niedziela, 27 lipca 2014

...Notka...

Hej ;3
Wiecie że pewnie miał być dzisiaj rozdział prawda?. Z góry was przepraszam ale.. nie będzie go. Mam do was tylko jedno pytanie (wiem że nie chce wam się komentować ale to ważne). Mam w domu ,,gościa" przez co mama zabrania mi pisać. Także rozdział mógłby pojawić się dopiero 12..13 sierpień. Wiem że to długo i mogę stracić czytelników ale żałujcie że nie widzicie mojego wyrazu twarzy podczas pisania tej notki. Przysięgam wam że kiedy tylko sięgnę po laptop zaraz jest awantura ,,Zajmij się nią a nie te głupoty wypisujesz który i tak nikt nie czyta!". Ci którzy wiedzą jakie jest moje imie i nazwisko i mają mnie na fb lub są w grupie #PolishLauratics  pewnie widzą że nawet długo mnie na fb nie było. Chciałabym tylko spytać czy mam zrezygnować z pisania czytaj.usunąć tego bloga, czy zaczekalibyście do tego 12 na rozdział. Chcę żebyście wiedzieli że pisać dla was to ogromna radość i moja pasja...ale jeżeli nikomu nie będzie chciało się po prostu napisać w kom. "zaczekam" bądź "usuń" to wiecie..łzy już totalnie mi lecą po policzkach. Najbardziej chyba zależy mi na opinii Żelko Jadka i _Unpredictable_ ale kocham was wszystkich i jestem wam bardzo wdzięczna za te ponad 10 tysięcy wyświetleń. Wiecie dla początkującego to ogromna satysfakcja. Umieszczę również ankietę w której będziecie mogli głosować. Błagam was każdy wasz komentarz się liczy będę sprawdzała komentarze co godzina bo będę tak ciekawa co mi powiecie kochani ♥ Czekam na wasze zdanie i pamiętajcie że uwielbiam dla was tworzyć ♥♥♥
Nie wiem jak zakończyć tę notkę więc.. może do napisania :)

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 13.

*Laura*
Wyszłam z łazienki trzymając w trzęsących się dłoniach mały przedmiot, który mógł zrujnować mi życie. Taka byłam przejęta i wystraszona tym wszystkim, że nawet nie spojrzałam na wynik. Podałam Dove test. Blondynka wyrwała mi go z rąk i przez dłuższą chwilę przyglądała się mu.
-Laura..-zaczęła-Ty..-widziałam jak jej klatka piersiowa unosi się w górę i w dół coraz szybciej aż ostatecznie jej oczy zabłysnęły, a usta wyraziły uśmiech pełen euforii.
-Co?-spytałam patrząc na nią. Robiłam taki test po raz pierwszy więc nawet jeżeli widziałabym czy znajduje się tam, jedna czy dwie kreski, nie wiedziałabym czy jest pozytywny czy nie.
-Nie zaszłaś!
-Co?!-krzyknęłam pełna radości i przytuliłam dziewczynę. Boże jak ja się bałam.. nie mogę pozwolić by ktoś znowu mnie skrzywdził-On to zrobił do końca.. czułam jak.. dzięki ci Jezu.
-Widać koka i hasz zmniejszają jego szansę na płodność i całe szczęście- Blondynka usiadła na krześle i odetchnęła z ulgą. Po chwili opadłam zmęczona na łóżko zastanawiając się od czego wymiotowałam? Na pewno dlatego iż, nie jadałam długo i teraz połknęłam posiłek niczym smok. Cameron siedziała zaniepokojona jakby chciała mi coś powiedzieć. Ufałam jej, ale nie byłam pewna czy chciałaby mi się zwierzyć. Ciekawiło mnie to czy ktoś nas szuka.. czy Dove i Ansel utrzymywaliby z nami kontakt po tym jakbyśmy stąd jakoś uciekli. Brzmi jak więzienie.
-Dove.
-Nie znasz mnie długo a wiesz że coś mnie dręczy-uśmiechnęła się.
-Więc.. słucham na pewno to coś złego ale mów.... Ross nie żyje?!
-Zwariowałaś?!-krzyknęła. Podniosła się z krzesła i usiadła obok mnie przełykając ślinę. Zapadła cisza, jedyne dźwięki to jej niespokojne oddechy z każdą chwilą coraz głębsze. Była zdenerwowana tak jak ja.
-Więc..-zaczęła niepewnie-- Jak już mówiłam nikt z członków gangu nie może już zrobić wam nic wbrew waszej woli, nie możecie opuszczać tego miejsca bez pozwolenia Shane'a, nic nie możecie robić bez jego pozwolenia. Jeśli dostaniecie od niego polecenie musicie je wykonać, jeśli nie pewnie nie wyjdzie to na waszą korzyść ..I jest jeszcze coś...Nie możecie się wydać i zwracać uwagi na misjach...
-Jakich misjach? -zmarszczyłam brwi.
-Chyba będziecie musieli zabijać-powiedziała szeptem.
-C..co? -spytałam. Dove wyglądała na zmieszaną. Nie odezwałam się. Te słowa wdarły się w głąb mnie. Będę musiała zabijać bym sama nie została zabita? To jakaś chora odmiana Igrzysk Śmierci? Tylko w tej grze nie ma zwycięzców Słyszę głos, znajomy głos, rozglądam się po pomieszczeniu, ale nie widzę nikogo kto mógłby wypowiedzieć te słowa .
-Laura?-dziewczyna popchnęła mnie.
-Tak? -jąkam się unosząc na nią wzrok.
-Musisz podpisać-podstawia mi dokument na którym widnieje już staranny podpis mojej przyjaciółki. Wahając się trzymałam długopis nad kartką.
-Tak będzie lepiej..-spokojny głos blondynki zabrzmiał nad moim uchem. Odetchnęłam głęboko i złożyłam podpis na dokumencie nawet go nie czytając. Po prostu nie miałam na to siły.
-To jakaś parodia igrzysk śmierci?-spytałam.

-Przepraszam cię nie wiem o co mu chodzi-pocałowała mnie w czoło i przytuliła co odwzajemniłam. Dźwignęła się na nogi i wyszła. Znowu zostałam sama nie wiedząc co mam myśleć..znowu. Wreszcie wyszłam z pokoju i chciałam się przespacerować. Szłam korytarzem z rękoma założonymi na piersi, nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Według Dove powinnam się niczym nie martwić i przestać się bać. Jednak ja nie mogłam, nie mogłam być spokojna kiedy tu byłam. Nie mogłam bo w każdej chwili bałam się o swoje życie.
-Laura?-zapytał zachrypnięty głos za mną.Odwróciłam się, przede mną stał Ansel, ubrany i uczesany jak zwykle nienagannie.
-Tak?-zmarszczyłam brwi nie mając pojęcia czego może ode mnie chcieć. 
-Shane chce cię widzieć..- powiedział i zaczął iść w nieznanym mi kierunku.Stałam tak i patrzyłam na jego plecy, nie wiedziałam czy mam za nim iść, po za tym strach odebrał mi zmysły..znowu. Co jeśli ten psychol każe mi kogoś zabić? 
-Na co czekasz? Chodź za mną..- warknął-Bo on cię zabiję.-Wzdrygnęłam się i niechętnie poszłam za nim, szliśmy przez te ciemne korytarze, zastanawiałam się dlaczego tu o każdej porze dnia jest tak samo, zimno i ciemno jak i w nocy. Brunet otworzył drzwi i wszedł nie zważając na to że idę za nim, ale czego ja się mogłam spodziewać? Że przepuści mnie w drzwiach? Na pewno nie przy jego bracie.
-W końcu... gdzieś tu kurwa był ? -warknął w stronę Ansela.
-To ona się gdzieś włóczyła....-powiedział.
-Ona ma imię...Laura tak-Shane spojrzał na mnie.
-Umm..tak- powiedziałam cicho pocierają swoje ramie. 
-Elgort możesz już wyjść, a ty siadaj -wskazał na krzesło na przeciwko swojego biurka. W tamtej chwili wolałabym żeby Ansel został w tym pomieszczeniu, żeby ktokolwiek tu był, żebym nie była sam na sam z mordercą. Przygryzłam wargę i usiadłam na krześle, z zainteresowaniem oglądając czubki swoich butów.
-Spójrz na mnie skarbie..Boisz się?- powiedział kpiąco.Odetchnęłam głęboko i spojrzałam na niego, wiedziałam że w moich oczach widnieje strach, ale przecież bać się to rzecz ludzka, a ja jestem tylko człowiekiem.*-Czyli się boisz...i bardzo dobrze -uśmiechnął się.
-Nie martw się nic ci nie grozi.. na razie -mruknął. -Oboje dobrze wiemy, że nie nadajesz się do zabijania, prawda? - uniósł brwi patrząc na mnie. Przytaknęłam jedynie skinieniem głowy patrząc na niego z nadzieją.
-Nie będziesz tego robić -powiedział. Moje źrenice się rozszerzyły,byłam mu naprawdę wdzięczna, jednak wiedziałam że jeśli nie to, to co innego, tutaj nie było tak łatwo.
-Więc..co będę robić? -spytałam cicho. 
-A to jest bardzo proste panno Marano..- potarł swoją twarz pokrytą kilku dniowym zarostem. Shane Harper był naprawdę przystojnym mężczyzną, jednak myślę że każda kobieta która zagłębiła się w jego historie nie uważa go za idealnego jaki się wydaje.-Tęsknisz za Rossem?

-Tak-powiedziałam a po moich policzkach popłynęły łzy.

-Wczoraj coś mi uświadomił.. a wiesz że jestem typem człowieka który najpierw zrobi a potem pomyśli.-zastanowił się i zapalił.. boże zlituj się papierosa.-pobiłem go ..bardzo teraz tego żałuję.

-Jaki to ma z..
-Nie przerywaj-uderzył pięścią w stół-Pierwszy raz w życiu dręczy mnie sumienie i ..masz podejście do dzieci?
-Nigdy nie opiekowałam się małym dzieckiem ale bardzo lubię dzieci jak Ross-powiedziałam najczystszą prawdę bo bałam się co ten dupek mi zrobi, zastanawiałam się dlaczego zadaję takiego typu pytania.
-Ross będzie z tobą w pokoju.-otworzyłam szeroko oczy i uśmiechnęłam się nie mogąc uwierzyć w to co usłyszałam. Czy ja śnię?
-Naprawdę ?-spytałam na co ten pokiwał głową.
-Na kilka dni.
-A.. jaki jest haczyk?-spytałam odważniej.
-Nie ma żadnego haczyka-powiedział. W pokoju ponownie zjawił się Ansel. Harper spojrzał na niego.
-Zaprowadź ją do pokoju i przyprowadź do niej Lyncha-rozkazał.Brunet lekko zdziwiony wziął mnie pod rekę bo byłam w takim szoku że nie potrafiłam zejść z krzesła. Udaliśmy się do mojego pokoju wymieniając między sobą po drodze zdziwione spojrzenia.
*Ross*
W jednej chwili zdałem sobie sprawę że Shane wogóle nie ma serca. Jak można być aż tak oschłym i zimnym? Chciałem tylko powiedzieć mu że mimo tego jaki jest Demi kocha go całym sercem i bardzo za nim tęskni. Ona potrzebuję ojca nie gangstera!. Obudziłem się tuląc małą jak własną córkę. Podniosłem się i ziewnąłem. Otarłem swoje zaspane oczy i spojrzałem na małą.
-Lynch skończony dupku gdzie jest!!!!!!!?..-wrzeszczał Harper który wpadł do pomieszczenia z Anselem. Zamknął się gdy zobaczył Demi.
-Tatuś? Cze..czemu krzyczycie? I..i czemu wujkowi leci krew..-spytała mała Dove zacierając oczka ,  z misiem w dłoni.  Wujek? Chyba chodziło o mnie bo miałem rozcięty policzek.
-Kochanie...bo wiesz wujek się przewrócił, my nie krzyczymy, zdawało ci się..-wziąłem ją na ręce i z gniewem spojrzał na Shane'a.
-Cześć Demi skarbie..- Ansel powiedział do dziewczynki.
-Wujek Ansel..-podbiegła do niego i przytuliła się. Chłopak w odpowiedzi na to szeroko się uśmiechnął.Ta dziewczynka ma na nich niesamowity wpływ, każdy ją kocha... przy niej byli innymi ludźmi. 
-Wujek..czemu jesteś smutny?-spytała siadając mi ponownie na kolanach i przytulając misia.Wzrok pozostałych padł na mnie, potarłem niezręcznie rękę.
-Nie jestem smutny kochanie..-odpowiedziałem zachrypniętym od wczorajszego ciosu w gardło głosem. Shane szepnął coś Elgortowi do ucha ten zaraz zniknął. Między nami zapanowała niezręczna cisza.. raczej to on powinien trzymać teraz małą na kolanach nie ja.
-Co nic nie gadacie? Jestem głodna...- mała wyrwała mi się z rąk i usiadła na kolanach bruneta. 
-To ja ci coś zrobię.. To znaczy czy mogę coś zrobić? - spojrzałem na chłopaka.
-Jasne ale potem gdzieś cię zaprowadzę- Pewnie znowu mnie pobije.. ale nie chcę by mała głodowała.
-No ale kto się zajmie małą?
-Ja i Dove-zszokował mnie tym trochę..może przemyślał sprawę?
-To chodź pomożesz mi..-wyciągnąłem rękę do Demi.Dziewczynka ochoczo złapała ją i zaciągnęła mnie do kuchni.
-Zrobimy naleśniki? -spytała. 
-Takie z czekoladą?- uśmiechnąłem się.
-Tak !!!-ucieszyła się .
*30 minut później*


