęły na nas trąbić.
-Co?!-krzyknęłam wściekła. Chłopak spojrzał mi w oczy i po chwili zrobił coś czego się zupełnie nie spodziewałam. Pocałował mnie. Zrobił to z dużą czułością, byłam zaskoczona ale odwzajemniłam gest i położyłam dłonie na jego torsie.

To była najbardziej romantyczna rzecz jaką ktokolwiek dla mnie zrobił. Czułam się jak księżniczka. Całowaliśmy dłuższą chwilę aż w końcu chłopak odkleił się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię-powiedział-Już od kilku dni trudzę się by ci to powiedzieć, nie wiem jak inaczej mógłbym to wyrazić... jeżeli chcesz słuchać jak bardzo cię kocham nie wiem czy masz czas bo zajęłoby to dłużej niż całą noc.-Zaniemówiłam-Jesteś dla mnie wszystkim.-Czułam że stoje przed nim z otwartą buzią nie wiedząc co odpowiedzieć. Patrzyłam na niego z niedowierzeniem nie mogąc wydusić ani słowa. Odebrało mi zmysły a serce podskoczyło mi do gardła .. znowu.
*********************************************************
To was zaskoczyłam co?
Hahaha ;3
Jest sobota, jest rozdział i jest Raura :D
Spokojnie nie cieszcie się tak jeszcze ktoś namiesza.
20 KOMENTARZY-NEXT!
musiałam wybaczcie ale bardzo dziękuje za długie opinie moich ukochanych komentatorek :D
Dodałam rozdział już dzisiaj.
Nie sprawdziłam go bo zaraz na Disney Channel Austin & Ally xD
Mam nadzieję że puszczą nowy odcinek napisany przez Caluma.
Następny rozdział za tydzień :D
Co o nim myślicie?
Wierna czytelniczko-nie dostałam od ciebie żadnego maila jeśli coś pisałaś.
Okay ja już nie zamulam komentujcie !
Ps:Jak widzicie zmieniłam nazwę.
Książe ♥
 



 
 


czwartek, 25 września 2014

Notka.

Hej misiaczki ♥
Piszę tą notkę z powodu mojego internetu.
T-mobile robią linie czy przekaźniki ? :D
Mam ostrą zawieche! Dlatego piszę te notkę żebyście się nie wkurzyli jak w weekend nie będzie rozdziału.
Raz działa , raz nie,napisałam w notatniku połowę rozdziału myślę że się wam spodoba.(jak go dodam)
Okay ja już nie zamulam także ten.. tego do weekendu (mam nadzieję)
PS:Duma z moich kochanych siatkarzy ♥
 

niedziela, 21 września 2014

Rozdział 18.

*Laura*
Obudziła mnie moja mama kłócąca się z Vanessą. Nie wiem dokładnie o co chodziło, ponieważ budząc się zawsze widzę i słyszę jak przez mgłę. Do mojej głowy niczym impuls przypłynęły wczorajsze wydarzenia, zorientowałam się że miałam iść do Rossa już o ósmej.. patrząc na zegarek zobaczyłam 9:35. Pośpiesznie wstałam i zaraz po tym przemyłam twarz letnią wodą. Potem ubrałam się i ścielając łóżko zauważyłam że ktoś przysłał mi sms...Tym ktosiem był oczywiście mój Ross.
,,Strasznie tęsknie" czytając to znów poczułam się tak jakbym była jego dziewczyną. Postanowiłam że dzisiaj z nim porozmawiam o moim uczuciu. W końcu kiedyś każda historia miłosna umrze więc.. nie wiem ile czasu ja i Ross mamy do przeżycia ale chcę jak najdłużej żyć na ziemi. Po prostu do niego pójdę, przywitam się z nim a potem spojrzę w te jego śliczne oczka i powiem ,,Ross ..musimy pogadać..lubię cię?"chyba nie dam rady powiedzieć mu czegoś więcej. Dlaczego jest tak że on tego nie odwzajemnia? Boże zawsze coś musi być nie tak! a tutaj problem polega na tym że chciałbym usłyszeć od niego ,,Kocham cię w TEN sposób" wiem że to dziecinada ale ludzie mamy 19 lat! Kocham go i myślę o związku z nim na poważnie. Życie zupełnie nie jest takie jakie się wydaję. Ostatnio dużo przeszłam. Jednak byłam szczęśliwa dlatego że mój przyjaciel się obudził. Wychodząc z domu zupełnie nie wiedziałam jak zacząć rozmowę z blondynem. Bałam się ale chyba każda dziewczyna by się bała prawda? Jest taki mit o Herkulesie.. wiecie taki wielki Heros syn Zeusa. Pokonał lwa z nemi zabił hydrę i tak dalej. Ale moim zdaniem Herkules uczy nas jak wygrać z samym sobą. Jak zwyciężyć siebie, uczy nas że trzeba stawić życiu czoła i pokonać własne słabości. Mój boże jak ja się boję... ale tak jak mój ulubiony mityczny bohater stawie temu czoła. Dochodząc do budynku szpitala czułam się coraz mniej pewna tego co chcę mu powiedzieć. Kiedy już doszłam stanęłam przed drzwiami jakby chcąc się zastanowić czy aby na pewno chce to zrobić. Po chwili zastanowienia otworzyłam drzwi i wchodząc poczułam charakterystyczny dla tego miejsca zapach. Wchodząc do windy odruchowo wybrałam piętro OIOMU. Sekundę później zorientowałam się że Rossa już od wczoraj tam nie ma, więc postanowiłam zejść 4 piętra niżej schodami. Szpital jak zawsze wyglądał tak samo. Masa pielęgniarek plątała się po holach nosząc leki, bądź pomagając pacjentom iść do toalety. W oddali widziałam już salę mojego przyjaciela.
-Panienko Lauro!-krzyknął ktoś za moimi plecami. Obróciłam się na pięcie i spostrzegłam wysokiego siwego mężczyznę w białym fartuchu.
-Tak..?-przeciągnęłam.
-Mogę panią prosić?-spytał i wskazał ręką na drzwi. Zorientowałam się że z pewnością jest lekarzem i woła mnie do gabinetu. Niechętnie poszłam w przeciwnym kierunku by z nim porozmawiać. Nie miałam na to ochoty bo jak najszybciej chciałam zobaczyć się z Rossem. Lekarz pokazał mi gestem dłoni bym usiadła i czuła się jak u siebie-dodał. Wykonałam jego polecenie.
-Dr. House-przedstawił się podając mi dłoń-Zajmuje się pani chłopakiem i pomyślałem że lepiej będzie.. jeżeli powiem to pani.. rodzina może zareagować dość kiepsko.- Po raz setny w tym szpitalu zostałam nazwana dziewczyną Rossa. Ale okay.. nie mam sprzeciwów.-Widzę że pani go bardzo kocha..
-Tak.. nikt nigdy nie kochał go tak jak ja-uśmiechnęłam się-Co chcę mi pan powiedzieć? Złamie mi pan serce.
-W kuli którą wyjęliśmy z nogi pana Lyncha znaleźliśmy odłamki silnego narkotyku..-zaczął-Wywołało to u niego infekcję więc.. podejrzewamy nowotwór 2 stopień.-to było jak uderzenie młota.
-Jak nowo.. że co kurwa?!!!!!-rozdarłam się w gabinecie-Co pan pieprzy?!
-Spodziewałem się takiej reakcji...-przeciągnął-Musi pani mu o tym powiedzieć-przełknął ślinę-Potoczna nazwa tej choroby to kostniakomięsak.-zamknęłam oczy i złożyłam dłonie jakby chcąc się pomodlić.
-Co to za choroba?-spytałam niemal płacząc-Czy on umrze?
-Nie wiadomo..muszą potwierdzić to wyniki.-zaczął- To jest tak że ta choroba atakuję część ciała człowieka.. pożera ją-tu zaczęłam płakać-A jeżeli człowiek mu posmakuje prosi o więcej.
-Boże nie.-powiedziałam-O jezu.
-Jeżeli te wyniki się sprawdzą..-zaczął-przykro mi.
-Mogę już iść?-spytałam ledwo się podnosząc.
-Oczywiście-wyszłam z gabinetu opierając się o ścianę. Chwilę później zrobiło mi się słabo i osunęłam się po ścianie. Natychmiast podbiegła do mnie pielęgniarka spytać co się stało. Odpowiedziałam tylko że wszystko okay.. co oczywiście nie było prawdą. Wstałam i udałam się w kierunku sali w której leży mój przyjaciel. Złapałam za klamkę i patrząc w ekran iPhone'a starałam się zobaczyć czy aby nie widać że płakałam. Weszłam do środka i od razu zobaczyłam uśmiechniętego Rossa. Wyglądał inaczej. Miał lekko sine wargi był bardzo blady. Zaniepokoiło mnie to.
-Hej-szepnął cicho chyba nie mógł nawet mówić.-Chodź do mnie-uśmiechnął się. W środku wciąż jest taki sam potrafi się uśmiechnąć nawet w najgorszej sytuacji..
-Cześć blondasku-przytuliłam go najmocniej jak umiałam i usiadłam na krześle obok niego. Wpatrywał się we mnie jak w obrazek-Jak się czujesz?-spytałam.
-Jest lepiej ale lekarze mówią że mam niedobory witamin stąd te sine usta i blada cera.-wyjaśnił.-A tak poza tym..-złapał moją dłoń czym mnie zdziwił-Chciałbym ci coś powiedzieć.
-Ja też ..-zaczęłam.-Proszę pozwól zrobić mi to pierwszej chcę to mieć za sobą.-chłopak podniósł się wyżej i położył dłoń na moim policzku patrząc mi chwilę w oczy.
-Płakałaś-zauważył-Co się stało?-spytał troskliwie.
-Nie potrafię ci tego powiedzieć-po moim policzku spłynęła pojedyncza łza którą chłopak zaraz starł palcem.
-Co się dzieje?
-Myślisz że.. lepiej byłoby powiedzieć ci prawdę niż okłamywać cię?-spytałam na co chłopak odpowiedział że woli gorzką prawdę niż kłamstwo.
-Dr.House podejrzewa u ciebie..-odetchnęłam głęboko-Nowotwór 2 stopień.-rozpłakałam się. Ross puścił moją dłoń i padł na łóżko. Zamknął oczy z których strumieniem polały się łzy.
-To pewne?-spytał po chwili.
-Muszą potwierdzić to wyniki-rozpłakałam się jeszcze bardziej. Chłopak zauważył to i znów złapał moją dłoń.
-Nie martw się o mnie Laura znajdę sposób żeby tu zostać i nazywać cię ślicznotką jeszcze przez długi czas-zaśmiał się-Nic mi nie jest.
-Co mi chciałeś powiedzieć?-spytałam.-Wiesz trochę mnie wystraszyłeś-powiedziałam, starając się zatamować łzy.
-Że...-zaczął lecz zaraz przerwał-Za 3 dni mnie wypisują-powiedział po chwili. Mimo tego że Ross nie dawał tego po sobie poznać widziałam że jest załamany i smutny. Kochałam go i znałam go najlepiej na całym świecie więc wiedziałam o nim wszystko. Kiedy Maia go zostawiła sprawiał wrażenie jakby w ogóle się tym nie przejmował. W głębi duszy jednak był załamany bo było to po nim widać bynajmniej ja to widziałam. Ross jest niezwykłą osobą. Jest miły, czuły,delikatny i opiekuńczy. Myśli rozważnie i nie popisuje się przede mną nawet jeżdżąc motocyklem. Uwielbiam chodzić na jego koncerty. Wtedy wydaje się najszczęśliwszy na świecie. Ze mną dzieje się tak samo kiedy mogę zobaczyć jego uśmiechnięte usta i szczęśliwe zaszklone łzami szczęścia oczy.
Wiedziałam że zawali mu się świat kiedy to powiem. Jest silny i myślę że poradzi sobie z tym nawet jeżeli ta choroba okaże się prawdziwa. W sali Rossa zjawili się Car i Ansel trzymający się za ręce.
-Aww cześć słodziaki-wstałam i przytuliłam każdego z nich.
-Hej Laura-powiedział Ansel i podszedł do Rossa-Cześć stary-przybił mu piątkę.
-Jak się czujesz?-spytała Carrie przytulając blondyna.
-Źle-zażartowałam Ross.
-To nie prawda-Blondynka wytkała mu język i usiadła swojemu chłopakowi na kolanach.-Ansel przyniósł twoją konsolę i fife 15.
-Ah nareszcie sobie pogram-uśmiechnął się.
-Laura czy Rydel pisała może do ciebie że Calum i Raini wracają z Australii?-spytała.
-Tak a co?-spytałam.
-Mają tu za chwilę być-uśmiechnęła się.
-Mają tu być za chwilę wszyscy.-poprawił ją brunet-Twoje rodzeństwo Ross, Vanessa, Dove i Shane, Raini i Calum, no i oczywiście Ellington.- Fakt chłopak poznał już całą bandę R5 i resztę "gangsty". Jeżeli można to tak nazwać. Rossa odwiedzili już wszyscy z wyjątkiem Caluma i Raini którzy wyjechali do Australii. (od aut. zabijcie mnie zapomniałam o tym wspomnieć). Więc czekaliśmy rozmawiając o starych dobrych czasach 'jak to zawsze mawiała moja babcia'-pomyślałam.