Po oczyszczeniu mojej rany i upieczeniu naleśników, nałożyłem porcję na trzy talerze.
-Skarbie, zanieś tacie..-podałem jej talerz z największą ilością naleśników. 
-Ty nie możesz ?-spojrzała na mnie słodkimi oczkami, przełykając kawałek dania.
-Ja..ja cóż, twój tata i ja nie za bardzo się lubimy..-szepnąłem.
-No jak już muszę..-westchnęła i wzięła naczynie z moich rąk.Dziewczynka wróciła, kiedy ja zdążyłem ,,posprzątać" swój talerz.
-No dalej tatku, chodź tutaj !-mała krzyknęła i wyjrzała za drzwi.
-Nie ma mowy Demi, nie zrobię tego -jęknął.
-Obiecałeś, to przez ciebie jest smutna....- dziewczynka wydęła dolna wargę.
-Nienawidzę jak to robisz maluchu - ojciec zjawił się przy dziewczynce i poczochrał jej włosy.
-No dalej..- popchnęła go swoimi drobnymi dłońmi.
-Ugh....Dobra. Przepraszam..- jego wzrok spoczął na mnie-Przepraszam, że krzyczałem i podniosłem na ciebie rękę, przepraszam. że cię pobiłem wiem jak ci to wynagrodzę.-powiedział.Jego oczy mówiły co innego, robił to tylko dla niej, dla małej. Jego oczy wciąż mnie nienawidziły. Ale co miałem mu powiedzieć? Co miałem mu powiedzieć, kiedy ona patrzyła na nas z uśmiechem? Że nienawidzę go? Że się nim brzydzę?
-Taa... jest ok- wymusiłem z siebie uśmiech i kończyłem zmywać naczynia.-Idź spać królewno.
Zaraz po naszej rozmowie ,Shane zabrał mnie do pokoju małej, Oznajmił, że takie było życzenie jego córeczki, a on spełnia wszystko czego chce dziewczynka. Byłem tu już dobre kilka minut, mała powinna spać, a nadal biegała jak opętana, przysięgam to dziecko jest nadpobudliwe! Jednak co się dziwić, jej ojciec nie jest lepszy.
-Kochanie powinnaś się położyć..- mruknąłem po raz 5 do małej.
-Niee-ee -dziewczynka zaśmiała się skacząc na łóżku.
-Ktoś tu jest niegrzeczny..- usłyszałem rozbawiony głos ojca dziewczynki.
-Tatuś bo ja nie chce spać...- powiedziała oburzonym tonem. 
-Kotku twoje małe oczka mówią co innego...- zaśmiał się biorąc dziewczynkę na ręce i odkrywając kołdrą.
-No dobra..-mruknęła. 
-Tatuś a Ross tu zostanie ?-spytała przecierając oczka.
-Nie skarbie nie zostanie spędzisz kilka dni z tatusiem-ułożył ją i pocałował w czoło.
-Powiem ci sekret...-szepnęła jednak słyszałem to siedząc na pufie naprzeciwko jej łóżka.
-Dobrze..-również szepnął uśmiechając się.
-Bardzo lubię Rossa..- powiedziała na co się uśmiechnąłem.
-On też na pewno cie lubi..wszyscy cię lubią..-zaśmiał się.
-Wujek Luke mówi że mnie nie lubi jak ruszam jego włosy..-oburza się na co on tylko się uśmiechnął. On przy swoim dziecku, jest całkiem innym człowiekiem, jest opiekuńczy , miły, troskliwy, czuły a bez niej ?Jest totalnym dupkiem. 
-Tatuś...moge cie o coś zapytać?- powiedziała już naprawdę sennym głosem.
-Oczywiście...
-Czy wypuścisz Rossa?- spytała.Zdziwiłem się bardzo, przecież dziewczynka znała mnie bardzo krótko, jednak byłem ciekawy odpowiedzi Shane'a. Chłopak pochylił się nad dziewczynką i szepnął jej coś na ucho uśmiechając się, nie byłem w stanie tego usłyszeć.
-Tylko bądź dla niego miły tato..- szepnęła za nim zamknęła oczy.
-Dobrze-. Jak tylko Demi zasnęła czekaliśmy aż zjawi się jego brat. Kiedy brązowooki pojawił się w ,,lepszej" części budynku Shane natychmiast kazał bym zabrał kilka swoich... ich koszulek i spodni i poszedł z chłopakiem.Znów znalazłem się w tym pieprzonym miejscu innym zakątku budynku, nienawidziłem tego wszystkiego. Jedyne co mnie tu ciągnęło, to chęć sprawdzenia czy z Laurą i Carrie wszystko w porządku. Zwłaszcza z Laurą. Szedłem jednym z tych ciemnych korytarzy, Ansel zniknął gdzieś zaraz po wejściu tutaj, zostawiając mnie na własną rękę przed jakimiś drzwiami. Naprawdę nie miałem pojęcia czy wejść. Po chwili wrócił.
-No dalej na co czekasz wejdź-powiedział.Usłyszałem damski głos z za ściany..Bardzo znajomy i od dawna nie słyszany mi głos. Nie przecież to nie możliwe.. słyszałem moją małą Laurę.. Otworzyłem drzwi i miałem rację .. Laura siedziała na łóżku zmieniając opatrunek na nadgarstku. Zwróciła wzrok w moją stronę. Spojrzałem na nią i lekko się popłakałem.
-No idź do niej-usłyszałem głos Shane'a za plecami- Zamknę was nie macie prawa wyjścia i żadnego seksu. Momentalnie odwróciłem się do niego i ze łzami w oczach wyszeptałem.. dziękuje. Kiwnął głową. Wszedłem do środka a chłopak zamknął za mną drzwi.
-Lau.-powiedziałem.
-Ross-podbiegła do mnie i przytuliła mnie z płaczem tak mocno że żebra zaczęły mnie boleć.
Pocałowała mnie w zraniony policzek i wtuliła się jeszcze bardziej przestając płakać. Oboje byliśmy w szoku. Nie mogłem uwierzyć że on pozwolił mi z nią zostać. Co jeśli to tylko pozory a potem zrobi mi coś o czym nawet nie myślałem?
-Tu jest strasznie-powiedziała nie puszczając-Oni mnie bili Luke mnie zgwałcił.
-Wiem kochana wiem-zacząłem ją głaskać żeby starała się o tym zapomnieć. Usiadłem z nią na łóżku, jeżeli w ogóle można to nazwać łóżkiem. Cienki koc rzucony na zużyty i niewygodny materac z dwiema poduszkami które za czyste nie były. Laura objęła mnie nogami wokół bioder, położyła mi jedną rękę na torsie, drugą obejmowała mnie i przytulała się do mnie twarzą. Jej łzy dosłownie spływały po moim torsie a tuż do rzęs plamił nowo nałożoną białą koszulkę.
-Wszystko okay?-spytała.
-Ze mną tak ale co z tobą-spojrzałem na zawinięty w bandaż nadgarstek.
-Nie martw się nic mi nie będzie-długo nie wypuszczaliśmy się z objęć. Tęskniłem za nią cholernie za nią tęskniłem! Miałem nawet chęć powiedzieć jej że ją kocham. Dove weszła do pokoju z wodą utlenioną w dłoni i kiedy zobaczyła mnie w pokoju Laury momentalnie ją upuściła.
-Ross idź stąd kto ci pozwolił wyjść przecież Shane cię zabiję!.-krzyknęła.
-Pozwolił mi z nią ,,pomieszkać" przez kilka dni.-odezwałem się.
-Co ty mu zrobiłeś?-spytała.
-Nie wiem.. ale twoja córka ma u mnie ogromny dług-uśmiechnąłem się. Laura dosłownie ze mnie zeszła i dała zmienić sobie opatrunek. Jej rany nie wyglądały ciekawie. Cięcia były głębokie a cała ręka zaczerwieniona.
-Boli-krzyknęła zabierając rękę.
-Nie ruszaj się Laura-krzyknęła blondynka polewając jej nadgarstek wodą utlenioną.
-Skąd wiesz tyle na temat medycyny?-spytała szatynka.
-Jestem pielęgniarką-westchnęła-Źle to wygląda muszę cię zawieść do szpitala.
-Jak chcesz to zrobić?-spytałem.
-Coś wymyślę-powiedziała-Martwie się że trzeba będzie to szyć.
-Dlaczego? Ja .. ja nie chcę panicznie boje się lekarzy-Laura zaczęła panikować.-Dove ja tu nie wytrzymam... chcę stąd uciec.
-Niby jak?-spytała blodnynka.
-Wiesz co...?-przeciągnęła dziewczyna patrząc na ścianę-Chyba mam pewien pomysł jak to zrobić..
********************************************************
Boring day ;3
Napisałam rozdział który kompletnie zawaliłam :D
Nie jestem z niego dumna niestety XD
Akcja z gangiem powoli się kończy.
Kawałek napisała Jade ♥
Przez ten gif prawie cały tekst jest na białym tle ???
Lubicie pamiętniki wampirów?
Następny rozdział w niedzielę lub w poniedziałek.
Zależy od was komentujcie :*
Pisałam na szybkiego bo zakochałam się w "Gwiazd naszych wina".
Ludzie ta książka to coś pięknego!
Naprawdę ją polecam.
Gus i ten jego niezapalony papieros ;3
Hazel i Gus ♥
Do napisania ♥
 
 
 

 
 
 


sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 12.

*Laura*
Moje zmysły po spotkaniu policjanta już zupełnie wróciły do normy. Jednak wydawał się dziwny, wyglądał na zdenerwowanego i zarazem szczęśliwego, że na niego wpadłam. ,,Im bliżej tym lepiej" bynajmniej tak mi się zdawało. Szeryf odnalazł budynek i spytał czy to tu. Odparłam, że tak ten zaczął walić głową w wiatrówkę, po czym łyknął duży łyk whiskey. Nie wiedziałam czy mogę mu ufać ale starałam się to zrobić i wyszło mi to na złe... Weszliśmy do środka. Mężczyzna strzelił w ścianę z której posypał się tynk. Opowiedziałam mu, że Shane i Luke próbowali mnie zgwałcić, ale uciekłam. Zaprowadziłam go do miejsca w którym owa sytuacja miała miejsce i próbowałam zrobić małą ,,Wizję lokalną" . Mężczyzna którego imienia nie znałam dostrzegł w kącie pokoju butelkę tej ohydnej i powodującej u mnie wymioty-Wódki.
-To pani wódka?-spytał. Odezwał się pierwszy raz odkąd go spotkałam.
-Nie-odpowiedziałam.-To oni ją pili.- spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem i zaśmiał się głupawo przypominając mi Shane'a.
-I któryś z nich był wysmarowany szminką?-zakpił.
-Dobra napiłam się ale dlatego że mi kazali!-uniosłam się. Miałam szansę na uratowanie życia naszej trójce a on robił dochodzenie w sprawie butelki pierdolonej wódki, zamiast szukać tych podłych gwałcicieli i kryminalistów?! Spojrzałam na niego zdziwionym i pełnym niepokoju wzrokiem. Otworzył szafkę w której znajdowało się co najmniej 20 butelek wódki i kilka paczek papierosów mentolowych. Obejrzał każdą butelkę dokładnie i znalazł woreczek z marihuaną.
-To pewnie też ich?-spytał na co pokiwałam twierdząco głową. Szeryf wzruszył ramionami wyciągając krótkofalówkę.- Przyślijcie mi tu posiłki znalazłem coś co was zaciekawi.- Nie usłyszałam odpowiedzi w urządzeniu przez co zaniepokoiłam się jeszcze bardziej.
-Co pan zamierza zrobić?
-Jesteś oskarżona o handel narkotykami i alkoholem-powiedział-Powodzenia w poprawczaku.
-Co to jest chyba jakiś obłęd!-warknęłam-To pojeby mnie napadli musi mi pan uwierzyć niech ich pan poszuka!
-Proszę się tak do mnie nie zwracać-rozkazał-Nie radziłbym ci się tak odzywać.-uniósł brew-Stań tyłem i ręce na ścianę muszę cię przeszukać.-byłam totalnie oszołomiona tym, że ten mężczyzna w ogóle mógł mnie o coś takiego osądzać. To absurd!- No już. Popchnął mnie. Oparłam się o ścianę totalnie zdezorientowana.
-Delikatnie jestem cała pobita-powiedziałam.
-Nogi w rozkroku- rozkazał. ,,Przeszukiwanie" mnie zaczął od barków. Zjechał dłońmi na talię dotykając jej. Przejechał po pośladkach na dół nóg aż do stóp. Po chwili złapał mnie za tyłek mocno przyciskając do ściany. Zlękłam się on musi być jednym z nich..
-Myślałaś że to jest kurwa śmieszne dziwko?!-pokazał mi małą kasetkę z kamery teraz byłam już pewna że należy do gangu-Ktoś przysłał te taśmę do mnie do domu .. mojej żonie!- pchnął mnie na ziemię i przytrzymał za nadgarstki.- Wiesz co na niej jest?-spytał uderzając mnie z liścia- Jak Luke cię gwałci i jak ja gwałcę Ashley! Żryj te pierdoloną taśmę!-zaczął wpychać mi ją do ust aż się dławiłam. Po chwili mnie puścił i odszedł biorąc kolejny łyk whiskey. W pokoju unosił się ten sam nieprzyjemny zapach a mój nadgarstek zaczynał coraz bardziej szczypać. Strasznie bolały mnie cięcia. Facet usiadł na krześle i przyjrzał się mi, wciąż siedziałam przestraszona na ziemi. Potężne drewniane drzwi otworzyły się i pojawił się w nich Ansel, Luke, i Shane.
-Tata?-zdziwił się Harper-Co ty tu robisz?-Usiadłam w kącie pokoju i skuliłam się nie mówiąc ani słowa. Ojciec Shane'a spojrzał gniewnym i pełnym nienawiści wzrokiem na blondyna.
-Co?-spytał.-Ja nic nie zrobiłem.
-Kto przysłał tę taśmę do mnie do domu?-spytał pokazując ją i wstając-Co by było gdyby twoja matka to otworzyła!-popatrzył na Ansela.
-To nie ja-powiedział.
-Jeszcze jeden taki wybryk-podszedł do Luke'a obdarzając go swym obrzydliwym spojrzeniem-A urwę ci kutasa i przyczepie sobie do wozu ale najpierw was wszystkich nim wyrucham!
-Lepiej weź ją jędrna i młodziutka dobra jest-blondyn spojrzał na mnie puszczając mi oczko. Myślałam że puszczę pawia.
-Się okaże-powiedział pseudo szeryf i podszedł do mnie-Pokaż zęby- powiedział szarpiąc mnie do góry za bolący nadgarstek.
-Nie chcę-powiedziałam-Za co? Zostawcie mnie błagam.
-Zęby suko-powiedział. Otworzyłam szeroko usta wymuszając uśmiech żeby zobaczył żeby. Następny zboczeniec. Zaczął mi je sprawdzać tak samo jak robił to Harper. Uderzyłam go w twarz .Wszyscy zaczęli się śmiać . Mężczyzna złapał się za policzek.-Nerwista jesteś-oberwałam kopniaka w brzuch. Zaszedł mnie tyłem i skrzyżował mi moje ręce na plecach.
-Ansel chodź rozprawiczymy cię-rzucił mną jak dziwką w chłopaka który spojrzał na mnie przerażonym wzrokiem który mówił Zabiją nas jeśli cię nie zgwałcę. Z jego oczu znów pociekły łzy. Niespodziewanie do pokoju wbiegła mała dziewczynka a za nią Dove.
-Tato tato a ten nowy pan czytał mi wczoraj bajkę-przytuliła Shane'a a ja stałam jak wryta w totalnym szoku-Pobawimy się?
-Aniołku tatuś nie ma czasu leć do Rossa-pocałował ją w czoło. On ma córkę ..Ross przeżyje teraz to wiem ..mogę być spokojna. Byłam wdzięczna bo blondynka uratowała mnie od kolejnego brutalnego gwałtu. Ojciec "tatuśka" odwrócił się do mnie i powiedział.
-Jeszcze z tobą nie skończyłem- uderzył mnie wiatrówką w głowę. Znów zapanowała ciemność...
*Ross*


Mała dziewczynka biegała po swoim pokoiku, pokazując mi swoje zabawy zabawki, "jej" pokój był wielki i urządzony w nowoczesny sposób. Ściany nie były różowe jak się spodziewałem tylko przybierały różne odcienie szarości , łóżeczko trzylatki znajdowało się w samym środku pokoju dookoła było pełno przeróżnych zabawek. Przy jednej ze ścian stała wielka szafa z lustrem na którym widniały odciski małych łapek.Ta dziewczynka byłą na prawdę słodka, nie pasowała do tego wszystkiego w co zamieszany jest jej Ojciec. Dziewczynka promieniała radością. Nie przejmowała się tym jak wyglądam i jak chłodny dla niej byłem na początku naszego spotkania. 
-Wiesz Tatuś mówił ze dzisiaj późno wróci, będziesz tu ze mną -Zapytała szukając czegoś w dużym pudle.
-Oczywiście kochanie - uśmiechnąłem się ciepło.Pewnie i tak nie mam wyjścia, pokój zamknięty był na trzy spusty, wiem bo kiedy powiedziałem Małej Dove że idę do toalety, sprawdziłem to. 
-Tatuś często cię tak zostawia? -zapytałem siadając na kufrze przed łóżkiem. 
-Tak ale  ... Tatuś bardzo mnie kocha, ja bardzo kocham tatusia -Jak na trzylatkę była całkiem mądrą dziewczynką.
-Jesteś wtedy całkiem sama? -spytałem nie wierząc że 25-letni koleś zostawia trzyletnie dziecko Bez Opieki.
-Tak. - Wyrzucała Jakieś zabawy zabawki z pudła.
-Kto cię karmi, ubiera? 
-Ja sama się potrafię, tatuś mnie nauczył- matko przecież ONA MA TYLKO TRZY LATA!.
-I ty masz tylko trzy lata? -Spytałem z niedowierzaniem.
-Właściwie, tak-powiedziała.
-Twoja mama co z nią?- dziewczynka nie pewnie na mnie spojrzała. 
-Mama? Jest zawsze zajęta- powiedziała podchodząc do mnie i podając lalkę. Postanowiłem nie męczyć jej więcej pytaniami ostatnie jakoś sprawiło mi przykrość. 
-Twoja lalka to Marcela a moja Katie-powiedziała prowadząc mnie za rękę do dużego rozmiaru domku dla lalek.-to będzie twój pokój a to mój-dodała wskazując na dwa pomieszczenia w domku dla lalek.
-Nie no zapowiada się ciekawie .. -jęknąłem kucając koło Demi.Lepsze to niż siedzenie z tymi psycholami W ICH miejscówie. Tylko martwiłem się o Laurę, moja,, malutką'' Laurunie. Co jeśli te ciołki coś jej zrobiły? Nie... nie mogli jej zabić. Trzeba mieć nadzieje, że jest cała i zdrowa. Nie miałem pojęcia czy będę potrafił odbudować nasze relacje po tym jak jakoś stąd wyjdziemy. Kocham ją ..i powiem jej o tym kiedy będę miał okazję poza murami tego okropnego miejsca.
-Hej ... miałeś się ze mną bawić -Demi zamachała mi ręką przed nosem.
-Już .. już przepraszam, zamyśliłem się-odetchnąłem głęboko i wziąłem do ręki "Marcelę"
*5 godzin później*
Mała zasnęła w moich ramionach oglądając jakąś bajkę na telewizorze, wyglądała tak słodko, że szkoda było mi ją budzić. Podniosłem ją i układając na łóżku przykryłem kocykiem. Nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Więc położyłem się obok dziewczynki. Ta mała wesoła trzylatka poprawiła mi humor,biło od niej tyle szczęścia i dobrej energii że nie sposób było się przy niej nie uśmiechać, polubiłem ją i to nawet bardzo, nie zadała ani jednego niezręcznego pytania typu,, skąd znasz tatusia?'' czy ,, co z twoimi ranami? '' Opowiadała mi dużo o tym, że Tatuś przyprowadza do "Domu" dużo pań, ale tylko zamyka się z nimi w Pokoju że żadna z nich jej nie lubi, że Tatuś czasami jak ma zły dzień to na nią krzyczy. Na Boga ona ma trzy lata koleś nie dość, że nie poświęca jej uwagi to jeszcze lasko sprowadza za ścianę. Biedna Demi. Dziewczynka wydawała się nie przejmować tym wszystkim, ale przecież to tylko dziecko potrzebowała uczucia miłości i Ciepła ojcowskiego, Prawda? Tego jej niestety nie dawał. Musiałem coś z tym zrobić, przynajmniej spróbować. Przymknąłem oczy przytłoczony myślami, nienawidziłem stanu w którym czułem się bez silny a z dniem kiedy tu trafiliśmy stało się trudniejsze. Moje oczy gwałtownie otworzyły się na dźwięk, który dotarł do moich uszu. Skrzypienie schodów. Wrócił Shane .Pośpiesznie podniosłem się  i otworzyłem drzwi, był tam, skanował moje Ciało ostrym wzrokiem od Góry do dołu. Miał na sobie obcisłe czarne dżinsy zwykły podkoszulek i skórzana kurtkę. Tak nawiasem co oni maja z tymi skórami? 
-Możemy porozmawiać na dole? -spytałem niepewnie bojąc się że oberwę.
-Rozmawiać? Ty chcesz Ze mną rozmawiać?-zaśmiał się. 
-Chodzi o Demi - powiedziałem przestał się śmiać.Jego spojrzenie złagodniało. 
-Coś z nią nie tak to żart? -Jego ton był.. zmartwiony?! Nie..nie możliwe, aby ktoś taki jak on miał uczucia.
-Wszystko z nią dobrze, ale porozmawiamy -Spytałem krzyżując ręce na piersi. Czułem że powinienem co najmniej uderzyć się w głowę. Właśnie zaproponowałem coś człowiekowi, który w każdej chwili może mnie zabić za rozmowę. Na prawdę jest coś ze mną nie tak. 
-Dobra -. Warknął i skierował się na schody.Uf ... łatwo poszło? Zamknąłem po cichu drzwi. Szedłem za chłopakiem, utrzymując Bezpieczną odległość. 
-Więc czego chcesz? -spytał
-Jak możesz taki być?-warknąłem.
- O co ci chodzi?
- Jaki ty dajesz jej przykład?-spytałem-Przyprowadzasz sobie jakieś dziwki czy co, nie ma cię przy niej cały czas, a to dziecko ma na Boga tylko 3 lata sama robi wszystko. Jak możesz zostawiać ją samą na cały dzień-Podniosłem głos ,,na mojego pana i władcę"
-Nie masz prawa mówić mi że źle wychowuję własne dziecko!-krzyknął rzucając mną o ścianę. Jęknąłem próbując utrzymać równowagę. Zbliżył się do mnie i uderzył mnie w twarz. Złapałem się za bolący policzek, patrząc na niego z niedowierzaniem. A czego ty się spodziewałeś Rozmowy Przy herbatce .. -pomyślałem.
- Myślisz że jak mnie pobijesz do utraty przytomności to będzie okay?-Warknąłem.
Zamknąłem powieki widząc że ,,Tyran" przygotowuję się do następnego ciosu. Oberwałem kilka razy, po czym położyłem się obok małej Demi.
*Laura*