-Ohhh pamiętasz jak niechcący wrzuciłem cię do jeziora? Maia powiedziała ci, że to specjalnie i wylałaś mi koktajl na głowę - kolejne salwy śmiechu opuszczały nasze gardła.
-Trudno, aby zapomnieć Ross, byłam nieźle wkurzona!-zaśmiała się Carrie.-Nie umiałam pływać - przyjacielsko szturchnęła blondyna w ramię.
-Błagam cie, miałaś 10 lat ... ja już jeździłem na motorze-chłopak dumnie unosi brwi.
-Pff ... Cudowne Dziecko się znalazło-Czułam się tu dziwnie swobodnie, tak jakbym  zawsze tu była. Widocznie miła atmosfera i przede wszystkim ŻYJĄCY Ross Shor Lynch dobrze na mnie wpływają.
-Coś długo ich nie ma-westchnęłam zapalając ekran iPhone'a i widząc 12:00.
-Mówili że szykują coś wielkiego dla zespołu.
-O boże na pewno pojedziemy w trasę już to widzę-Ross przewraca oczami.
-Dlaczego jesteś do tego tak negatywnie nastawiony?
-Hollywood Records piłują się na R5 że za mało ludzi ich słucha by wydawali pieniądze na trasę-powiedziała za niego Carrie.
-Naprawdę chciałbym by 'Louder Tour' był żywym marzeniem-Ross wziął do ręki kontroler od xbox'a . Nie chcę żeby pojechali w trasę bo on z pewnością znajdzie tam jakąś laskę. To było najgorsze co chyba może mi się teraz w tej chwili przytrafić! Spokojnie Laura nie panikuj-pomyślałam.
-Możemy wreszcie zagrać?-spytał zniecierpliwiony Ross.
-Okay wy grajcie a ja i mój kochany-Car cmoka Ansela w nos-Pójdziemy poszukać tej bandy dzikusów.
-Wróćcie szybko!-krzyknęłam kiedy wychodzili.
-Czyżby ktoś miał mnie dosyć?-blondyn uniósł jedną brew w geście 'focha'. Uśmiechnęłam się tylko do niego i włączyłam grę.
***
-To nie fair oszukujesz!-krzyknął Ross kiedy kolejny raz wpakowałam do jego bramki piłkę kopniętą przez Aguero. Muszę przyznać że uwielbiam Argentynę.
-Po prostu mam niesamowitego przyjaciela który całkiem nieźle mnie w tym przeszkolił-usiadłam obok niego i przytuliłam go.
-Kogo Rikera?-spytał oburzony.
-Nie-warknęłam-Ciebie gburze mój kochany-pocałowałam go w czoło, on jak na złość musiał akurat w tej chwili odwrócić głowę w moją stronę. Nasze oczy się spotkały.. znowu.
-Ja..-zaczęłam-Wiesz...um..może...-byliśmy bardzo blisko siebie chłopak zaczął się do mnie zbliżać bardzo tego chciałam więc uśmiechnęłam się szeroko i położyłam mu dłoń na policzku, po czym tak jak on pochyliłam się lekko do przodu. Nasze usta dzielił milimetr kiedy do pokoju wparowała Rydel piszcząc że szczęścia.
-Pokaż to lekarzowi-odskoczyłam od chłopaka próbując jakoś wybrnąć z tej sytuacji.
-Tak jasne dziękuje Laura-usiadłam na krześle totalnie wkurzona na moją przyjaciółkę. Za nią pojawiła się reszta R5 wraz z Rylandem, Car i Ansel, Vanessa (która nie opuszcza swojego chłopaka na krok), nawet Dove z Shanem i malutką Demi.
-Ross jak ci coś powiemy to zemdlejesz!-wrzasnęli razem Rik i Rocky.
-No mówcie denerwuje mnie moment kiedy trzymacie mnie w niepewności-mruknął. Co on taki nerwowy?-pomyślałam znów.
-Hollywood records zgodziło się na nakręcenie kolejnego teledysku- Byłam w szoku zupełnie jak blondyn i cała reszta nigdy wcześniej nie pomyślałabym że te buraki zrobią jeszcze dla nich cokolwiek.
-Problem jedynie w tym że musimy znaleźć dziewczynę do teledysku.-wzrok wszystkich zatrzymał się na mnie.
-Co?-spytałam.
-Wiesz kochanie-Rydel usiadła obok mnie obejmując mnie ramieniem.-W tym teledysku dziewczyna Rossa okrada bank a naszym zadaniem jest odciągnąć uwagę reszty.-powiedziała.
-Co ja mam z tym wspólnego?-spytałam.
-Jak to co?!-spytała zdziwiona-Zagrasz w tym teledysku do cholery jasnej nie chcę słuchać sprzeciwów rozumiesz?! Idealnie zagrałabyś jego dziewczynę.
-Nie no ludzie to bez sensu.
-No zgódź się-powiedział Rocky i po sali zaczął roznosić się gwar oburzenia i smutku.
-Nie mogę unikam publicznych występów poza tym.. nie mam daru do aktorstwa-skłamałam mało kto wie że jako mała dziewczynka zagrałam równie małą (jak ja wtedy) rolę w Goldfish w 2007 roku. Ja miałabym grać jego dziewczynę? 'Trafili w 10-tkę'
-Laura jesteś pewna?-spytał Ross próbując złapać mnie za rękę którą zaraz od chłopaka zabrałam. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam
-Tak jestem pewna Ross.
-W sumie to ja mam pomysł-wtrąciła Dove-Znam dziewczynę która chciała być aktorką ale jak wylali ją z jednego castingu porzuciła marzenia. To Jessica Grace.
-Okay...skoro ma grać moją dziewczynę może warto byłoby się z nią spotkać co?-spytał Ross.
-Chyba tak-stwierdziła Dove-Skontaktuje się z nią i dam ci znać.-mrugnęła do niego po przyjacielsku.
-A cemu wujet ma nogę w bandażu?-spytała mała demi siadając Rossowi na brzuchu.
-Wujek się skaleczył kochanie-pocałował małą w czoło.
-Boli cię?-spytała dając mu całusa. Na sali rozległo się wielkie Awwww.
-Nie kochanie nie boli-mała zeszła z chłopaka wskakując w ramiona Shane'a który dopiero teraz się odezwał.
-Co z piosenką?-spytał.
-Ktoś musi ją napisać.-Rydel skrzyżowała ręce na brzuchu rozglądając się po sali.
-Ach wiecie co?-spytał Riker-Muszę iść do łazienki.-wyszedł.
-A ja się napić-powiedział Rocky i również wyszedł.Tak każdy po kolei oprócz mnie i Rossa szukał wymówki chcąc się wymigać od praktycznie najprostszej na świecie rzeczy. Zgodziliśmy się z chłopakiem napisać tę piosenkę za to że nie zgodziłam się wystąpić w tym teledysku. Do sali chłopaka wszedł dr.House.
-Co was tu tyle!?-uśmiechnął się.
-Dzień dobry-powiedzieli chórem.
-Masz wspaniałych przyjaciół .. i rodzeństwo chłopcze-zaczął-Ale proszę was nie męczcie go już zostawcie go najlepiej z jego dziewczyną-spojrzał na mnie a ja puściłam buraka (jak zawsze). Wszyscy pożegnali się z nami i niechętnie opuścili jego salę. Spojrzałam na chłopaka który znów spróbował chwycić moją dłoń.
-Nie.-odsunęłam się.
-Dlaczego nie?!-krzyknął na mnie.
-Nie jestem twoją dziewczyną Ross-szepnęłam.Chłopaka chyba to nie obchodziło bo znów złapał mnie za rękę. Kiedy lekarz zmienił mu kroplówkę i wyszedł blondyn spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
-Co?-spytałam.
-Dowiedziałem się ze być może jestem śmiertelnie chory-zaczął-A ty zabraniasz mi trzymać twoją dłoń?-spytał.
-Niezręcznie się czuję z tym wszystkim wiesz?-spytałam-Po prostu głupio się czuje kiedy wszyscy nazywają mnie twoją dziewczyną.
-Okay rozumiem-zaczął-Ale mi wystarczy jedynie twoja obecność żeby czuć się lepiej-uśmiechnął się.-Nie wiem jak wytrzymam tu jeszcze te 3 dni.
-Masz 18 lat prawie 19 możesz się wypisać jeśli chcesz-dopiero teraz dotarło do mnie jaką głupotę palnęłam. Powinien jeszcze odpoczywać a ja mu mówię że jest pełnoletni?! Jestem totalnie nie mądra.
-Wypisze się czuje się dobrze idź po lekarza-poprosił.
-Ross proszę cię zostań tutaj jak ci się pogorszy?-spytał.
-Nic mi się nie pogorszy idź proszę po dr.House'a.- Nie chętnie zgodziłam się iść po lekarza który sporządził wypis dla chłopaka. On też nie był z tego zadowolony ale blondyn jest dorosły i może zrobić co chce. Myśląc o tym co mi powiedział rzeczywiście głupio się wobec niego zachowałam nawet nie pozwalając mu się dotknąć. Fakt są w życiu takie momenty, w których nie oczekujemy żadnych słów pocieszenia. Jedynie chcemy poczuć że jesteśmy dla kogoś ważni. Tak chciał Ross. Jestem pewna tego że jeśli on jest chory i umrze .. będę okropnie cierpiała. Postanowiłam więc trzymać go na dystans bo może wtedy moje uczucie do niego wygaśnie. W głębi duszy jednak, trzymam kciuki za jutro, za pojutrze i za kolejny tydzień także!Trzymam kciuki za całe przyszłe życie, liczę na szczęście, na kilka powodów do uśmiechu, na kogoś bliskiego, na jego ramiona, na wspólne życie.! Szczeniackie marzenia-pomyślałam. Chłopak podpisał wypis i czekał aż odłączą go od kroplówki która właśnie się kończyła. Zerkał co chwilę na mnie lecz ja uciekałam wzrokiem, co chwilę zamyślając się. Denerwowało go to i to bardzo. Nie odzywał się do mnie. Nie wytrzymałam i wybuchłam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mnie ranisz tym milczeniem!.-krzyknęłam.
-Wybacz..-spojrzał na mnie-Ja po prostu nie chcę umierać.
-Ty nie umierasz Ross-chłopak usiadł obok mnie i złapał moją dłoń.
-Wiesz co?-spytał-Co ty na to żebyśmy poszli sobie zaraz na spacer?
-Um...okay.
-Jest piękna pogoda dawno nie spędziliśmy chwili razem-uśmiechnął się i spojrzał na mnie.
-Przestań to robić!-krzyknęłam.
-Ale co ja robię?-spytał.
-Podrywasz dziewczyny tym zniewalająco pięknym spojrzeniem-mruknęłam-Niestety na mnie to nie działa więc odpuść sobie.
-Wiem że na ciebie to nie działa-zaskoczył mnie-Zwykle dziewczyny lecą na umięśnione ciało i ładną buźkę..ale ty jesteś inna.-mój wzrok zatrzymał się na nim-Nigdy nie chciałaś miliona adoratorów, chciałaś tylko tego jednego jedynego.-westchnął-I wiedz że z pewnością go dostaniesz bo zasługujesz na prawdziwą miłość.
-Jesteś romantykiem-powiedziałam kładąc głowę na jego ramieniu.
-Popłakałem się na 'Gwiazd naszych wina'-zaczął-Uwielbiam tę książke zupełnie jak 'Zostań Jeśli Kochasz'.- w tym momencie do sali weszła pielęgniarka chłopaka i zdjęła mu kroplówkę.
-Musimy jeszcze pobrać ci krew do badań.-powiedziała. Chłopak niechętnie mnie puścił i poszedł do zabiegowego z Rosą. Kiedy wrócił poprosił bym wzięła go pod ręke po boli go noga i jeżeli spacer ma nam wypalić musimy chodzić tak cały czas. Widziałam że mnie nie okłamuje bo widocznie kuśtykał na zranioną nogę. Miałam jednak nadzieję że niedługo mu przejdzie. Nikomu nie wspomnieliśmy słowem że Ross wraca do domu. Chciałam pobyć z nim sama i... kto wie może mu to powiem? Postanowiliśmy pójść na plażę. Zachodzące słońce i niemal pomarańczowe niebo wyglądało niesamowicie wyglądało na tle oceanu. Los Angeles to najpiękniejsze miejsce na świecie i nie zmienie zdania już nigdy. Chyba że mój chłopak (który nie istnieje) zabierze mnie do Paryża. To by było coś pięknego. Usiedliśmy z blondynem na końcu molo na którym nie było już ludzi. Obserwowaliśmy zachodzące słońce ciesząc się chwilą. Przysięgam że mam ogromną ochotę wbić się wreszcie w te jego usta.
-Wiesz co?-spytał-Od chwili w której zbliżyliśmy się do siebie tak bardziej.. mam wrażenie że moje serce już nie należy do mnie, moje serce składa się z ciebie moja przyjaciółko-uśmiecham się i nagle coś przychodzi mi do głowy.
-'Got my heart made up on you'-powiedziałam.-Ross jesteś niesamowity!-krzyknęłam.
-Masz pomysł na piosenkę?-spytał.
-Tak będzie świetna mogę napisać ją nawet teraz.. może nie całą ale coś wymyślimy. Wyciągnęłam z torebki swój pamiętniko-zeszyt i zaczęliśmy z Rossem pisać. To był jak przypływ twórczości pisarskiej jakiegoś pisarza. Chłopak zaczął śpiewać:

You said what you said
When words are knives it's hard not to forget
But something in my head wouldn't reset
Can't give up on us yet
No, whoa, wo-ooh

 Po chwili i ja dołączyłam.
Your love was so real
It pulled me in just like a magnetic field
I'd let you go but something's taking the wheel
Yeah it's taking the wheel
Oh, oh
Refren wypłynął z nas jakbyśmy znali ten tekst od lat:
My mind says: no, you're no good for me
You're no good, but my heart's made up on you
My body can't take what you give to me
What you give, got my heart made up on you
Wo-ooh, Wo-ooh
Got my heart made up on you
-Boże jesteś genialna!-chłopak przytula mnie.-Jutro wymyślimy drugą zwrotkę i dodamy muzykę.
-Nie wspominałam że jestem całkiem niesamowita?-zaśmiałam się-Piosenki wyciągam jak z rękawa.
-Właśnie dlatego tak bardzo cię lubię Laura-zaczął blondyn uśmiechając się do mnie-Jesteś tak przejęta brakiem miłości że nawet nie zauważasz jaka jesteś wyjątkowa. Serio nie czujesz się szczęśliwa.?
-Dla mnie szczęście to nie czterolistna koniczyna Ross-powiedziałam-Dla mnie szczęście to twoja obecność.Ty.Po prostu-skończyłam.
-Masz mnie, rodzinę i przyjaciół-powiedział-Wszyscy cię uwielbiamy. Wieczór z Rossem minął mi bardzo szybko i miło. Poczułam się jak dawniej znów śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Nie miałam najmniejszej ochoty się z nim rozstawać więc poszłam do chłopaka do domu. Jakie zdziwienie wszystkich kiedy zobaczyli go w domu. Oczywiście jego rodzice narzekali na to że sam się wypisał ale co mogli zrobić? Jest pełnoletni. Poszliśmy na górę do jego pokoju. Usiedliśmy na łóżku.
-Pachniesz szpitalem-powiedziałam.
-Rzeczywiście-zauważył-Wiesz co pójdę wziąć prysznic a ty może poszukaj jakiegoś filmu w necie co?
-Horror?-spytałam.
-Nie wiem-zaczął wyciągając z szuflady bokserki i świeżą koszulę-Coś na co masz ochotę.-Chłopak poszedł do łazienki a ja wyciągnęłam jego laptopa firmy Apple. Po kilku minutach znalazłam drugą część filmu 'A haunted House' w dosłownym znaczeniu dom bardzo nawiedzony. Miałam wielką ochotę na komedię ale też na horror. Ten film to strzał w 10-tkę. Na pierwszej części niemal posikaliśmy się ze śmiechu. Ross wyszedł z łazienki kiedy podłączyłam kabel usb laptopa do jego telewizora tak żebyśmy mogli to obejrzeć większym ekranie.
-Jak to zrobiłaś?-spytał.
-Jestem czarodziejką-zaśmiałam się. Usiadłam obok chłopaka puszczając film. Sikałam ze śmiechu dosłownie bo aż rozbolał mnie brzuch. Kiedy film się skończył wybiła 23. Nim się obejrzałam była już 24. Ziewnęłam mocno i przeciągnęłam się. Mogłabym patrzeć na ciało chłopaka przez cały dzień. Niestety musiałam iść do domu.
-Serio jest już północ?-uśmiechnął się.
-Tak..powinnam już iść do domu spać-ziewnęłam znów.
-Naprawdę musisz już iść?-chłopak wyraźnie posmutniał-Zostań ze mną.
-Nawet nie mam w czym spać-Ross zdjął z siebie białą koszulkę bez rękawów i włożył ją na mnie od razu zrobiło mi się ciepło.
-Teraz już masz.
-Nie powinieneś-pokiwałam głową zaciągając się zapachem chłopaka.
-Zostań ze mną-pocałował mnie w szyję. Miałam ochotę pozwolić mu na wszystko nawet chciałam go pocałować. Lecz się powstrzymałam.
-Okay zostanę ale jeden warunek..-zaczęłam pisząc sms'a do mamy-Nie przytulasz mnie słyszysz?
-Dlaczego?
-Bo nie masz się od tego odzwyczaić i tyle-powiedziałam-Ja z resztą też nie jesteśmy parą.
-Dobra postaram się.-Położyłam się obok niego i przytuliłam się do poduszki. Chciał pocałować mnie w policzek na dobranoc ale ja natychmiast odwróciłam się do niego plecami. Zasnęłam po kilku minutach. Mój sen nie trwał długo bo czułam tulącego się do mnie tyłem Rossa. Jego silne ramiona strasznie mnie ogrzewały ale dłonie miał tuż przy moich piersiach.
-Przestań-powiedziałam cicho chociaż wcale nie chciałam by przestawał.
-Lauruś-zaczął przytulać się mocniej nawet całować moje ucho.
-Cicho..śpij.-Boże jak mi z nim dobrze. Mrużyłam z rozkoszy oczy. To nie jest normalne jak na parę przyjaciół. Kochałam go i miałam ochotę wtulić się w jego ramiona poczuć go całego i nigdy nie wypuścić. Lecz za każdym razem kiedy się do mnie zbliżał w głowie zapalała się lampka 'nie wolno ci jesteście przyjaciółmi a on być może jest śmiertelnie chory'. Powtórzę się. Nie robiłam tego dlatego by przestać go kochać, tylko dlatego że może mieć raka. Tak jak w 'Gwiazd Naszych Wina' (jeżeli wyniki się potwierdzą) Ross będzie jak granat.. który pewnego dnia wybuchnie. Nie potrafię o nim zupełnie zapomnieć ale.. przynajmniej postaram się nie przywiązywać tak do niego bo wiem że będę cierpiała kiedy umrze albo jego stan będzie się pogarszał. Uwiódł mnie znowu. Przekręciłam się na drugi bok tuląc się do niego z całej siły. To co powiedział zwaliło mnie z nóg.
-Nie zapomnij o mnie-szepnął-Czuje ból w nodze..to boli.
-Przestań-pocałowałam go w tors-Cicho już-przytuliłam go mocniej-Zapomnieć o tobie?-spytałam-Nie potrafiłabym.-chłopak zaczął cicho mruczeć.
-Chcę ci jutro coś powiedzieć-szepnął.
-Dobrze teraz śpij-powiedziałam to tak cicho że chyba nawet mnie nie usłyszał. Zmartwił mnie tym że czuje tam ból. Nie chcę żeby umierał. Dopóki nie ta cała akcja z gangami i w ogóle marzyłam że ja i Ross stworzymy piękny związek. Że będziemy nierozłączni i będziemy kochać się całe noce. Niestety jest zupełnie inaczej. Chcę spróbować wyobrazić sobie świat bez niego i widzę że byłby pusty. Nie widziałam nic oprócz nagiego torsu chłopaka i czułam tylko jego zapach. Czułam się nieswojo będąc tak blisko niego. Miałam w końcu na sobie tylko bieliznę i jego koszulkę która zwisała na mnie jak worek więc moje piersi były niemal na widoku. Powtórzę się to nie jest normalne! Czułam że nie jestem w stanie utrzymać otwartych oczu ani chwili dłużej. Zamknęłam je. Ross jest ode mnie na tyle wyższy że tuląc go zawsze słyszę jak bije mu serce. Więc słucham tego pięknego dźwięku i teraz. Jego płuca pracowały w rytm snu. Byłam tak blisko że nie mogłam oddychać. Jedna moja dłoń leżała na jego torsie natomiast druga była wyciągnięta na całą długość mojego ciała. Za to jedna dłoń chłopaka spoczęła na moim policzku a drugą mnie obejmował. Zaczęłam robić się mokra. Jednak nie miałam nawet siły lekko go puścić bo trzymał mnie bardzo mocno.. Odlatywałam.. obraz robił się ciemniejszy a oddech głębszy..
*************************************************************
Hej kochani ;3
Dzisiaj bez obrazków w notce bo net mi się zbuntował -,-
Anyway...xD
Co myślicie o rozdziale? -stałe pytanie. Wiem lipa i krótki (cała ja)
Jak dla mnie za słodki ale dużo Raury.
Musiałam napisać że została u niego na noc bo sama bym się wkurzyła jakbym puściła ją do domu.
Wierna czytelniczko-zaskoczyłaś mnie totalnie tym OGROMNYM komentarzem!
Matko 0.0 nie widziałaś mojej miny jak zobaczyłam jaki jest duży.
Dodałam już zakładkę kontakt ;) wracaj także do zdrowia! xD
PS:Akcja z teledyskiem rozwinie akcję na tym blogu tak kochana jak napisałaś 'chyba że coś szykujesz zła kobiet' -uwierzcie mi będzie się dużo działo i nawet nie wiem czy połącze wreszcie Raurę xD
Wiecie że ostatnio nie jest ze mną najlepiej jutro mam pobieranie krwi i kto wie czy nie dostanę kroplówki -,- Nie nawidzę tego xD
Jeżeli będzie dużo komentarzy postaram się dodać rozdział za tydzień w sobotę lub niedzielę.
A wiecie że u mnie dużo to ponad 15.
Bo wiecie źle się czuje a 10 komentarzy to nie zachwycająca liczba.
Jednak ciesze się że ktoś wgl mnie czyta ♥
Ostatnio Tinsley daje mi fajne opinie więc czekam na komentarze od mojej trójcy ♥
Co do rozdziału na 2 blogu nie mam pojęcia kiedy się pojawi napisałam połowę jednak chcę skupić się głównie na tym blogu.
Whatever..
Dobra koniec tej nudnej i lekko pretensjonalnej notki xD
Do (może)następnego weekendu!