 Moja głowa bolała tak bardzo, że nie miałam siły myśleć, nawet nie mam pojęcia co było przyczyną mojego bólu. Kolejna noc tutaj i kolejny raz budzę się z niewiedzą z omdlenia. Otwieram oczy i widzę, że znajduję się w ,,moim’’ pokoju, rozglądam się.  Koło mojego łóżka, na krześle, siedzi chłopak. Miałam głupie wrażenie, że go znam. Obraz w mojej głowie znów wrócił do normy i nie był już tak zamazany. Tak nie myliłam się to Ansel.
-Laura masz niezłego pecha, znowu odleciałaś..-zaśmiał się brązowooki.
Ten sam chłopak który mnie wtedy pilnował i wybiegł z płaczem. Teraz widzę go znowu, czy czuję strach? Nie. Obiecałam sobie, że będę silna i nie dam się skrzywdzić, ale to nie znaczy że czuję się bezpiecznie. Jednak coś w tym chłopaku mi nie pasowało. Śmiał się, był jakby dobrze nastawiony do mnie?
-Wow... pierwszy raz ktoś na wstępie nie nazwał mnie dziwką i suką – powiedziałam podnosząc się-Nie licząc Dove.
-Nie mam do tego powodu, nie znam cie – odpowiedział jakby zdziwiony.
-Twoi koledzy też mnie nie znają, a dla nich jestem suką i dziwką – warknęłam.
-Powiedzmy, że jestem inny – w pokoju rozniósł się jego wyrazisty śmiech. Nagle zaczęły powracać wspomnienia, z wczoraj ? Ja wpadająca na tego szeryfa. On popychający mnie na ścianę. Zmartwiona twarz Dove która mu ,,przeszkodziła".Kłótnia jej i Luke'a. "One są po to żeby spełniać wasze zachcianki nie po to by je gwałcić i bić do nieprzytomności to tylko dziewczyna Luke!" jego głupawy uśmieszek i zdanie: "I co z tego to zwykła dziwka". Dove Cameron.. jest jedyną osobą w tym cholernym miejscu której ufam, która chciała dla mnie dobrze, która mi współczuła.
-Ty wcale nie jesteś inny.. twój szef na pewno kazał ci być ,,miłym".-powiedziałam robiąc niewidzialny cudzysłów w powietrzu.
-Mylisz się dziewczyno-uśmiechnął się.
-No jasne Elgort-również się uśmiechnęłam. A był to pierwszy szczery uśmiech od długiego czasu.
-Nie ładnie tak po nazwisku złotko-powiedział słodko i uniósł jedną brew w akt ,,focha". Nie można mu zarzucić że jest brzydki, bo wygląda strasznie seksownie. Czarne włosy ładnie rozczochrane na jego głowie, biała koszulka na ramiączkach z wizerunkiem tygrysa, ukazująca jego muskularny tors , do tego czarne spodnie i buty za kostkę. Miał też bardzo ładne duże brązowe oczy.. ale nie było w nich tego wyjątkowego czegoś i tego błysku.. który miał Ross.
-Jesteś bardzo ładna wiesz?, ale twoja przyjaciółka jest najpiękniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek widziały moje oczy-westchnął poprawiając się na krześle. Czy on się zadurzył w Carrie?
-Powiedz mi dlaczego tak naprawdę tu jesteś-poprosiłam.
-Okay strasznie uparta i nieustępliwa jesteś-W ogóle nie sprawiał wrażenia gangstera.. Jest zupełnie inny niż cała reszta. Boże i co ja mam o nim myśleć czy mu zaufać??? To tylko zmyłka Lau, nie daj się oszukać usłyszałam głos w mojej głowie. Rozejrzałam się po pokoju, moją uwagę przykuły otwierające się powoli drzwi w których ujrzałam Ashley! Przecież ona nie żyję to nie możliwe! Potrząsnęłam głową jakby chcąc wypędzić halucynację z głowy.
-Ej wszystko dobrze?-spytał-Odfrunęłaś w myślach, słuchałaś mnie?-usiadł obok mnie na łóżku ,odruchowo się odsunęłam gdy ten chciał dotknąć mojego policzka.
-Nie..-przeciągnęłam-Nie słucham cię ale okay też nie jest..
-Powiem od początku jeszcze raz-zaproponował-Dove kazała mi z tobą zostać dopóki nie wróci, strasznie się zmartwiła tym że zemdlałaś. Bardzo cię polubiła-powiedział-A że tylko ja i Hemmings byliśmy wolni to w podskokach przyleciała i poprosiła o to ,,popilnowanie ciebie" mnie.-na samą myśl że ten blondynek miał ze mną siedzieć robiło mi się nie dobrze i strasznie się bałam-Nie chciałem żebyś została sama z tym gwałcicielem był na ciebie wściekły i znając go brutalnie by cię zgwałcił.-Wdzięczna chłopakowi mocno go przytuliłam, odwzajemnił mój gest poczułam się przy nim bezpieczna.
-Powiesz mi dlaczego coś z tobą nie tak?-spytał.
-Nie..ja ..ja jeszcze ci w pełni nie ufam-posłałam mu uśmiech.
-Powiesz mi gdzie my w ogóle jesteśmy?-spytałam odrywając się od jego muskularnego ciała.
-Obrzeża Los.Angeles.. właściwie trochę dalej, miejsce nie dostępne dla policji, miejsce którego nie ma na mapie,miejsce w którym nikt nas nie znajdzie.. prościej jakieś zadupie w środku lasu-zaśmiał się. Objął mnie ramieniem a ja .. zaufałam mu w pełni. Pocałował mnie w czoło i zapewnił że nawet jeżeli będą, mu kazali nie zgwałci mnie. Dowiedziałam się też że Ross ma pełny etat w pracy niani. Zawsze wiedziałam że ma podejście do dzieci wszyscy go kochają.
-Jestem już, możesz iść Ansel-Dove weszła do pokoju zakładając soczewki i trzymała coś pod bluzką. W ręce miała kawę z mlekiem.
-Okay-powiedział lekko zawiedziony-Do zobaczenia kwiatuszku-uśmiechnął się. Blondynka spojrzała się na niego z lekkim zdziwieniem i posłała mu łagodne spojrzenie.
-Jak się czujesz?-spytała siadając obok mnie i kładąc kawę na podłodze bo nie było tam żadnego stolika.
-Głowa mnie boli.. i jestem strasznie zagłodzona..poza tym jest dobrze-skłamałam.
-Masz przemyciłam ci coś dobrego mam nadzieję że się najesz-podała mi dużą bułkę z sałatą i szynką i kubek ciepłej kawy z mlekiem którą przyniosła.
-Bardzo mocno cię uderzył-obejrzała moją głowę podczas gdy ja napiłam się kawy i jadłam-Masz dużego rozciętego guza ..boli?-spytała dotykając.
-Nie-powiedziałam krótko przełykając kolejny kęs bułki.
-Mimo to nie martw się to się więcej nie powtórzy-cmoknęła mnie w policzek.
-Jak to?-zmarszczyłam brwi.
-Na razie Shane postanowił dać ci spokój więc ty i Carrie jesteście bezpieczne-powiedziała- Gorzej z Rossem..Harpera się nie poucza..-nawet nie chciałam pytać co mu robią.
-Dziękuję naprawdę dziękuje-przytuliłam się do dziewczyny która lekko zaskoczona oddała uścisk.
-Ross ma szczęścia że moja córka go polubiła.
-Masz córkę?-spytałam prawie dławiąc się kawą.-Z kim?
-Wynik gwałtu-powiedziała krótko. Skończyłam jeść. I położyłam się na łóżku. Dove poszła po apteczkę bo ona jedyna zauważyła moje głębokie rany na nadgarstkach. Delikatnie wzięła moją rękę i opatrzyła mi ją.
-Szczypie-powiedziałam.
-Wiem skarbie.-spojrzała na mnie i zamyśliła się lekko-Czy pomiędzy tobą a Rossem coś jest?
-Ja..ja w sumie..-zaczęłam.
-On ciągle o ciebie pyta-powiedziała wstając i podchodząc do szafki w celu schowania apteczki-Możesz mnie znienawidzić ale musiałam mu powiedzieć o gwałcie.
-Jesteśmy przyjaciółmi-powiedziałam-Ale jest pomiędzy nami coś więcej..znaczy przynajmniej ja tak myślę.
-Kochasz go?
-Tak-powiedziałam-Ale proszę cię nic mu nie mów.
-Nie martw się nie pisnę nawet słowa-powiedziała puszczając mi oczko. Zakręciło mi się w głowie i pędem pobiegłam do łazienki gdzie zwymiotowałam. Miewam częste mdłości i bóle głowy nie wiem co się dzieje. Wyszłam z łazienki płucząc usta szklanką zimnej wody.
-Laura ja nie chciałam ale ..masz-powiedziała podając mi test ciążowy.-Będę się modlić o to by nie był pozytywny.- Dłonie mi się trzęsły wzięłam małe ,,urządzenie" i poszłam do łazienki. Cały czas miałam tylko jedną prośbę do boga. Nie w ciąży błagam cię Jezu o negatywny wynik!. Poczekałam chwilę na mój ,,gwóźdź do trumny" wynik ...lekko mnie zdziwił....
**************************************************************
Hej wszystkim ;3
Wysiliłam swój mózg (i nos) do tego żeby nie bolał i napisałam rozdział już dzisiaj.
Tak wiem miał być jutro ale nie chciałam żebyście czekali :)
Nie sprawdzałam błędów bo już mi się nie chciało :D
Totalnie na niego ,,zasłużyliście" że tak powiem ♥
Boże nie widzieliście mojej miny jak moja Oliwia przeczytała mi że mam komentarz od ..
Żelko Jadka!
Nigdy wcześniej nie komentowała moich bzdur więc byłam w szoku.
Bardzo ci dziękuje Żelko Jadku ♥
Mój nos wrócił do formy :)
To chyba dzięki Blue Lynch bo pożyczyła mi zdrowia w komentarzu więc też ci dziękuje :*
Nie powiem zabieg bolał ale jakoś się tym nie przejęłam.
Nie wiem kiedy kolejny rozdział ale raczej do środy powinnam go napisać.
Do napisania ♥

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 11.

*Laura*
Noc była spokojna. Ciężkie powieki spoczywały na moich policzkach, chciałam je otworzyć ale wydawały się być zbyt ciężkie. Obrazy w mojej głowie nie dawały mi spokoju. Nie !!! Krzyk mojej przyjaciółki obił się o ,, ściany ‘’ mojego umysłu, a zakrwawione  bezbronne ciało nieznanej mi dziewczyny  upadło z hukiem na ziemię. Wszystko działo się tak szybko nie mogłam nic zrobić, byłam bezradna, to mnie przerosło, jestem zbyt słaba.
-Długo już tak leży ? – usłyszałam łagodny nieznany mi kobiecy głos.
- Nie mam pojęcia i mnie to w żadnym stopniu nie obchodzi, siedzę tu bo muszę, coś chciałaś Dove?-zimny, wredny męski głos rozniósł się w odpowiedzi po pomieszczeniu. Rozpoznałam głos to był Luke.
- Po prostu szłam do siebie i myślałam że pogadamy,długi ranek, mam całe ręce we krwi,Shane   trochę poturbował  Rossa, wiesz tego nowego ,musiałam go opatrzyć,  tak właściwie to nie może cię nikt zastąpić ?–Hemmings wydawał się być zawiedziony.
-Hmm… myślę że zmuszę do tego Ansela–zaśmiał się jak mniemam i wyszedł. Nie miałam siły nawet ruszyć palcem byłam tak pobita. Zastanawiałam się czy moi rodzice zauważyli że zniknęłam. Raczej Riker musiał powiedzieć Vanessie że porwali Rossa, więc byłam dobrej myśli i bardzo chciałam żeby Cybil wreszcie nas wyciągnęła.
-Wysłałeś sms’a Luke, czego chcesz ?! –Ansel wpadł do środka i warknął na co zadrżałam.
- Musisz na mnie warczeć ?-splunął
- Musisz mi rozkazywać pedale? –powiedział tym samym tonem co blondyn.
- Jak mnie kurwa nazwałeś dupku?Z resztą gówno mnie to obchodzi,masz tu siedzieć i czekać aż się obudzi!–wrzasnął.
- Hahah jasne, a co będę z tego miał?-spytał.
- Jako pierwszy ją przelecisz..- na samą myśl się wzdrygnęłam.-Rozprawiczmy cię w końcu. 
Shane mówiąc, że będziemy ich dziwkami nie żartował. Każde ich polecenia, każda zachcianka, ma być spełniona, bo wtedy stanie nam się krzywda. I w tym momencie zaczyna się piekło kochanie…
-Idź w cholerę zostanę!-wrzasnął.
-Pff….- prychnął Luke, po chwili słyszałam jak tupot jego butów  z czasem się oddala.Wyszedł. Czyli zostaliśmy sami… Z jednej strony bardzo chciałam zobaczyć kim jest owy Ansel. Z drugiej strony bałam się tego chłopka, bałam się jego zamiarów wobec mnie.Cholera… Raz się żyje….
Wysiliłam swoje zmysły aby otworzyć oczy . Powieki powoli się otworzyły, blask południowego słońca przez chwilę oślepił moje oczy.
-Czyli przespałam cały dzień…- szepnęłam do siebie podnosząc się do pozycji siedzącej, strasznie bolała mnie głowa.
-Nareszcie, jeszcze chwila a bym cię tu zostawił na pastwę losu…– warknął.
Odwróciłam głowę w jego stronę, beztrosko siedział na krześle, jego intensywnie brązowe oczy patrzyły na mnie spokojnym wzrokiem...
-Co z Rossem?-spytałam zmartwiona-I z moją przyjaciółką błagam cię powiedz mi.
-Nic im nie jest-powiedział-Harper zabił siostrę Carrie, jeżeli Ross nie ogarnie języka on będzie kazał zabić i jego.
-Dlaczego?-spytałam.Brunet podniósł się, po jego powiekach spłynęły łzy. Wybiegł z pokoju. Po kilku minutach czułam się już lepiej, głowa mnie nie bolała a zmysły wróciły do normy, chodź może nie do końca. Po tym jak Ansel wyszedł z moj..to znaczy z tego pokoju czułam się dziwnie.Bałam się.Może fizycznie wszystko ze mną było dobrze lecz psychicznie czułam się wykończona , śmierć tej dziewczyny, pobicie Rossa na moich oczach. Potrzebuję silnego leku na uspokojenie i szklanki wody. Wstałam i rozejrzałam się po pokoju, puska totalna pustka. No to czas pozwiedzać... Nie byłam pewna czy można mi wyjść, no ale raz się żyję. Korytarz był pełen drzwi i ani jednego dźwięku, nie wiedziałam gdzie iść więc po prostu wybrałam pierwsze lepsze i podeszłam do nich . Chwyciłam za klamkę i popchnęłam drzwi. Moim oczom ukazała się przyciemniona sypialnia. Na wielkim łóżku spał jakiś mięśniak.Usłyszałam za sobą jakieś szmery i przegryzłam mocno wargę, aby stłumić chęć krzyku. Jak mogłam coś takiego zrobić? Zachowałam się jak dziecko i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Słysząc za sobą jeszcze głośniejszy hałas, instynktownie spojrzałam za siebie. W oddali zobaczyłam blondyna, który z wściekłością zatrzasnął za sobą drzwi i spojrzał w moją stronę, jego oczy cisnęły w moją stronę złowrogie błyskawice. Nie czekając zbyt długo, rzuciłam się do ucieczki. Biegnąc, tak szybko jak pozwalały mi na to moje nogi, w głowie przewijałam różne scenariusze, które pomogłyby mi uciec z tego miejsca, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Gdy w oddali dostrzegłam drzwi, dopadło mnie zmęczenie. Nie miałam ochoty przyglądać się chłopakowi, więc tylko szybko obejrzałam się przez ramię i od razu tego pożałowałam, biegł za mną jak opętany. Wydałam z siebie głośne westchnięcie, bo powoli zaczęłam wątpić w to, czy mi się uda. Serce waliło mi jak szalone, a nieprzyjemne dreszcze pojawiły się na moim ciele. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, rzuciłam się w stronę drzwi i zaczęłam ciągnąć, za klamkę, jednak ona nie ustępowała i, kiedy miałam zamiar wyciągnąć moje roztrzęsione dłonie w stronę kluczy, które były powieszone na ścianie, ktoś popchał mnie dociskając moje ciało do zimnej ściany. Odruchowo wstrzymałam oddech, bo była strasznie zimna.
-Pożałujesz, że w ogóle o tym pomyślałaś - powiedział Luke niskim głosem, pochylając się nad moim uchem. Otworzyłam usta, desperacko łapiąc kolejne porcje powietrza. Jego oczy przebiegły po moim ciele, a na ustach zagościł chytry uśmiech. Wzdrygnęłam się, za każdym razem, gdy widzę jego uśmiech w mojej głowie nie pojawia się nic, oprócz złych rzeczy.
-Pomyślałam o wyjściu ze swojego pokoju-powiedziałam z trudem przybierając obojętny wyraz twarzy. Sekundę później, moje ciało oderwało się od lodowatej ściany, tylko po to, by potem uderzyć w nią ze zdwojoną siłą.Gdy tylko moje ciało zderzyło się ze ścianą, wszystko prysło.
-Naprawdę nie powinnaś tego mówić - syknął, bardziej zdenerwowany moimi słowami.
-Nie powinnam robić wielu rzeczy, ale mimo wszystko dalej je robię - powiedziałam, jakbym nie przejmowała się wybuchem złości blondyna. Uśmiechałam się do niego cały czas, naprawdę nie wiedziałam, co w ten sposób chcę osiągnąć. Być może chciałam udowodnić, że nie jestem taka, za jaką wszyscy mnie mają.
-Zamknij się w końcu albo ten dzień źle się dla ciebie skończy! - warknął przyciskając mnie jeszcze bardziej. Jego oczy w ciągu jednej sekundy pociemniały, a ja zdusiłam swój odruch wrzaśnięcia. Chyba nigdy nikogo tak bardzo nie zdenerwowałam, tak jak jego w tym momencie. Ale mimo wszystko należało mu się, bo on jest pieprzonym dupkiem, który widzi tylko siebie.
 -Nie obchodzi mnie, to co teraz do mnie mówisz. -ostre warknięcie z mojej strony, oznaczało, że bardzo coś mi się nie podobało. Zamknęłam na chwilę oczy, starając się ignorować ból, który czułam w klatce piersiowej, podczas, gdy on jeszcze bardziej dociskał mnie do ściany. Nie sądzę, że robił to celowo, tylko przez złość. Wiem o co mu chodzi, on ma po prostu problemy ze samym sobą. To nie jest coś, co mnie zadowala 
-Albo jest się prawdziwym albo wcale-wysyczałam, akcentując każde słowo. Sekundę później Luke zacisnął zęby, po jego wyrazie twarzy, łatwo można było stwierdzić, że cały gotuje się ze złości. Warknął przez zęby, ale nie odezwał się ani słowem. Czułam, że jest na granicy wytrzymałości i zaczęłam się zastanawiać, czy ktoś może zainstalować mi przycisk "zamknij się" zanim następnym razem powiem, coś czego potem będę żałować. Nie czekając ani chwili dłużej blondyn gwałtownie złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć w stronę drewnianych drzwi. Moje oczy rozszerzyły się, a usta uformowały się do krzyku. Czułam się jak bezbronne dziecko. Nie zależnie jak bardzo się wyrywałam, on nie rozluźniał uścisku. Nie mogłam uciec, byłam uwięziona. Witamy w piekle!-to było wszystko, o czym pomyślałam, kiedy otworzył drzwi i wciągnął mnie do pokoju. Rzucił mną o ziemię, zaskomlałam cicho kiedy moje drobne ciało zderzyło się z twardą drewnianą podłogą. Desperacko szukałam uwolnienia od niego, na czworaka próbowałam przedostać się do drugiej części pokoju.
- Wybierasz się gdzieś ? -warknął lodowatym głosem.
Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz, po chwili poczułam jak chłopak cięgnie mnie za włosy do tyłu. Tak bardzo bolało.
- Błagam zostaw mnie...- wyjęczałam.Jego głośny śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu.
-Nie kochanie , nie będę taki jak ty ..- warknął po czym pociągnął moje ciało do góry.- Wiedz że tutaj zaczyna się twoje piekło -wyszeptał do mojego ucha popychając mnie na łóżko.
Pisnęłam przerażona kiedy jego ciało znalazło się tuż nad moim, czułam jego oddech na moim policzku.Moje zaciśnięte powieki ,,tamowały‘’ płacz przerażenia , nie miałam pojęcia co mam zrobić , za to doskonale zdawałam sobie sprawę z tego co mnie czeka...
- No to się zabawimy..- mruknął a jego usta znalazły się na mojej szyi, gryzł i szczypał jej skórę co sprawiało mi ogromny ból , a strach w moim ciele się nasilał. Próbowałam go odepchnąć ale to tylko pogorszyło sprawę , unieruchomił moje ręce tuż nad moją głową. Nie miałam jak się obronić, moje ręce i nogi były zablokowane, byłam bez silna, łzy pociekły po moim policzku.
- Im mniej będziesz przeszkadzać tym lepiej dla ciebie-warknął.
Zdarł moje dole części ubrania i słyszałam jak odpina pasek swoich spodni. Boże za co to ? Czym ja tak bardzo ci zawiniłam ? Moje szlochanie było słychać w całym pokoju, tak bardzo się bałam.
- To co kochanie , zaczynamy..
- Nie proszę.. nie rób mi tego..- szlochałam.
- Zamknij się suko..-warknął.
W jednej chwili całe moje życie legło w gruzach, czułam się nikim, czułam się śmieciem, zrobił mi coś co kobiecie mógł zrobić najgorszego. Zgwałcił...Czułam jak się we mnie porusza, czułam jego niskie warknięcia, to wszystko tak mnie obrzydzało. Okropny rozdzierający mnie ból..po za tym nie czułam nic...Byłam nikim....
*Ross*
Moja podświadomość cięgle funkcjonowała, a przecież nie tak miało być, miałem umrzeć. Mówią że mózg funkcjonuję jeszcze 7 minut po stanięciu serca, może jeszcze jest szansa, może umarłem a piekło się skończyło.. O nie kochanie ono dopiero się zaczyna.... Usłyszałem głęboki głos w mojej głowie.
- No obudź się w końcu...- usłyszałem piskliwy głosik i małe lepkie rączki na moich ramionach.
Moje oczy mimowolnie się otworzyły i natychmiast zostałem oślepiony przez jasne światło z okna.
Przysłoniłem oczy dłonią, na nadgarstku widniał bandaż. Mrugnąłem nie zadowolony, ktoś mnie uratował ,znowu..
- Chce się bawić -całkiem zapomniałem o piskliwym irytującym głosiku.Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem w bok. Na łóżku siedziała mała dzieczynka, na oko może miała z 3 latka, długie blond, lekko potargane , włoski opadały na jej ramiona. Duże błyszczące oczy tego samego koloru  wpatrywały się we mnie z nutką złości.
- Kim jesteś?- zapytałem lekko niepewnym głosem
- Jestem Demi, a teraz chodź się bawić, tatuś powiedział że masz robić to co będę chciała -ciągnęła mnie za rękę.
- Tatuś ? Kto jest twoim tatusiem i gdzie ja do cholery jestem ? -wysyczałem.
- Nie ksyc na mnie... ,myślałam że ty będziesz inny a ty jesteś taki sam jak tamci co tatuś przyprowadzał , nie lubisz mnie - jęknęła a jej oczy się zaszkliły.
Zrobiło mi się jej okropnie żal, przysunąłem się jej bliżej, to była tylko mała dziewczynka a ja na nią nawarczałem jak na psa.
- Przepraszam.. Lubię cię, jesteś słodka, tylko chciałbym wiedzieć gdzie jestem i kim jest twój tatuś , powiesz mi ? - zapytałem wymuszając uśmiech.
-Jesteś w miejscu mojego tatusia.
-Kto jest twoim tatusiem?
-Shane-powiedziała cichutko.Moje ciało przeszedł dreszcz a w każdą komórkę wstąpił strach. -Dobrze skarbie co chcesz robić?-spytałem dziewczynkę.
-Jest już wieczór położę się a ty poczytaj mi bajkę-powiedziała-Najlepiej roszpunta to moja ulubiona tsiążka-nie zdziwiło mnie to że ledwo co wymawiała słowa, była malutka a sądząc po jej ojcu...nikt jej wymowy nie uczył. Bałem się Harpera jak nikogo innego na świecie więc nie pozostało mi nic innego jak tylko spełniać zachcianki tej małej Demi-jak się przedstawiła. Mała położyła się na łóżku w jednym z pokoi w tym ogromnym budynku i wsłuchiwała się jak czytałem jej bajkę. Nim skończyłem mała zasnęła. Drzwi pokoju otworzyły się i do środka weszła Dove również z książką w dłoni.
-Boże mocno cię męczyła przepraszam cię za nią- podeszła do niej i ucałowała ją. Zdziwiło mnie jej zachowanie.
-To twoja córka?-spytałem zdziwiony.
-Tak-powiedziała-Kiedyś też nie potrafiłam zamknąć mordy... Shane mnie brutalnie zgwałcił i .. to jest efekt.
-Wow-powiedziałem- Dlaczego on nie chcę cię stąd wypuścić?
-Jeżeli dziewczyna którą zgwałcili zachodzi w ciąże..-zaczęła- brutalnie biją ją po kroczu i brzuchu aż się wykrwawi.. dochodzi do poronienia i traci się dziecko.
-Więc dlaczego..
-Obiecałam że tu zostanę jak pozwolą mi ją zatrzymać-powiedziała-Jest wynikiem gwałtu ale... ja zawsze chciałam zostać matką. Miałam tylko 16 lat jak ją urodziłam.
-Nie jest ci ciężko?-spytałem.
-Nie ..daje radę-powiedziała-A teraz odpocznij widzę że twoje rany się goją-blondynka dokładnie obejrzała moją twarz dotykając ran.
-Co ze mną będzie?-spytałem kiedy ta podeszła do drzwi.
-Rób co każą-powiedziała i wyszła. Znowu zostałem sam. Sam ze swoimi problemami i myślami najbardziej martwiłem się o Laurę. Słyszałem jej krzyk.. coś się stało a ja nie mogę nic zrobić..
*Laura*
Rano obudziłam się cała zapłakana i sponiewierana, czułam się jak śmieć. Zrobił coś co kobiecie można było zrobić najgorszego. Nie mogłam się pogodzić z myślą że nic z tym nie zrobiłam, tylko płakałam, nie próbowałam się bronić. Nie mogę taka być, nie mogę się mazgaić muszę być silna, moje życie się zmieniło. Otarłam łzy i zacisnęłam ręce w pięści. Nikt, nigdy więcej, wbrew mojej woli nie tknie mojego ciała.. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę. - powiedziałam pewnie i wstałam z łóżka.
Do pokoju wkroczyła drobna blondynka z pięknymi dużymi oczami, podziwiałam ją, wyglądała tak swobodnie, w otoczeniu tego wszystkiego.Dziewczyna uśmichnęła się do mnie, odwajemniłam gest, czując że mogę jej zaufać.
-Jestem Dove.. - Ahh więc to ona była wczoraj przy moim ,, wybudzeniu '' .
-Wiem, słyszałam cię wczoraj..
-Przyniosłam ci ubrania i klucz do łazienki  - uśmiechnęła się i podała mi czarne rurki i szary sweter.
-Dziękuję.- naprawdę potrzebowałam prysznica, nadal czułam wszędzie te jego zimne łapska, czułam obrzydzenie do własnego ciała,brzydziła się go.
-Łazienkę masz tam..- wskazała na ciemne mahoniowe drzwi na końcu pokoju.
-Dzięki, naprawdę tego potrzebuję...- westchnęłam.
-Przykro mi że cierpicie, nie mogę nic zrobić, ale uwierz możesz na mnie polegać i  jeszcze ta dziewczyna naprawdę mi przykro -wyrzuciła nagle z siebie
-Było minęło, trzeba być silnym , teraz mam tylko Rossa i Carrie..no..no i ciebie ? - spojrzałam na nią nie pewnie.
- Oczywiście że tak, możesz mi ufać, jeśli chodzi o innych.. -posłała mi jednoznaczne spojrzenie i skwaszoną minę. Otworzyłam drzwi łazienki umyłam tam moje zakrwawione włosy i ciało. Kiedy wyszłam usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie. Dlaczego nikt nas nie szuka? Czy dla nikogo się nie liczę?. Brakuję mi Rossa ile bym dała żeby teraz się w niego wtulić. Żeby w końcu wyznać mu jak bardzo go kocham i potrzebuję. Jestem zbyt słaba .Jestem jak małe dziecko nieumiejące odpyskować chłopakowi w tym samym wieku. Boję się. Chcę wyjść stąd cała i zdrowa.
Ból ustępował. Odetchnęłam głęboko.
-Witaj kochanie...-usłyszałam głos tuż przy moim uchu, przestraszyłam sie nie słyszałam żeby ktoś wchodził.
Odwróciłam się a moim oczom ukazało się moje własne piekło Luke.Splunęłam.
-Nie mów do mnie kochanie...-warknęłam
-Cóż..mogę robić co tylko mi się podoba - warknął popychając mnie na łóżko.
Za nim zdążył jakkolwiek zablokować moje ruchy, poderwałam się z łóżka i stanęłam w bezpiecznej odległości od niego.
-Nie dotykaj mnie!-krzyknęłam
-Słucham?-wybuchł nie pochamowanym śmiechem
-Dobrze kurwa słyszałeś!-splunęłam patrząc na niego nienawistnym wzrokiem.
Momentalnie przestał się śmiać. Podszedł do mnie i przycisnął do ściany. Próbowałam się wyrwać ale był silniejszy.
-Co ty zapomniałaś po co tu jesteś ? Jesteś dziwką , masz robić to co ci każe ! Po za tym wczoraj taka waleczna nie byłaś- zamarłam to był cios po niżej pasa.
-Bo się tego bo tobie nie spodziewałam ? Nie wiedziałam co mam robić? Byłeś silniejszy ?Wiesz to mam to gdzieś, już nigdy mnie nie dotkniesz!-krzyknęłam.
-I tu się ostro mylisz suko! - dorwał się do zamka moich spodni i chciał je odpiąć ale byłam szybsza wymierzyłam mu cios kolanem prosto w krocze. Nie spodziewał się tego , upadł na ziemię zwijając się w kulkę.
-Pożałujesz że żyjesz dziwko !- wstał lekko  zszokowany, moje ciało znowu było przy ścianie, podniósł rękę aby wymierzyć mi cios, zacisnęłam powieki..
-Hemmings, Harper cię woła - usłyszałam męski głos i otworzyłam oczy, ręka blondyna zawisła tuż nad moją twarzą, a jego oczy przepełnione nienawiścią i złością przeniosły się na bruneta w drzwiach. Ansel uratował mnie przed kolejnym gwałtem.
-Daj mi pięć minut ta suka mnie uderzyła -warknął.
-Nie masz tyle czasu po porostu ją zostaw!- tamten również się zdenerwował.
-Przejebana dziwka !- warknął do mnie odsuwając się.Nie, przegiął, nikt nie będzie mnie tak nazywał. Wiele razy już to mówił, ale o jeden raz za dużo.
-Nie nazywaj mnie tak idioto ! Jesteś piepszonym zjebanym dupkiem, który widzi tylko siebie, dragi i pieprzenie się po kątach z niewinnymi dziewczynami! Nawet nie potrafisz mnie nawet uderzyć, bo pan wzywa tak ? Boimy się? ojej... - wykrzyczałam i momentalnie tego pożałowałam.
Luke gwałtownie się odwrócił i popchnął mnie na ścianę.
-Zobaczymy później czy nie potrafię ! - uderzyłam głową w ścianę, osunęłam się po niej.Moja głowa pulsowała a przed oczami miałam ciemność, zbyt mocne uderzenie, zdecydowanie.
Nie mam pojęcia ile tam siedziałam, ale wcale nie było mi lepiej obraz miałam zamazany a głowa pulsowała.Usłyszałam otwieranie drzwi i dwa głosy męskie.Rozpoznałam głos Luka i Shane'a.
-Wstawaj !-usłyszałam ostry głos blondyna,który echem odbił się w mojej głowie zacisnęłam oczy.
-Nie krzycz- jęknęłam otwierając oczy. Podniosłam się ociężale natychmiast zostałam szarpnięta przez Shane'a. Jego umięśniona ręka zacisnęła się na mojej tali.
-Ponoć stawiałaś wczoraj opór Luke'owi.
-Czego chcesz zostaw mnie-powiedziałam. Puścił mnie. Usiadł na krześle i złapał butelkę z wódką,biorąc z niej łyka. Pogłaskał się po kolanach i splunął na ziemię.
-Chodź-powiedział i wyciągnął butelkę w moją stronę-Napij się z nami.- Jego oczy pałały nienawiścią i były zimne.-No chodź laleczko,napijesz się ze mną.
-Nie-odpowiedziałam.Luke zapalił zapałkę i rzucił w nią we mnie. Odskoczyłam gwałtownie a przez moje ciało znowu przeszedł dreszcz strachu i przerażenia. Bałam się że teraz we dwóch zrobią mi coś strasznego.
-Nie chcę-odpowiedziałam. Obaj wybuchneli śmiechem.
-Myślisz że jesteś od nas lepsza?-spytał Luke.
-Po prostu nie chcę tego pić-powiedziałam. Po moich policzkach popłynęły łzy.
-Masz nas za debili?-spytał Shane podnosząc się z krzesła. Strach rósł i płonął w mojej duszy doprowadzając mnie do stanu załamania.