sobota, 13 września 2014

Rozdział 17.

Uwaga rozdział lekko przerażający i pisany przez przyjaciółkę (żeby ni było dyktowałam jej xD)
*Laura*
Sen w czułych ramionach Rossa potrwał tylko 3 godziny bo tata zaniepokojony tym że się nie odzywam postanowił po mnie przyjechać.Ta noc była dla mnie ciężkim przeżyciem. Wychodząc z łazienki owinięta ręcznikiem zgasło mi światło w pokoju..kiedy przyjrzałam się bliżej okna.. widziałam kobietę w stroju zakonnicy. Fakt brzmi to idiotycznie .. najpierw myślałam że Vanessa wykręca mi głupi żart. Kiedy zapaliłam światło nikogo nie było w moim pokoju więc momentalnie przeszedł mnie dreszcz. Przez pół nocy o tym myślałam i nie mogłam zasnąć. Usnęłam dopiero przytulając się do siostry, do której oczywiście musiałam uciec. Siedząc rano przy śniadaniu w mojej głowie plotły się setki tysiący myśli. Tak kobieta.. co to miało znaczyć?!
-Halo ziemia do Marano!-krzyknęła Nessa machając mi dłonią przed oczami-Co się z tobą dzieje?
-Wybacz..zamyśliłam się tylko.
-Wczoraj wyglądałaś na przerażoną.. czy wszystko okay?
-Widziałam coś dziwnego w moim pokoju..paranormalnego.-przełknęłam ślinę.
-Co takiego?-spytała biorąc łyk ciepłej kawy.
-Zakonnice..kobiete sama nie wiem.
-Na spotkaniach do bierzmowania ksiądz opowiedział nam że jeżeli komuś ukaże się zjawa zakonnicy-przerwała na chwilę jak by chciała sięgnąć pamięcią wstecz-To zwiastuje to katastrofę. Ponoć widział ją Ojciec Pio ktoś na Titanicu lecz nie było na pokładzie żywej zakonnicy, ale jak tam w to nie wierzę-kończąc kawę podeszła do mnie ucałowała mnie w policzek.-Wychodzę do Rikera nie będziesz zła?
-Nie no coś ty.-uśmiechnęłam się serdecznie do siostry i wyjęłam z kieszeni smartfona który właśnie zaczął wibrować. Dostałam sms'a od Dove.
Była bardzo punktualna bo już po 20 minutach usłyszałam dźwięk klaksonu auta blondynki. Lubiłam jej samochód był mały, wygodny i skromny. Wsiadłam do pojazdu całując moją przyjaciółkę w policzek.
-Hej jak się czujemy?-spytała-Jakaś taka blada jesteś...
-Tak jest okay.. boli mnie trochę głowa.-odpowiedziałam.
-Więc jedziemy-odpaliła samochód i ruszyłyśmy. Zobaczysz babka ma osiemdziesiąt lat ale jest zajebista!
-Gdzie masz Demi?
-Mojego aniołka?-spytała-Została z Shanem wypuścili go.
-Zostawiłaś ją z nim zwariowałaś?!-krzyknęłam.
-To jej ojciec.. mało go kocha nie mogę go skreślić.-odpowiedziała jakby z wyrzutem.
-Wybacz.
-Nic się nie stało-uśmiechnęła się-Wiesz co właściwie ta babka jest bardziej jasnowidzem. Przepowiedziała mojej mamie umm-zastanowiła się-Że będzie miała córkę, małą blondynkę i proszę!. Dziewczynie zadzwonił telefon nie pytałam kto to ale był to z pewnością Shane. Trochę mnie zdziwiło to że ona wierzy w jasnowidzów ale okay. Ja jednak nie byłam w stanie do końca uwierzyć w słowa jakiegokolwiek MEDIUM. Nie ma znaczenia, jak cholernie uznanym jesteś jasnowidzem, i tak nigdy nie zobaczysz swojej tzw. ,,przyszłości", jeżeli nie pojawi się ona na progu twojego domu z pudełkiem cukierków i uśmiechem na twarzy! Gdyby jasnowidze na litość boską, naprawdę mogliby przewidywać przyszłość, żaden z ludzi nie wbiegłby na ulicę wprost pod nadjeżdżający, rozpędzony samochód z pijanym kierowcą na czele. Nikt nie zaraziłby się hiv'em od przypadkowo poznanego chłopaka/dziewczyny. Żaden człowiek nie zamknąłby się za kulisami w płonącym teatrze tylko wydarłby stamtąd przed samym zapaleniem się z pewnością ostrzegając wcześniej innych tak jak pewien francuski aktor (którego nazwisko wyleciało mi teraz z głowy) .
-Żyjesz?-Dove trąciła mnie łokciem.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-Już jesteśmy-powiedziała kiedy wjechałyśmy na piękną ogromną posesję z basenem. Dom miał wielkie szklane okno było wielkości ściany!. Można by więc pomyśleć że życie dla Madam Serin (właściwie dla Sary Wittle bo tak się nazywała) było niekończącym się rajem. Urocza kobieta zaprosiła nas do sporego pokoju urządzonego po indyjsku, na środku pokoju stał stolik ze złożoną talią kart. Staruszka zaproponowała nam wizytę za darmo ze względu na mój młody wiek (a Sara uwielbiała młodych ludzi). Przyniosła białego szampana i truskawki.
-Ze świeżego ogrodu-powiedziała wkładając protezę do ust. Założe się że nikt nie powiedziałby że ta kobieta ma już osiemdziesiąt lat. Jej blond (lecz wyraźnie posiwiałe) włosy spięte były w idealny kok, muszę przyznać że sama nie umiem takiego zrobić. Jej twarz była gładka i lśniąca jak jakaś karnawałowa maska!. Miała nawet starannie zrobiony makijaż oraz pomalowane paznokcie. Ogólnie jej wiek zdradzała tylko cienka jak papier skóra na dłoniach i dekolcie.
-Laura chciałaby dowiedzieć się czegoś na temat przyszłości-powiedziała Dove.
-Będziemy korzystać dzisiaj z talii 20-wiecznej Francji bo mam tutaj dziś dwie przepiękne młode kobiety, a w tamtym okresie również było wiele pięknych kobiet.
-Dziękuje-uśmiechnęłam się. Najpierw kazała pomieszać karty następnie rozłożyć kilka z nich. Oczywiście nie wiedziałam co się na nich kryje. Kobieta wyciągnęła rękę i kładąc mi ją na ramieniu i powiedziała bym wyciągnęła i odwróciła jedną z nich.
-Dziewiątka kier ,,Surprise" czyli zaskoczenie-powiedziała z uśmiechem. Przedstawiała kobietę w gorsecie stojącą przed otworzoną pustą klatką dla ptaków.
-Widzisz!-ucieszyła się Dove-Całkiem dobra karta.
-Ta karta oznacza-zaczęła wróżka-że spotka panią coś bardzo,bardzo satysfakcjonującego i sympatycznego,będzie to ogromnym zaskoczeniem! - Czułam się wtedy jak Myszka Mickey w ,,Uczniu czarnoksiężnika".
-Okay dobra wiadomość.
-Proszę odkryć drugą-rozkazała wróżka-Druga karta przedstawiała staruszka bujającego się na krześle, wyglądał na bardzo chorego. Obok niego stała kobieta z talerzem zupy. Lecz on chyba nie miał na nią ochoty.
-I jak?-spytałam.
-,,Maladie" ósemka pik-powiedziała z francuskim akcentem Sara-Czyli choroba.
-To już nie wygląda ciekawie-moje przyjaciółka włożyła duże okulary na nos. Miała słaby wzrok to prawda.
-Ale chyba to nie oznacza że zachoruję prawda?-spytałam-Miałam ostatnio problemy z oddychaniem i kaszel ale lekarz powiedział mi że to z powodu stresu bo za dużo myślę o Rossie.
-Nie spokojnie nie zachoruje pani-uspokoiła mnie wróżka-Proszę spojrzeć ten chory na karcie to mężczyzna więc zachoruje mężczyzna, może nawet poważnie pani lub pani matka będzie się nim zajmować.
-Mogę następną?-spytałam.
-Tak proszę-następna karta którą odkryłam przedstawiała przerażonego mężczyznę z potarganymi włosami leżącego na łóżku. Kołdra była odrzucona na bok, jego nogi pokryte rybimi łuskami! przypominały stopy pisklęcia, obok łóżka stał zakapturzony człowiek z długą siwą jak u Gandalfa brodą trzymał w ręce klepsydrę której górna część była prawie pusta. W drugiej ręce miał mocno nadpalony drewniany krzyż z którego leciał dym. Nie powiem ta karta lekko mnie wystraszyła.
-,,Mort"-powiedziała staruszka- Czyli śmierć.
-Co symbolizuje ten facet?-spytałam łykając szampana.
-Może ptasią grypę?-spytała Dove biorąc kęsa truskawki umoczonej w czekoladzie.
-Nie nic z tych rzeczy-powiedziała staruszka-Mężczyzna jest symbolem. Oznacza to że ktoś bardzo panią zawiedzie. Będzie to osoba na której zawsze pani polegała. Nogi oznaczają wsparcie.Wsparcie oznacza wiarę i zaufanie. Przekona się pani, że zaufanie do tej konkretnej osoby...że ta osoba panią zrani.
-Aha..okay pożyjemy zobaczymy-westchnęłam i odkryłam kolejną kartę.
-,,Pieges" czyli pułapki-Dojdzie do nieporozumienia pomiędzy panią a jakąś osobą.. to tyle-uśmiechnęła się serdecznie. Odkryłam kolejną kartę. Była przerażająca.
-,,Cauchemar" czyli koszmar nocny-powiedziała.Karta przedstawiała chudą kobietę w długiej białej koszuli nocnej, walczącą w łóżku z jakąś istotą przypominającą ośmiornicę, miała czerwone oczy. Obok łóżka stał ten sam zakapturzony człowiek co w karcie ,,Mort". Czułam że ten KOSZMAR mi się nie podoba-nie miałam pojęcia co karta chce mi powiedzieć.
-No i.. c..co?-spytałam przerażona chwytając Dove za ręke.
-Och tutaj wszystko jasne-ucieszyła się-Zmaga się pani ze swoim sumieniem.
-Sumieniem?-spytałam zdziwiona.
-Jakim sumieniem?-wyprzedziła mnie Dove.
-Jest pani rozdarta, w tym cały kłopot. Widzi pani tę kobietę leżącą na łóżku?-spytała na co pokiwałam głową-Jej pozytywna strona walczy z negatywną. Chciałaby pani komuś przylać jednak nie robi pani tego bo jest pani dobrą i czułą kobietą.
-Właśnie taka jesteś-uśmiechnęła się Dove. Odwracałam kolejne karty a każda następna wydawała się dziwniejsza, bardziej ponura i mniej zrozumiała od poprzedniej.
- ,,Tuerie" rzeźnia-przedstawiała ojca siedzącego w jadalni. W rękach miał nóż i widelec, oprócz niego przy stole siedziało dwóch synów, córki oraz żona, przed nimi stały talerze. Wszyscy byli ubrani na galowo...ale nie mieli głów. Ich głowy leżały sobie na talerzach i uśmiechały się były pozamieniane miejscami- W twojej rodzinie sporo ulegnie zmianie i każdy będzie chciał przejąć rolę innego członka domu. To tyle.-kobieta uśmiechnęła się i złożyła karty. Dała mi naprawdę dużo do myślenia.-Jeżeli dziwi was moja znajomość języka francuskiego nie martwcie się znalazłam tłumaczenie na Google Translate.
-Co?-zaśmiałam się.
-Myślałaś że osiemdziesięcio-latka nie potrafi oszukiwać?-uśmiechnęła się.
-Raczej że nie wie co to internet-zaśmiała się moja przyjaciółka. Madam Serin zawołała Harry'ego który jak się domyśliłam był jej lokajem. Udała się z nim na górę a nam natomiast kazała chwile zaczekać.
-I jak Laura?-spytała blondynka obejmując mnie.
-Sama nie wiem-odpowiedziałam-To mi dało dużo do myślenia dzięki za to że mnie namówiłaś.
-Nie ma sprawy-cmoknęła mnie-A co się z tobą działo?
-Nie wiem.. rzadko wychodziłam z domu, mało jadłam nie miałam ochoty z nikim gadać ciągle czytałam te samą książkę.
-Miałaś depresję.
-Nie miałam depresji!-krzyknęłam-Po prostu moje życie wywróciło się o 999 stopni!. Miła staruszka wróciła do nas z jedwabnym pudełkiem i otworzyła je. Były w nim dwa piękne złote słoniki.
-To naszyjniki-powiedziała-Czyste złoto jeden z nich kosztował 3.000 tyś dolarów.-Otworzyłyśmy oczy ze zdziwienia.-Proszę są wasze.
-Nie zwariowała pani?!-zaprotestowała Dove-Nie możemy tego przyjąć.
-Owszem możecie nie każcie mi nalegać-uśmiechnęła się-Piękne kobiety zasługują na to co najlepsze.Uwielbiam dawać prezenty moim ukochanym klientom.
-Dopiero mnie pani poznała-zaśmiałam się.
-Ale maluje się przed tobą piękna przyszłość.-ucałowała mnie wciskając słonika w dłoń-I jesteś przyjaciółką Dove.. boże jak ja kochałam twoją matkę!-spojrzała na moją przyjaciółkę-Jak własną córeczkę.
-Naprawdę nie trzeba-powiedziałyśmy obie.
-Weźcie je będą was chronić i przynosić szczęście. Długo kłóciłyśmy się z Sarą ale wreszcie wzięłyśmy prezent (jeżeli można tak nazwać czyste złoto). W drodze powrotnej poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam komórkę i zobaczyłam sms'a od Delly.
-Dove czy możesz podrzucić mnie do szpitala?-spytałam ze łzami w oczach.
-Jasne, nie płacz co się stało?-spytała.
-Nie wiem po prostu mnie tam zawieź!-krzyknęłam dając upust łzą. Przez śpiączkę Rossa zrozumiałam bardzo dużo rzeczy i.. sama nie wiem co myśleć ale wiem tylko tyle że, nauczyłam się żyć ukrywając cały swój smutek oraz każdy gram tęsknoty. Opanowałam uśmiech w momentach kiedy łzy cisnęły mi się do oczu. Nauczyłam się kłamać, grać, tuszować prawdę. Ale ja nie miałam innego wyjścia! Życie w cierpieniu nie jest proste, a okazywanie go nie ma najmniejszego sensu....Ludzie nie wiedzą jak obchodzić się z cierpiącą osobą. Nie wiedzą co powiedzieć, jak się zachować, nie wiedzą czy spróbować pomóc czy udać, że nic nie widzą. Dlatego lepiej nie pokazywać cierpienia, nie czekać na litość, bo to nic nie daje! W oczach innych wszystko ma swój indywidualny obraz, który tak często odbiega od tego prawdziwego. Tak mało kto rozumie co czuje osoba, która właśnie w tym momencie cierpi. I właśnie to wszystko nauczyło mnie, że najlepiej płacze i tęskni się w ukryciu. Ból nie potrzebuje widowni... zdecydowanie. To, że żyłam nadzieją i wspomnieniami..to, że tyle czasu płakałam, cierpiałam, tęskniłam, że czekałam to była zapłata za jego cierpienie.Dove wyrwała mnie z myśli zatrzymując samochód na parkingu za szpitalem.
-Dziękuje kochana-pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Idąc tam zupełnie nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Przepowiednie tej wróżki, dziwna wiadomość od Rydel. Nie mam już do tego głowy. Chciałabym powiedzieć Rossowi co do niego czuję ale co ja mu powiem? Gdybym mogła zrezygnować z miłości do Ciebie i tak po prostu jednym, małym gestem ją wyrzucić to już dawno bym to zrobiła. Zrobiłabym to nie dlatego, że Cię nienawidzę, ale dlatego, że chciałabym wreszcie normalnie żyć, zupełnie jak kiedyś bez bólu, tęsknoty i żalu do całego świata. Mam nadzieję, że zrozumiałbyś to gdybyś tylko miał możliwość o tym usłyszeć? Świat mi się zawalił i to dosłownie. Czasem mam wrażenie, że to jakaś obsesja. Że boję się o nim zapomnieć, ponieważ odnoszę wrażenie, że wtedy umrze kolejna cząstka mnie, że zniknie poczucie, tego że spotkało mnie w życiu coś wspaniałego, że kolejny raz oddale się od wspomnień. Nie wiem dlaczego to wszystko tak wygląda, przecież od dawna powinnam umieć sobie radzić z takimi sytuacjami kiedy smutek obiera nade mną kontrolę, ale jednak nadal nie potrafię!Poprostu nie potrafię! Wtedy włącza się we mnie podwójna tęsknota i nijak nie mogę zmusić siebie do niepamiętania, do niekochania. Nie wiem dlaczego to spotkało akurat mnie, dlaczego muszę być taka słaba emocjonalnie, dlaczego nie mogę po prostu odciąć się od przeszłości. To byłoby dużo prostsze niż życie w nieustającym wewnętrznym bólu. Żadna obietnica o lepszym jutrze się nie spełniła, żadne słowa o przemijającej miłości się nie sprawdziły. Ja już nie wiem co dalej powinnam robić... z resztą nawet kiedy wspomnienia wyblakną to jednak dalej pozostanie ta pustka, której w żaden sposób nie da się opisać bo skończyło się coś co miało trwać wieki. Drzwi winy rozsunęły się i ujrzałam OIOM. Od razu zauważyłam Delly która stała spanikowana pod salą Rossa.