-Tego nie powiedziałam- Brunet podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstki bardzo mocno je ściskając.-Proszę zostawcie mnie w spokoju!-w tej chwili wybuchłam nieopanowanym płaczem.
-Nie.-powiedział. Jego obleśne łapy przycisnęły mnie do ściany. Spojrzał na otwartą butelkę-Masz..pij.
-Napije się-powiedziałam-Ale potem wyjdźcie proszę.
-Dobrze..zgoda-uśmiechnął się. Sam zapach tego świństwa przyprawiał mnie o dreszcze. Starałam się nie oddychać i wypiłam dość sporego łyka.
-Tylko tyle?-spytał Luke.
-Jeszcze skarbie- pocałował mnie w czoło. Czułam jego obrzydliwe usta na mojej delikatnej skórze.-Przecież możesz wypić więcej.
-Napiłam się.
-Wypij jeszcze!- wymierzył mi mocnego "liścia" w twarz aż zachwiałam się na nogach. Zaczęłam pić to obrzydlistwo dużymi łykami.-Ciągnij kochanie.
-Więcej-krzyczał Luke.Oderwałam się od butelki, powstrzymując wymioty.
-Teraz dobrze-pogłaskał mnie.-Widzisz jak chcesz to potrafisz.
-Przepraszam że cię zwyzywałam-zwróciłam się do Luke'a-Teraz jesteśmy kwita prawda? Zostawicie mnie już?
-To wcale nie o to chodzi.-odezwał się.-Harper chce zobaczyć twoje zęby.- Spojrzałam na bruneta a ten tylko się uśmiechnął. Miał w ręku kij baseballowy. Bałam się cholernie się bałam. Znowu zostanę skrzywdzona?
-Słyszałaś laleczko pokaż mi ząbki.
-Nie chcę-powiedziałam.
-Albo mi je pokażesz albo je stracisz-powiedział przykładając mi kij do ust. Przerażona otworzyłam szeroko usta pokazując im swoje śnieżnobiałe zęby. Shane włożył mi palca do ust i zaczął jeździć po nich.
-No proszę ale z ciebie ładna lodziara-pocałował mnie znów w czoło-Masz chłopaka?-spytał z przerażenia milczałam. Nie mogłam nawet się ruszyć.-Zadałem ci pytanie!-przycisnął mnie do ziemi. Usiadłam i rozpłakałam się.
-N..nie..m..mam-zacinałam się.
-To dobrze-powiedział-Bo skoro nie masz chłopaka pomyślałem..- wyciągnął z kieszeni pistolet.-Że on będzie dzisiaj twoim facetem...daj mu całusa.-przyłożył mi go do ust.-Pocałuj go- Było to chore ale pocałowałam lufę pistoletu.
-Kurwa-uderzył mnie-Nie mówię o debilnym całusie jakiego dajesz Rossowi na przywitanie.Jeżeli twoje całowanie mi się nie spodoba to wytrysnę.-Naciągnął pistolet i wepchnął mi go do ust i zaczął nim poruszać. Dusiłam się.
-Oddychaj przez nos!-krzyknął Luke.
-Jak za pierwszym razem-powiedział Shane wkładając i wyjmując mi pistolet z ust. Wreszcie odpuścił. Zaczął się głupawo smiać. Z kieszeni wypadł mu gaz pieprzowy który zabrałam na szczęście nie zauważył.
-Teraz niech mi tak obciągnie nie będę czekał jestem już gotowy-Luke podszedł do mnie i uklęknął. Ściskałam gaz w rękach cała poddenerwowana.-Co masz w rączce?-spytał. Był tak blisko że mogłam zaatakować. Prysnęłam mu gazem po oczach. Zaczął wrzeszczeć z bólu.Rzuciłam się do ucieczki to samo zrobiłam z brunetem który próbował mnie zatrzymać.Wybiegłam na zewnątrz. Zorientowałam się że przetrzymują nas w jakim opuszczonym bloku. Dookoła był las. Na nieszczęście przewróciłam się , wbijając sobie szkło w moją malutką stópkę. Wyciągnęłam odłamek i biegłam przed siebie,niespodziewanie wpadłam na kogoś. Zaczęłam odruchowo się bronić i uderzyłam tego ,,ktosia" w twarz.
-Spokojnie-przytrzymywał mnie.Był to dość potężny mężczyzna no oko około 40 lat.-Jestem policjantem-pokazał mi odznakę.
-Bogu dzięki-powiedziałam-To jakiś gang zgwałcili mnie i pobili przetrzymują moich przyjaciół.
-Już dobrze zapoluję na przepiórki kiedy indziej.-powiedział-Niech mnie mnie tam pani zaprowadzi panno..?
-Laura Marano-powiedziałam zapłakana.
****************************************************
Cześć wszystkim.
Rozdział już teraz ponieważ jednak idę na bardzo bolesny i nieprzyjemny zabieg.
Nie będę mogła pisać do niedzieli bo nos będzie w bandażu.
Zostawcie dużo komentarzy a następny rozdział napiszę już w niedzielę.
Wiecie będę wiedziała że jest po co pisać.
Gorzej by było jakby w ogóle nikt tego nie skomentował.
Zgwałcili Laurę wiem biedactwo ;___;
Zostawicie komentarz kochani ♥
Ps.Jak nowy Szablon?
Bo moja reakcja *o*
 
Do napisania ♥



poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 10.