-Laura!-krzyknęła zapłakana.
-Boże Rydel!-krzyknęłam i podbiegłam do niej przytulając ją-Co się dzieje dlaczego płaczesz?
-Nie ma Rossa rozumiesz nie ma go!-krzyknęła.
-Jak to ?-puściła ją i odgarnęłam jej włosy chcąc uspokoić przyjaciółkę.
-Pielęgniarka powiedziała że on nie żyje.- te słowa przebiły na wylot mój umysł i serce.. to nie możliwe to nie może być prawda.
-Co?-spytałam a ta usiadła, zrobiłam to co ona.-Jak..jak kurwa nie żyje?!
-Rodzice, moje rodzeństwo i Ell poszli do kostnicy sprawdzić czy to prawda.. ja nie poszłam boje się.
-Boże..-rozpłakałam się.
-Wyglądasz jak byś miała zemdleć-zauważyła Rydel. Tak się czułam.-Co jest?
-Jezu Delly..ja po prostu..-miałam dość tłumienia tego w sobie więc wreszcie wybuchłam.-Nie radzę sobie z samotnością! I chce mi się wyć, bo nie wiem czy tęsknie za nim czy tylko za bliskością!Chociaż chyba tęsknie za jednym i drugim.!Tak bardzo brakuje mi poczucia, że jestem dla kogoś ważna, że ktoś myśli o mnie przed snem i po przebudzeniu się. To wszystko jest chore, a mi jest tak naprawdę coraz trudniej i nie dlatego, że nie ma jego tylko dlatego, że nie potrafię niczego złożyć do kupy, bo jeden człowiek rozpierdolił we mnie wszystko na cząstki elementarne i sprawił, że nic nie jest takie samo jak było i nic już takie nie będzie! I kurwa kocham go!!!!! ale już nie chce,wolę żeby to wszystko przepadło, bo mam dosyć, po prostu mam dosyć tego uczucia, które mnie tak niszczy!
-Już dobrze uspokój się-przytuliła mnie.-Wiem że kochasz mojego brata... i nie wyobrażam sobie go z inną dziewczyną.
-Dziękuje.. niedługo mu powiem obiecuję.
-W życiu nic nie jest proste-zaczęła- Trzeba po prostu umieć pogodzić się z rzeczywistością, bo inaczej będzie się umierać za życia, w nieskończoność. A ja nie umiałam,grałam odważną, która tą rzeczywistość chciała zmienić, chociaż nie było ani cienia szans na zmianę..
-Dziewczyny!-krzyknął biegnący korytarzem Riker-Ross żyje wybudził się przenieśli go na blok obserwacyjny!- Nie potrafiłyśmy opanować szczęścia. Pobiegłyśmy za bratem blondynki. Zauważyłam rodzinę Rossa oraz Ellingtona. Lekarz wyszedł z sali w której obecnie leży mój przyjaciel.
-Co z nim?!-krzyknęli wszyscy w tej samej chwili więc zabrzmiało to dziwnie.
-Spokojnie pacjent czuje się dobrze-uspokoił nas-Proszę wchodzić pojedynczo.
-My wejdziemy najpierw-powiedział Mark.
-Nie!-zaprotestowałam-Błagam ja muszę wejść pierwsza proszę pana!!! Błagam.
-Za pół godziny wyjdziemy spokojnie..- uspokoił mnie Mark. Cóż musiałam się zgodzić choć zrobiłam to niechętnie. Lekarz zaczął się wymądrzać że może wejść tylko rodzina. Więc najpierw weszli wszyscy a ja siedziałam i czekałam na swoją kolej aż do 20. Wreszcie z sali wyszła ostatnia osoba którą był Ellington i Rydel. Weszłabym wcześniej ale pozwoliłam najpierw wejść Ellowi. Pożegnałam się z przyjaciółką i łapiąc za klamkę czułam jak serce podskoczyło mi do gardła. Nacisnęłam ją i wchodząc do środka zauważyłam Rossa który na mój widok tylko się uśmiechnął.
-Hej kochany-powiedziałam.
-Hej ślicznotko-puścił mi oczko a po jego policzku spłynęła łza. Zakryłam twarz dłońmi i pokręciłam głową. Po chwili podbiegłam do niego i wprost się na niego rzuciłam. Przytuliłam chłopaka najmocniej jak tylko umiałam. Chłopak posunął mi się i mogłam się w niego wtulić.
-Boli cię?-spytałam patrząc na nogę owiniętą bandażem.
-Nie.. przy zmianie opatrunku lekko piekła ale nie boli-pocałował mnie w czoło.
-Może nie powinniśmy?-spytałam.
-Daj spokój wiem że to dziwne jak na parę przyjaciół ale tęskniłem.-powiedział.
-Nie o to chodzi-zaśmiałam się.-Jesteśmy w szpitalu jak nas ktoś nakryje?
-Nie uprawiamy seksu!-krzyknął-Tylko cię przytulam..z resztą raz czułem jak ktoś ze mną leży.
-Wiesz...-przeciągnęłam uśmiechając się-Nie mogłam się powstrzymać.
-Czasami miałem takie przebłyski jakby ktoś coś do mnie mówił lub coś-podrapał się po głowie.-Jednak nigdy nie słyszałem nic więcej.
-Puść bo zasypiam-zaśmiałam się.
-To śpij ja dostanę opieprz-uśmiechnął się.-Ktoś po ciebie przyjedzie?Nie chcę żebyś wracała sama.
-Tak tato mówił że będzie o 23 zresztą on też chce cię zobaczyć.
-Dlaczego?
-Nie wiem Ross-znów się zaśmiałam-Boisz się mojego ojca?
-Ja?-oburzył się-Laura ja się niczego nie boje rzuciłem się pod strzał.
-Co racja to racja..-westchnęłam.-Dosłownie nie jestem w stanie utrzymać otwartych oczu.
-No śpij-przytulił mnie mocniej.
-Nie!-krzyknęłam-Puść, usiądę sobie i pogadamy. Miałam wrażenie jakby te 2 godziny minęły niczym dwie minuty. Ból mnie opuścił.. byłam taka szczęśliwa. Zrozumiałam że warto mieć nadzieję zawsze! Zawsze warto wierzyć nawet w niemożliwe do końca bo warto i tak jak w tej piosence:Nawet jeśli niebo runie w dół,i nie można będzie znaleźć światła dnia nigdy się nie załamię! Tata przyjechał kilka minut przed 23 i otworzył drzwi sali. Widząc mnie i Rossa razem w jednym łóżku widziałam po nim że nie podoba mu się to. Tato jest taki surowy dlatego że boi się o swoją ,,córeczkę" przecież ja i Vanessa zawsze będziemy malutkie.
-Laura zbieraj się-powiedział krótko.
-Muszę iść-przytuliłam Rossa. Zeszłam niechętnie z jego łóżka puszczając jego nadal chłodną (lecz już nie zimną) dłoń i założyłam bluzę. Damiano podszedł do blondyna pokiwał głową i powiedział.
-Jesteś w porządku młody-wyciągnął do niego rękę i przybił mu piątkę.-Jesteś w porządku.
-Dziękuje-powiedział Ross.-Pa ślicznotko.
-Pa przystojniaku-puściłam mu oczko i razem z ojcem wyszłam. W drodze do domu myślałam tylko o moim przyjacielu. Boże byłam taka szczęśliwa. Telefon znów zaczął burczeć. Myślałam że udusze się ze szczęścia widząc widząc wiadomość od Rossa. Odpisałam mu oczywiście. Powiedział że chcę już wrócić do domu. Byłam bardzo zmęczona i podekscytowna dzisiejszym dniem więc nie biorąc nawet prysznica padłam plackiem na łóżko szybko zasypiając.
*********************************************************
No hej kochani ;3
Mam dla was rozdział z którego uwaga jestem zadowolona.
Dziwne prawda? xD
Od razu zapowiadam że nie sprawdzałam błędów.
Rozdział pisany przez Oliwę która po napisaniu go stwierdziła że chyba nie zakłada bloga.
Wymęczyłam ją oj tak ;3
Wiecie miałam dosyć paskudne zapalenie tchawicy więc musiała mnie wyręczyć.
Nawet z gorączką potrafiłam wymyśleć jakąś chorą akcję jak tą ze staruszką :D
Myślę że rozdział się podobał i wam ;)
Dziękuje za tak dużą ilość komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Pod tym też chcę tyle zobaczyć.
Nie było niestety koma od Wiernej Czytelniczki ale może coś jej wypadło lub nie chciało jej się :D
Kolejny rozdział postaram dodać się za tydzień bo pracuję nad rozdziałem pierwszym na 2 blogu.
Czekam na wasze opinię i zmykam czytać ,,Zostań jeśli kochasz" ♥♥♥
Kocham was!!!



 

niedziela, 7 września 2014

Rozdział 16.

Kilka dni później..
*Laura*
Po tym jak Ross uratował mi życie.. wylądował na intensywnej terapii... i zapadł w śpiączkę podczas operacji.. Shane został zamknięty w areszcie śledczym po tym jak wydał Olivera. Mają go uniewinnić stwierdzili że był niepoczytalny. Może jednak dostać kilka miesięcy za zażywanie narkotyków. Dove zamieszkała razem z małą Demi w niewielkiej kawalerce którą, postanowiła wynająć na jakiś czas. Wszystko prócz Rossa jakoś wróciło do normy. Rodzice płakali , Vanessa też. Rodzina Lynchów również nie mogła uwierzyć że żyjemy. Ansel i Car zostali parą.Natomiast ja.. zapadłam w depresję. Nie mogę znieść myśli,że Ross ma nikłe szanse by się wybudzić. Leżąc w łóżku wpatrywałam się bezsensu w sufit... Mój pokój jest taki sam jak go zapamiętałam, jasny, z wielkim łóżkiem i ukochanym parapetem. To było jedyne miejsce w domu (oprócz kuchni) które lubiłam Lekarz który wyjmował kulę z jego nogi powiedział że nie wytrzyma bólu bez uspania go.. to musiało go bardzo boleć .. Stałam przy nim i trzymałam jego dłoń w którą niemalże wbijał pazury i całowałam ją.. po pewnym czasie posikał się z bólu. Kiedy to zrobił krzyknął żebym wyszła.. to była ostatnia chwila w której widziałam go ,,żywego". Potem.. potem go już nie było. Kochałam go. Boże jak ja go kochałam!. Dlaczego on rzucił się pod tą cholerną kulę?! Uratował mi życie.. znów jest moim bohaterem. W jego pokoju obok wszystkich gadżetów R5 i jego instrumentów wisi piękny cytat: ,,Zawsze celuj w księżyc, nawet jeśli nie trafisz będziesz między gwiazdami". Uznałam więc że jest między gwiazdami i czuję oraz słyszy wszystko co się do niego mówi ,,Nie zaszkodzi do niego mówić być może chłopak cię słyszy"-powiedziała mi tak dyżurująca pielęgniarka która zmieniała mu butlę z tlenem pomagającą mu oddychać. Ross bardzo się dusił, przez to że na ustach i nosie ma założone ,,to coś" co pomaga mu oddychać  nie mogłam nawet go pocałować. Za każdym razem kiedy przy nim siedziałam, trzymałam jego dłoń. Jego śliczne oczy były zamknięte,ale jego mięśnie wciąż opinały się o koszulkę we flagę ameryki, jego dłonie były tak samo ciepłe jak zawsze, a jego włosy dalej opadały mu na czoło. Wszystko straciło sens... zazwyczaj na pogotowiu najpierw proszą cię o oszacowanie bólu w skali od 1 do 10. Pamiętam ten jeden raz kiedy mój żołądek zaczął dosłownie płonąć, nie mogłam złapać powietrza.. pokazałam więc dziewięć palców. Wszyscy mówili że jestem mega odważna bo dziewiątkę nazwałam dziesiątką. Ale to nie było tak.. nie nazwałam jej dziesiątką bo byłam odważna, nazwałam ją tak, bo dziesiątkę chciałam zachować na wszelki wypadek. I to był ten wypadek.. ,śpiączka Rossa była jedną wielką DZIESIĄTKĄ. Wszędzie widziałam mojego przyjaciela, nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Oglądałam filmik który nagrałam przed ich koncertem.
Nie potrafiłam spojrzeć na jego zdjęcie lub na cokolwiek związanego z nim nie tonąc w morzu łez.Usłyszałam pukanie do mojego pokoju.. nie odezwałam się słowem ponieważ nie chciałam z nikim rozmawiać. Drzwi otworzyły się jednak i ujrzałam w nich Vanessę. Usiadła po chwili obok mnie przyciągając do siebie.
-To niesprawiedliwe-przeciągnęłam nosem.
-Wiem kochanie.. wiem-całowała mnie w czoło.
-Tak bardzo go kocham!-rozpłakałam się jeszcze bardziej-Dlaczego los nas z sobą zetknął?
-Naprawdę nie wiem Laura..-starała się mnie pocieszyć- Ale sama zawsze powtarzasz że nic nie dzieje się bez przyczyny..
-Ponury dzień prawda?-spytałam spoglądając w okno. Nawet pogoda mnie dołowała.
-Tak wiem-cmoknęła mnie w policzek- Chodź pojedziemy do twojego kochasia. Delly mówiła że jego stan się polepszył więc jest szansa że się wybudzi.
-Ta..wiem.-Vanessa wyszła z mojego pokoju. Następne dziesięć minut spędziłam poszukując torebki i komórki. Bez tych dwóch rzeczy nie wyszła bym z domu. Wstąpiłam jeszcze do łazienki żeby poprawić sobie makijaż i wreszcie zeszłam na dół gdzie tata i van już na mnie czekali.
***
Siedząc w aucie ojca, przyglądałam się panoramie na oknem. O dziwo nie padał deszcz lecz i tak było pochmurno. Damiano-mój ojciec-jest nauczycielem więc na samą myśl o nowym roku szkolnym który ma zacząć się za 3 tygodnie przechodziły mnie dreszcze.Zawsze. Vanessa jak zawsze wydaję się niczym nie przejmować, pochłonięta rozmową z tatą nie zwraca uwagi na nic po za tym.  Ja jak zawsze, cicha i zamknięta w sobie Laura. 
- Kochanie masz na coś ochotę? Zajedziemy do marketu -tato odwraca się chwilowo do mnie.
- Nie, dzięki tato- mówię cicho wyjmując telefon z kieszeni.
Jedna nie odebrana wiadomość od mamy. ,,Wróciłam do domu gdzie jesteś?!"Czytam i szybko odpisuję. Wysyłała tę wiadomość jakieś 20 minut, czyli znając Ellen,już wyrywa sobie włosy z głowy.. Zostawiłam telefon na kolanach w razie odpowiedzi z jej strony. Samochód zatrzymał się na parkingu jednego z setki marketów w mieście. W końcu to Los Angeles. Tata i Van odpinają pasy.
- Idziesz? -siostra odwraca się do mnie.
- Nie, idźcie poczekam w aucie - uśmiecham się lekko.
Vanessa wzdycha i wychodzą z samochodu. Nie miałam ochoty na zderzenie z ponurą rzeczywistością, w aucie przynajmniej było ciepło. Wyjęłam z torebki moja ulubioną książkę 'Ręka Mistrza'  książka którą czytałam milion razy a i tak zawsze do niej powracam. Zazwyczaj czytałam ją kiedy znudziło mi się mówienie do nieprzytomnego Rossa. "Bądź gotowy, żeby zobaczyć wszystko do końca. Jeśli chcesz tworzyć -niech Bóg dopomaga,jeśli chcesz i jeśli możesz-nie waż się zatrzymywać,zanim dotrzesz do sedna sprawy,bo to nikczemność. Zstępuj głębi i bierz swoje znaleźne. Zrób to za wszelką cenę,nawet za cenę wielkiego cierpienia. Możesz narysować dwie dziewczynki-bliźniaczki-ale to potrafi pierwszy lepszy. Nie zatrzymuj się w tym miejscu tylko dlatego, że cała reszta to jedna wielka makabra. Nie zapomnij dodać,że obie stoją po uda w wodzie, która powinna sięgać im dobrze powyżej głów. Ten kto je tak widział-Emery Palson,na ten przykład-mógłby to zauważyć,gdyby tylko się przyjrzał,ale przecież tak często ludzie nie wiedzą właśnie tego co mają na wyciągnięcie ręki.Dopóki oczywiście, nie jest już za późno". Czytanie przerywa mi otwierany bagażnik. Wrócili z zakupów.
-Kupiłam pianki-Vanessa wsiada z uśmiecham do auta patrząc na mnie znacząco. 
-Nie ma mowy, zresztą i tak przegram-śmieję się i odkładam książkę do torby. 
-To że ostatnio przegrałaś nie znaczy że teraz też tak będzie-odwraca się do mnie.
-Jasne, ostatnio też tak mówiłaś, po za tym ty masz paszczę jak szczupak przy moich 6 ty bierzesz 11-zaśmiałam się.
-Sama masz paszczę, nie obrażaj mojej seksownej twarzy-Vanessa udaje oburzenie.
-Wmawiaj to sobie piankowcu,chyba nie widziałaś twarzy Rossia-unoszę brwi.
-Oh..błagam ty nie masz gustu -wzdycha.
-Co zrobisz nic nie zrobisz - wzruszam ramionami. Tata zatrzymał auto na stacji benzynowej. Siostra otworzyła drzwi i przesiadła się na tył samochodu. Na pewno miała zamiar poprawić mi humor.
-Patrz co ja tu mam?-siostra usiadła obok mnie machając paczkami pianek.
-Nie ma mowy Ness, nie lubię przegrywać-westchnęłam.
-No dawaj, to zabiorę cię w fajne miejsce - prosi patrząc na mnie.
-Cóż marny warunek ale niech będzie i tak się nudzę- Damiano pojawił się w aucie i po minucie ruszyliśmy w kierunku szpitala. Vanessa powiedziała tacie na ucho gdzie ma jechać. Ten uśmiechnął się i ruszył w przeciwną stronę.
-Więc zaczynamy-uśmiechnęłam się.
-1...2...3 !- Vanessa zaczyna upychać pianki w buzi.Idąc za jej przykładem biorę jedną do buzi i liczę
-1..2...3....4-pianki powoli zaczynają wywoływać u mnie odruch wymiotny.
-Siedem-moja siostra jak zawsze bez trudu wkłada piankę za pianką do buzi.
-Sześć- mamroczę biorąc kolejną piankę.
-12..-mówi Vanessa.Kiedy próbuję wepchnąć do buzi siódmą piankę nie wytrzymuję i wypluwam wszystko. Tata i Van wybucha śmiechem wypluwając zawartość buzi na podłogę. 
-Sprzątasz to..!-śmieje się.
-Przy siódmej piance wyglądałaś jakbyś miała umrzeć-powiedziała z bananem na ustach.
-Bo nienawidzę tych pianek jak je czuje to mam odruch wymiotny!- krzywię się.
-Okay już sprzątam-brunetka przytuliła mnie i zaczęłam sprzątać wyplute pianki. Obrzydlistwo.