*Laura*
Po tej niemiłej rozmowie z tatą nie łatwo było mi zasnąć, ale po większych staraniach jednak mi się udało i nawet nie obudziłam się w nocy. Następnego ranka jak zwykle rutyna. Wstałam włożyłam "chłodny" strój i zbiegłam na dół, w celu zjedzenia śniadania bo tego ranka byłam naprawdę dziwnie głodna. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju...jest 11:00 a Rossa wciąż u mnie nie ma ..dziwne znając mnie i moją panikarską naturę za chwilę zacznę wmawiać sobie że, coś jest nie tak. Postanowiłam że, złamię "zakaz" mojego przyjaciela i jak tylko zjem udam się do niego. Z moich myśli wyrwała mnie Van, schodząca po schodach. Chyba znowu poszła późno spać bo wyglądała jak koszmar.
-Cześć-przywitała się tuląc mnie.
-Hej-odpowiedziałam-Źle spałaś?-Moja siostra usiadła naprzeciwko mnie i ziewnęła po czym napiła się mojej kawy, którą zaraz wypluła.
-Fuck z cukrem!-krzyknęła.-Nie spałam całą noc...myślałam o naszej Carrie.
-Wczoraj nie mogłam uwierzyć, że to przez Olivera.
-Myślisz że, mnie to nie zdziwiło?-spytała-Jak coś jej się stanie... nie wiem co bym sobie zrobiła wiesz?-Podniosłam się z krzesła i podeszłam do szafki z butami po swoje trampki.-Dokąd to?
-Idę do Rossa-powiedziałam.
-Mogłabyś powiedzieć Rikerowi, żeby do mnie wpadł?-spytała.
-Jasne-powiedziałam i wyszłam z domu. Po drodze do chłopaka tak się zamyśliłam, że nawet nie zdążyłam mrugnąć a już stałam pod jego drzwiami. Tak samo jak wczoraj weszłam do środka jak do siebie i pierwsza osobą która się ze mną przywitała była Rydel.
-Siemaneczko-przytuliła mnie mocno co odwzajemniłam.-Gdzie masz tego idiotę Rossa? Debil zużył mi całą odżywkę do tego dochodzi sprawa Carrie ja się załamie!-Przyjaciółka pokazała mi pustą buteleczkę po wspomnianym produkcie.Przez chwilę stałam jak wryta.
-Jak to gdzie mam Rossa nie ma go w pokoju?
-Wczoraj już od ciebie nie wrócił myślałam, że został u ciebie na noc.-powiedziała a mi zrobiło się słabo.. najpierw Carrie zostaje porwana, a teraz chłopak którego kocham bardziej niż wszystko znika? Zajebisty początek wakacji.
-Błagam cię Rydel nie strasz mnie!-wystrzeliłam na schody jak petarda i wbiegłam do pokoju Rossa który był pusty. Z przerażenia uklęknęłam na podłodze i rozpłakałam się.
-Laura co się stało?-spytała Rydel która właśnie weszła do wspomnianego miejsca-Gdzie on kurwa jest gdzie?!!!-wrzasnęła.
-Boże.. to niemożliwe.. -przeciągnęłam, podniosłam się i przytuliłam do przyjaciółki-Chodź ze mną na komisariat do Cybil Bennet.
-Do tej walniętej mundurowej?-spytała.
-Idziesz czy nie!?-krzyknęłam a ta aż podskoczyła.
-Dobrze spokojnie na pewno nic mu nie jest-starała się mnie pocieszyć ale nie pomagała mi tym , wręcz przeciwnie wkurzało mnie to jej gadanie bo byłam zrozpaczona tą całą sytuacją. Szłyśmy dość szybko, bo moja przyjaciółka nie mogła za mną nadążyć. Po kilku minutach jednak doszłyśmy i musiałam wciągnąć zasapaną Rydel na 3 piętro. Zapukałam do drzwi oficer Bennet i kiedy usłyszałam, że mogę wejść wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
-Jezu Laura jak ty wyglądasz co się stało?!-krzyknęła.
-Cybil...Ross..nie ma Rossa!-wrzasnęłam.
-Co?!-krzyknęła znowu.
-Nie wiem co się stało nie mam pojęcia gdzie on jest!-Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem i rozkazała usiąść. Zaczęła nerwowo krążyć po gabinecie. -Powinnam była ubłagać ojca żeby został u mnie.
-To nie twoja wina-powiedziała Rydel i objęła mnie-Boże.. najpierw Carrie a teraz mój brat?
-Twoja mama nie martwiła się kiedy on nie wrócił na noc?-spytała Cybil.
-Ross zawsze... kilka razy spał u mnie więc dlaczego miałaby się martwić?-spytałam.
-Laura zrobimy wszystko żeby go znaleźć-Cybil uklęknęła i otarła mi łzy.-Już mamy ogromny trop w sprawie twojej przyjaciółki.
-Jaki trop?-spytałam zapłakana. Kobieta podniosła się i podeszła do szafki po czym otworzyła ją.
-Zobacz-pokazała mi jej bluzę-Dzisiaj Burnsee będzie szukał waszej przyjaciółki razem z psem ,tropicielem.
-Cybil znajdźcie ich-znowu wtuliłam się w Rydel i obie wybuchłyśmy płaczem. Nie potrafię opisać słowami tego co teraz czuję. Smutek.. rozpacz... gniew? Żadne z wymienionych uczuć nie wyrażało w pełni tego co ja czułam!.Co jeszcze się wydarzy? Mam wszystkiego dość nie rozumiem dlaczego to mnie spotyka? Dlaczego nie mogłam zakochać się w chłopaku który nie miałby kontaktów z narkomanami?! Bałam się, bardzo się bałam bo zaczęłam myśleć że byłoby lepiej gdybym nie spotkała Rossa. Nie wiedząc co począć poszłam z Rydel do jej rodziny. Przez całą drogę układałyśmy sobie jak powiemy o tym rodzicom blondyna, jego braciom ,Ellowi,Raini i Calumowi. Jakbyśmy mieli mało kłopotów z Carrie!!!. Boże tak się o nią martwię co ja mam począć. Poddenerwowana z sercem w krtani czekałam aż cała rodzina Rossa zejdzie na dół. Nasz rudzielec Raini oraz nasz perkusista już na nas czekali. Kiedy wszyscy już się zjawili rozmowę zaczęła Rydel.
-Mamo..ja..
-Widzieliście Rossa?-spytała nagle zmartwiona Stromie.
-Właśnie Laura, myśleliśmy że jest z tobą-dodał Mark.
-Ja..on..nie..ja..-zacinałam się.
-Pamiętacie jak porwali Carrie?-wyręczyła mnie Rydel na co wszyscy przytaknęli-Z Rossem..chyba..-z jej oczu pociekły łzy-Chyba zrobili to samo.-każdy wymienił pełne przerażenia spojrzenie jego rodzice popłakali się tak jak Raini i Riker.
-Nie wiem kiedy to się stało nie mam pojęcia.- rozpłakałam się-Byliśmy już na komisariacie zgłosiliśmy jego zaginięcie.
-Dlaczego on?-spytał Ryland.
-Nie wiem-powiedziałam razem z Delly.
-Pójdę go poszukać-powiedziałam. Podeszłam do wyjścia.
-Laura iść z tobą?-spytał Rocky.
-Dziękuję jesteś kochany-powiedziałam-Ale chcę pobyć sama, Rik Van kazała ci do niej przyjść-Udałam się do domu po komórkę i zaczęłam dzwonić do chłopaka.Niestety na nic się to nie zdawało bo on nie odbierał. A może słyszał moją rozmowę z tatą i po prostu uciekł? W mojej głowie plątało się tysiące myśli. Żadna z nich jednak nie potrafiła mi wyjaśnić co się z nim stało.Długo błąkałam się po całym Los.Angeles właśnie miałam wychodzić z parku kiedy usłyszałam dźwięk "Loud" .Obróciłam się i na końcu parku zauważyłam grającą komórkę Rossa. Otworzyłam szeroko oczy i podeszłam bliżej. Usłyszałam coś za plecami i nerwowo się obróciłam. Przez moje ciało przeszedł strach. Telefon Rossa przestał grać. W pobliżu nie było ani jednego żywego człowieka. Nagle oberwałam czymś mocno w głowę. Upadłam. Zakręciło mi się w głowie. Ujrzałam nad sobą dwójkę rozmazanych chłopaków. Poczułam że z nosa leci mi krew.Nic więcej nie pamiętam...Po jakimś czasie obudziłam się i zorientowałam że ..musiałam zostać porwana.Nie miałam pojęcia gdzie jestem , kto mnie uprowadził i dlaczego. Wiedziałam jedno…Siedziałam na krześle, przywiązana do niego linami z mocnego włókna, najmniejszy ruch sprawiał mi ból.Pokój..może bardziej sala była pusta, ciemna i nie dostrzegłam w niej drzwi.Jedyne co widziałam to kamera przymocowana do ściany naprzeciw mnie.Czułam się strasznie, byłam cała poobijana a w niektórych miejscach mojego ciała, widniały zaschnięte plamy krwi.Przypomniałam sobie że byli w kominiarkach.. a to co mi robili najwyżej sprawiało im przyjemność, kiedy płakałam i krzyczałam z bólu oni uśmiechali się.Bili mnie mocno do nieprzytomności.Moja sukienka była porwana, przez co bardziej czułam jak sznur wbija się w moją skórę.Co ja takiego zrobiłam, że tu jestem? Dlaczego tu jestem?! Co mi zrobią zabiją mnie?!
- Weź ją a ja idę do reszty.. – usłyszałam męski głos
Po chwili ktoś wszedł do pomieszczenia. Wysoki blondyn z błyszczącymi niebieskimi oczami, z których wylewała się nienawiść. Miał na sobie czarne rurki  i biały podkoszulek opinający jego mięśnie. Na jego ręce i dekoldzie widniało mnóstwo tatuaży . Wyraz jego twarzy był chłodny i nieprzyjemny . Bałam się go. Wyjął nóż. Wzdrygnęłam się.
- Spokojnie nie zrobie ci krzywdy …. Na razie…- zaśmiał się i zaczął przecinać  sznur
Poczułam jakby ulgę , mogąc znów poruszać kończynami. Rozprostowałam nogi i rozciągnęłam ręce , były strasznie drętwe.
- No już wstawaj, idziemy! – warknął ciągnąc mnie za rękę
Moje stopy były bose, podłoga zimna, przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Ohh… zimno ci ? Jak mi przykro… Dałbym ci bluzę ale mam cię w dupie – powiedział ironicznie wybuchając śmiechem . "Bardzo kurwa śmieszne dupku"-pomyślałam.Ciągnął mnie gdzieś długim korytarzem, było tu mnóstwo drzwi , lecz nigdzie okien . Było to dziwne , bardzo dziwne.
- Co mam zrobić ? Nie zmusicie mnie do tego ! – usłyszałam dobrze znany mi męski głos..był to głos Rossa.Zaciągnął mnie do pustego pomieszczenia w którym było jedynie kilka krzeseł i biurko.Zauważyłam Rossa był pobity cały zakrwawiony i związany.
-Laura!-krzyknął panicznie i zaczął wyrywać się chłopakowi który go trzymał,lecz zaraz oberwał mocno w brzuch.W powietrzu unosił się zapach papierosów i mięty . Staliśmy przed biurkiem najgroźniejszego z nich , ich szefa. Shane Harper. Tak brzmiało jego nazwisko, "Każdy człowiek o zdrowych zmysłach w tym mieście je zna. Każdy jak je słyszy ucieka."-Tak powiedział mi ten blondyn na którego koszulce widniał napis Luke Hemmings.
- Jesteś na nogach – odezwał się Shane swoim jakże groźnym głosem.-Bardzo dobrze.Sprawy przedstawiają się jasno...-zaczął- Chcecie żyć w spokoju i wyjść stąd o własnych nogach?.-spytał-Zgadzacie się na moje zasady – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu
- Ale co z Carrie co jej zrobiliście?-spytałam przerażona. 
- Udzieliłem ci kurwa głosu suko ?! – wrzasnął wstając z krzesła podszedł do mnie i wymierzył mi cios prosto w policzek.Złapałam się za bolące miejsce i przestraszona popatrzałam na Rossa, lecz ten tylko bezradnie opuścił głowę i widziałam że rozpłakał się .Nie odzywałam się , cholernie się bałam . Do pomieszczenia wszedł chłopak.
- Ansel!-krzyknął Shane-Miałeś przyprowadzić dziewczynę! – huknął patrząc na przerażonego bruneta  zimnym wzrokiem.
- Spokojnie..pójdę po nią wyluzuj stary – Luke  zaśmiał się , posadził mnie na jednym z krzeseł i przykuł do niego kajdankami.Wyszedł. Zapanowała cisza. Szef tej całej bandy zmierzył mnie wzrokiem.Uśmiechnął się głupawo.Usłyszałam czyjeś kroki, do pokoju wszedł Luke ciągnąc za sobą sponiewieraną dziewczynę. Jasna cholera to przecież Carrie,!!! co oni jej zrobili.!? Moja ręka mimowolnie przylgła do ust a łzy ciekły po policzkach .
- Więc tak..żeby spłacić swój dług po pierwsze Lynch wyśpiewa nam ładnie miejsce pobytu tych 4 skurwysynów do  a wy..- Shane spojrzał na mnie i na zakrwawioną Carrie wzrokiem pełnym drwiny-będziecie naszymi dziwkami, będziecie robić to co nam się podoba i spełniać każdą naszą zachciankę , musicie wypełniać każde nasze polecenie jeśli nie..-Kiwnął głową do jednego ze stojących tam chłopaków.Ten wystraszony, wyjął broń z za paska spodni i wycelował prosto w stojącą i trzęsącą się ze strachu brunetke.
-Skończycie jak ona–
-Ashley!!!!!!-usłyszałam strzał i krzyk, ciało bezbronnej dziewczyny upadło na ziemię
Nie mogłam się ruszyć , nie mogłam nic zrobić , odebrało mi zmysły , czułam się jakby świat się zatrzymał .Łzy coraz bardziej ciekły po moim policzku , ostatnim co widziałam była Carrie klęcząca nas zakrwawionym ciałem tej dziewczyny i płaczącego Rossa. Potem..zrobiło mi się ciemno przed oczami. Kiedy odzyskałam przytomność dziewczyna jeszcze leżała w tym samym miejscu. Zabrali ją. Pozostałą tylko wielka kałuża krwi. Wszystko stało się tak szybko.  Kiedy chciałam do niej podejść Luke chwycił mnie i zacisnął swoje umięśnione ręce w Okół mojej talii . Obrazy w mojej głowie nie dawały mi spokoju , gorzkie łzy płynęły po moich policzkach . Będziecie naszymi dziwkami… Skończycie jak ona.. Strzał . Byłam świadkiem śmierci mojej bezbronnej dziewczyny.
- Dlaczego to zrobiłeś ?!– wrzasnął Ross. -Co siostra Carrie i my ci zrobiliśmy!-Więc to siostra mojej przyjaciółki.
Mój wzrok powędrował na jego sylwetkę , podszedł do Shane'a.
- Bo mogę. To była moja umowa , moje zasady, i ja mogę je złamać – warknął wstając z fotela za biurkiem .
- Ale nie musiałeś jej zabijać ! – warknął Ross podchodząc bliżej  prawie stykali się twarzami.
- Co ty sobie kurwa myślisz ? Że możesz mi tu podskakiwać , jesteś nikim Lynch , zrozum to w końcu- Harper wymierzył blondynowi mocny cios z pięści prosto w jego twarz.
Chłopak zachwiał się na nogach, na co brunet zareagował szybko i popchnął go na ziemię. Kopał i bił  bezbronnego Rossa, a on tak się go bał że nawet nie ruszył palcem aby się obronić. Shane zadawał mu kolejne ciosy , byłam zmuszona do patrzenia jak Ross cierpi, Luke trzymał mi głowę i kazał na to patrzeć.
- Prze..przestań proszę..zabijesz go – jęknęłam dławiąc się własnymi łzami.
Ich szef błyskawicznie obdarzył mnie swoim spojrzeniem , jego ręka zamarła w bezruchu tuż nad brzuchem Rossa.
- Niby dlaczego miałbym to zrobić suko ? – krzyknął.
Jego oczy były ciemne  , zimne i straszne , stawiał wrażenie  twardego i nieustraszonego. Może jednak gdzieś tam w środku ma uczucia , może się zlituje.
- Bo..bo go kocham to mój przyjaciel, nie chcę stracić bliskiej mi osoby – odparłam pewniej próbując wyswobodzić się z uścisku Hemmingsa.
-Puść ją Luke. – Shane wydał komendę a chłopak błyskawicznie zabrał ręce z mojego ciała
Upadłam na ziemię, nie miałam siły by wstać, moje zmysły nie do końca doszły do siebie .
- I myślisz , że co , że twój ckliwy tekst mnie ujął ? W takim razie źle myślisz…- splunął kopiąc mojego przyjaciela w brzuch . Ross wydał z siebie jęk , kuląc się na ziemi .
- Błagam przestań..zrobię wszystko…Błagam - szlochałam.
Tyran bo jak go inaczej nazwać podszedł do mnie i pociągnął mnie za ramie stawiając na ziemi .
- Wszystko mówisz… Niech będzie tym razem mu odpuszczę , co nie oznacza że ty będziesz miała  ulgę mała suko-powiedział.
Popchnął mnie z powrotem na ziemię i wrócił do Rossa.
- A ty, nigdy więcej nie waż się podnosić na mnie głosu..bo skończysz tak samo jak ta mała dziwka , wszyscy tak skończycie ! Luke zabierz ją stąd i zawołaj Ansela– w ostatnim zdaniu zwrócił się do chłopaka który mnie trzymał.
- Jasne-chłopak poderwał mnie na nogi i ciągnął za ramię po ziemi . Posłusznie wlekłam swoje ciało po zimnej podłodze bałam się co by mi zrobił gdybym próbowała się sprzeciwić. Zaciągnął mnie do sali w której byłam niedawno i zostawił. - Nawet nie próbuj się stąd ruszać – warknął niebieskooki i opuścił pomieszczenie trzaskając drzwiami. Zostałam sama, sama ze swoimi problemami , sama ze swoim strachem. Co zamierzają mi zrobić ? Czy na pewno Ross jest bezpieczny?Czy moi rodzice zorientują się że Ross i ja zaginęliśmy? Mam tak wiele  pytań a na żadne nie mam odpowiedzi . Moje życie było już idealne a z dnia na dzień miało stać się piekłem? Usiadłam pod ścianą i zaczęłam płakać, prawdopodobnie było koło wieczora , bo jasne promyki słońca wpadały do pomieszczenia przez dziurę w drzwiach.Słońce zachodziło byłam tego pewna. W pewnym momencie zauważyłam, że na podłodze obok łóżka coś połyskuję. Otarłam łzy i podeszłam bliżej ,,Tego czegoś" , był to średniej wielkości odłamek szkła, dosyć ostry. Może to właśnie był znak, żeby powrócić do dawnego uzależnienia , żeby dać sobie i umysłowi ukojenie, to był jedyny sposób który mi kiedyś pomagał, w czasie wyprowadzek. Tylko to zdołało mi pomóc… Teraz też może tak być. Przyłożyłam ostry kawałek szkła do skóry nadgarstka , pierwsze cięcie było bolesne i głębokie, następne dawały ukojenie i pomagały zapomnieć, to nic że byłam we krwi, to nic że mogłam umrzeć, nie mam dla kogo żyć , jestem nikim . Ostatnie nacięcie nie było jak poprzednie, włożyłam w nie cały ból , całe cierpienie, było mocne i głębokie , bolało . -Ah..- jęknęłam kiedy spostrzegłam że kawałek szkła zostawiłam w swojej skórze , cięcie było za głębokie żebym wyciągnęła go paznokciami , ból był nie do zniesienia , położyłam się na łóżku i czułam że coś jest nie tak, ręka pulsowała a obraz się rozmazywał, w pewnej chwili nie czułam nic…A przed oczami miałam ciemność…
*Ross*
Otworzyłem oczy, nie byłem już w sali , w której wszystko się zaczęło , w której zostałem pobity, znajdowałem się w pokoju , nie znanym  mi pokoju .
- Obudziłeś się nareszcie , to dobrze mogę w końcu pożądnie opatrzyć twoje rany na twarzy, strasznie się kreciłeś jak spałeś – przedmą pojawiła się drobna blondynka z wodą utlenioną i wacikami w rękach .
- Spałem ? –zapytałem zdezorientowany podnosząc się do pozycji siedzącej.
- To znaczy straciłeś przytomność , Shane trochę cię poturbował, tak w ogóle jestem Dove Cameron – na jej słowa jak na zawołanie wszystkie miejsca które spotkały się z pięściami i stopami Harpera  zaczęły boleć i piec . Skrzywiłem się ,kiedy dziewczyna przejechała jednym z wacików po moim policzku.
- Jestem Ross Lynch – jęknąłem
- Tak wiem. -odparła-Teraz się nie ruszaj i nie odzywaj , będzie piekło – zaśmiała się
Starannie oczyściła moją twarz z krwi i polała wodą utlenioną zranione miejsca , co cholernie bolało .
- Już po wszystkim, następnym razem uważaj ze słowami , on się szybko denerwuję – odparła wyrzucając waciki do kosza.
- Tak zauważyłem ,będę pamiętać – mimowolnie się uśmiechnąłem ta dziewczyna miała w sobie tyle pozytywnej energii , w ogóle tutaj nie pasowała.
- Także ten odpocznij…- powiedziała po czym zniknęła za drzwiami.
Wykończony położyłem się na łóżku, myśli nie dawały mi spokoju, jak mogłem dopuścić do tego żeby zginęła Ashley? Żeby jej własna siostra musiała cierpieć przez Olivera?!Byłem świadkiem zabójstwa mojej przyjaciółki.. Harper chyba miał rację, jestem nikim, sam stworzyłem sobie piekło…Drzwi otworzyły się i dosłownie wpadła w nie moja przyjaciółka Carrie. Dove chyba też się nią zajęła bo była czysta i miała pełno plastrów na twarzy dostrzegłem szwy na jej ręce. Drzwi zatrzasnęły się. Dziewczyna podbiegła do mnie i wtuliła się we mnie.
-Tu jest strasznie Lau tu jest co jej zrobią zabiją ją?-spytała wybuchając nieopanowanym płaczem.
-Cichutko-powiedziałem-Nie bój się wyjdziemy stąd zobaczysz.-pogłaskałem ją po głowie.
-Tu jest taki miły chłopak Ansel-powiedziała-Może to zabrzmi dziwnie ale się w nim zakochałam.
-Co zrobiłaś?-spytałem.
-Boje się że Shane będzie kazał zgwałcić Laurę-powiedziała patrząc mi w oczy..przez moje ciało przeszedł dreszcz-Oby padło na Ansela miał mnie zatłuc ale tego nie zrobił przetrzymują go tutaj.
-Przecież on jest bratem tego ich szefa-powiedziałem.
-Wiem ale nie rodzonym-powiedziała-Ansel powiedział mi że jego ojciec jest z matką Shane'a
-Poznałaś już Dove?-spytałem.
-Tak-odpowiedziała.-Ross boje się.
-Ten dupek miał rację mamy tutaj piekło..
*****************************************************
Ta dam!
Spodziewaliście się rozdziału tak szybko?
To dzięki wam!
Opublikowałam rozdział a następnego dnia było już 12 komentarzy!
Podarowaliście mi świetny prezent na urodziny! (są dzisiaj) bo aż 17 komów.
Aż dostałam ataku weny i napisałam go.
Chociaż nie miałam dobrego humoru bo Argentyna przegrała mistrzowstwa ;___;
Bardzo brutalny prawda?
Zostawcie mi 20 komentarzy a postaram się napisać go w szpitalu..
Nic poważnego po prostu ..nos :D
Chociaż jeszcze nie wiadomo czy będę musiała iść do szpitala.
20 kom=Rozdział w tę sobotę. 
Zgłaszajcie się na mojego bloga ze spisem opowiadań:
Niestety buton i szablon będzie jutro.
Także tego ..komentujcie kochani.
Do napisania ♥