-Wiesz że istnieję szczotka czy cokolwiek do sprzątania a ty robisz do rękoma -zaśmiałam się.
-Oświeciłaś mnie..-westchnęła-O zobacz już jesteśmy. -Tata zatrzymał samochód, siostra wysiadła pierwsza i czekała aż podniosę dupsko i wyjdę z auta.
-Gdzie jesteśmy?-spytałam.
-To niespodzianka-powiedziała.
-Nie wysiądę dopóki mi nie powiesz gdzie jesteśmy-zaprotestowałam.
-Okay, jesteśmy w rezerwacie.
-Jakim rezerwacie?-spytałam.
-Indian-powiedział tata-Dwa kilometry za miastem.
-Co jest Laura nie pamiętasz swoich dawnych kumpli?-spytała Vanessa. Oberwała za to pianką w ramię.
-Uważaj sobie!-uśmiechnęłam się. Tata został w samochodzie. Kiedy tylko wyszłam z auta byłam wdzięczna sobie, że założyłam trampki, w większości ziemia jest mokra a w niektórych miejscach to po prostu błoto. W oddali widać jezioro i całkiem sporo domków. Kojarzę to miejsce, chodź tak naprawdę nie mam pojęcia skąd. 
-Niedaleko jest plaża na którą zawsze przychodziliśmy z rodzicami, La-Push, pamiętasz? - spytała gdy idziemy drogą w stronę domków.Kręcę przecząco głową czując się trochę zakłopotana.
-Nie przejmuj się byłaś taka malutka-przykłada dłonie na wysokość swoich kolan.
-Jesteś o 5 lat starsza-przewracam oczami.
-Taa..racja, nie wiem czemu nie pamiętasz -wkłada ręce kieszeni.Wzdycham i idę za siostrą. Okolica jest całkiem przyjemna. Cisza, spokój i las. Myślę, że już lubię to miejsce.
-O nie ! Kogo moje oczy widzą!-Vanessa- obracam się gwałtownie słysząc damski głos.
-Mia?!-moja siostra uśmiecha się na widok dziewczyny.Blondynka ma na sobie koszulkę z krótkim rękawem i rybaczki. Cholera, przy takiej pogodzie.
-We własnej osobie, siema stara dziewczyna przytula przyjacielsko moją siostrę.
-Laura urosłaś! -wzrok dziewczyny pada na mnie.Uśmiecham się nadal czując zakłopotanie. 
-Ona nie za bardzo pamięta swoje lata tutaj..-Nessa mówi za mnie.
-Cóż w takim razie jestem Mia, wrzuciłam cię kiedyś do jeziora ale pomińmy ten fakt - dziewczyna śmieję się i podaje mi dłoń.Uśmiecham się lekko i ściskam ją. Jak na jej ubranie i temperaturę jej dłoń jest ciepła, nawet bardzo.
-Chodźcie, reszta się ucieszy, że jesteście - puszcza moją dłoń i idzie na przód.
-Zwłaszcza David ucieszy się na mój widok -moja siostra kolejny raz śmieję się.
-Już mu przeszło ma nową miłość -Mia również wybucha śmiechem 
Gdy dochodzimy do wioski  jest cicho i ani śladu żywej duszy.
-Gdzie oni wszyscy wybyli? -Blondynka rozgląda się.
Również rozglądam się po okolicy, moją uwagę przykuwa znajomy domek nad jeziorem. A w głowie pojawia sie wspomnienie dwóch małych dziewczynek bawiących się lalkami i chłopca .Jedną z tych dziewczynek byłam ja. Faktycznie, przypomniało mi się to że już tu byłam dopiero kiedy Mia zaczęła opowiadać różne historie z moim udziałem ponoć byłam ,,słodziakiem". Spędziliśmy tam z Vanessą dobre półtorej godziny bo ta musiała się oczywiście nagadać ze starą znajomą. Nie miałam ochoty jechać do Rossa bo .. sama nie wiem.. widząc go czułam jak coś w środku we mnie pęka. To było takie uczucie którego nie da się nazwać. Postanowiłam jednak poprosić tatę (który przez czekanie na nas był już nieźle wkurzony) żeby powiózł mnie do szpitala. Tak też zrobił. Auto zatrzymało się na parkingu dla odwiedzających chorych w szpitalu. Ten parking był naprawdę dziwny. Znajdowały się w nim miejsca w których mogli parkować tylko inwalidzi, w innym miejscu zaś płaciło się za pozostawienie auta, w kolejnym natomiast nie wolno było zostawić auta na dłużej niż 5 minut. Otworzyłam drzwi i wysiadłam.
-Tato nie czekajcie na mnie-powiedziałam-Wrócę późno.
-Poczekamy spokojnie.
-Tato poważnie wrócę dość późno i..
-Poczekamy!!!!-wrzasnął-Albo jak wyjdziesz nie waż się ruszyć na miasto sama dopóki po ciebie nie przyjadę rozumiesz?!-nie spodziewałam się takiej reakcji ale rozumiałam tatę. Widocznie bardzo bał się że ktoś znowu mnie skrzywdzi. Damiano odjechał dopiero wtedy kiedy szpitalne drzwi zatrzasnęły się za mną. Udałam się w kierunku windy. Chciałam wejść kiedy zobaczyłam dwóch inwalidów na wózkach. Jak się domyśliłam byli parą bo trzymali się za ręce.
-Przepraszam pójdę schodami-powiedziałam.
-Nie nie chodź dziecko zmieścisz się-nalegała kobieta wyglądająca na trzydziestolatkę, która złapała mnie za torebkę kiedy chciałam dać krok w tył.
-Nie naprawdę pójdę schodami-uśmiechnęłam się a ta puściła mnie. OIOM mieścił się na 8 piętrze szpitala więc... miałam trochę do przejścia ale warto wykorzystywać nogi jeżeli się je ma. Rossowi groziła amputacja nogi ale jakoś się wywinął, że tak powiem. Ostatnimi siłami przekroczyłam ostatni stopień i ciężko oddychając weszłam na oddział. W drzwiach minęłam się z Rikerem.
-Hej kochana-chłopak przytulił mnie. Widziałam jakie sine i nadpuchnięte ma oczy.. musiał płakać lub nie spać przynajmniej całą noc. Odwzajemniłam jego gest.
-Byłeś u Rossa?-spytałam jakby to było nieoczywiste.
-Tak..-westchnął-Moja mama i tata jeszcze tam są.
-Okay-pocałowałam go w policzek a chłopak wyszedł.-Riker!-krzyknęłam biegnąc w kierunku windy.
-Tak?-spytał.
-Vanessa jest w domu-powiedziałam-Na pewno za tobą tęskni bo wkurzała mnie cały dzień.
-Okay.-przytulił mnie raz jeszcze i wszedł do winy machając mi. Udałam się w kierunku sali nr.8 ponieważ tam leżał mój przyjaciel. Jedną dobrą rzeczą w tym wszystkim było to że w sali ósmej leżeli pacjenci z najmniejszym ryzykiem zgonu. Blondyn był w sali sam choć mieściły się w niej dwa łóżka. Stromie siedziała w korytarzu trzymając głowę na ramieniu Marka trzymając go za rękę. Naprawdę współczuję im tego co musieli przeżyć w ostatnich dniach. Kobieta uśmiechnęła się na mój widok. Pochyliłam się i ucałowałam ją serdecznie w policzek następnie przytulając. W ten sam sposób przywitałam się z ojcem Rossa.
-Moja kochana-powiedziała Stromie-Masz podkrążone oczy.-zauważyła.
-Tak wiem.. miałam ciężką noc.
-Słuchaj może pójdź do domu-zasugerował Mark-Odpocznij.
-Nie nie potrafię z resztą dopiero przyszłam-odpowiedziałam i weszłam do środka. Ross wyglądał zupełnie tak jak zawsze. Nie uważałam że umiera.. on spał i wierzyłam że się obudzi. Uczyniłam krok w jego stronę i odgarnęłam mu włosy z czoła następnie pocałowałam go.
-Hej kochanie-szepnęłam wciąż nie odklejając się od jego czoła. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza więc odeszłam od chłopaka i podsunęłam sobie krzesło obok jego łóżka. Usiadłam i złapał go za rękę. Była zimna.. ścisnęłam więc ją i wpatrywałam się w ekran ukazujący na ekranie jego tętno.-Już wiem gdzie pojedziemy świętować twoje wybudzenie-uśmiechnęłam się całując jego dłoń-Van pokazała mi dzisiaj taki fajny rezerwat w którym kiedyś już byłam.Jest tam piękne jezioro i mały domek, można tam również przespać się w namiotach.- Chłopak wciąż nie wykonał najmniejszego ruchu.Czułam że mówię do ściany i niepokoiło mnie to-Ross chcę żebyś wiedział że ja tu jestem-ścisnęłam jego dłoń jeszcze bardziej-Jestem tutaj zakochana w tobie po uszy więc proszę cię zostań.. nie mogę znów zostać sama!Nie mogę cię starcić..-Mimo że oczy coraz bardziej piekły i szczypały od łez ja płakałam z każdą sekundą mocniej.-Zostań.
-Dzień dobry Lauro-w sali pojawiła się pielęgniarka Rossa ze świeżym bandażem w dłoni.
-Dobry wieczór-uśmiechnęłam się pokazując jej że jest już 19:30.
-Jak tam?-spytała-Trzymasz się?
-Tak .. jakoś tak-Rosa-tak miała na imię. Była 28-letnią szatynką o dużych ciemnych oczach. Była hiszpanką więc zawsze bawił mnie jej akcent.-Mogę zobaczyć tę ranę?
-Okay..ale to nie wygląda za dobrze- Puściłam dłoń chłopaka i spojrzałam na ranę która rzeczywiście była obrzydliwa.
-Fu..-powiedziałam tylko.
-Kiedy już mu się zagoi-powiedziała wiążąc mu czysty bandaż-Będzie miał na nodze lekką różową krechę.
-Zostanie mu blizna?-spytałam.
-Właśnie nie mogłam sobie przypomnieć jak to się mówi-uderzyła się w czoło i wyszła. Przez ciało blondyna przeszedł dreszcz . Widocznie było mu zimno. Postanowiłam zrobić co chciałam zrobić od dawna. Położyłam się obok chłopaka kładąc głowę na jego torsie. Znów słyszałam jak bije mu serca, a klatka piersiowa lekko unosi się i opada w rytm oddychania. Przykryłam nas i rzeczywiście musiało być mu zimno bo jego ciało drżało za każdym razem kiedy go dotykałam. Wiedziałam że chłopak żyje bo biło mu serce. Zamknęłam oczy i pocałowałam jego tors. Nie mogłam niestety przytulić się do niego twarzą ale jakoś się z tym pogodziłam. Czułam że powoli odpływałam bo zawsze przed tym jak zasypiałam miałam w głowie tak jakby film wideo z dzisiejszego dnia. Cały dzień przeleciał mi w myślach a ja nie byłam w stanie otworzyć oczu. Zrobiłam to jednak i ustawiłam sobie budzik na 21:30. Po chwili odpłynęłam w jego silnych... lecz zimnych ramionach nie myśląc już o niczym. Tego mi brakowało.. miłości.
**************************************************************
 Hej kociaczki ;3
Na sam początek chciałbym was przeprosić za publikację tego rozdziału o tej godzinie -,-
Ale to nie moja wina!
Miałam gorączke i boli mnie gardło chyba złapałam anginę albo inne dziadostwo :/
Ale napisałam go i myślę że nie jest najgorszy.
Ostatnio bardzo mało komentujecie (pomijając osoby wymienione w ostatniej notce i paru anonimów).
Chcę zobaczyć czy sprostacie wyzwaniu.. 20 komentarz=next.
Wybaczcie musiałam nie miałam siły go pisać ale zrobiłam to dla was więc liczę że to docenicie.
Wierna czytelniczko i słodka czekoladko... czekam na wasze piękne, długie i kochane opinie!
Żelko Jadku, czekam na screena bo wciąż nie potrafię zmniejszyć tych zdjęć xD.
Okay jeszcze jedno:
Jak skończę tego bloga zacznę prowadzić tego nowego pod warunkiem że będzie tam chociaż 10 komentarzy.
Okay więc ja już nie zamulam!Czytajcie i komentujcie kochani ♥
Jak ja bym chciała żeby to nie był fake -,- #Raura4ever.