środa, 16 lipca 2014

Rozdział 11.

*Laura*
Noc była spokojna. Ciężkie powieki spoczywały na moich policzkach, chciałam je otworzyć ale wydawały się być zbyt ciężkie. Obrazy w mojej głowie nie dawały mi spokoju. Nie !!! Krzyk mojej przyjaciółki obił się o ,, ściany ‘’ mojego umysłu, a zakrwawione  bezbronne ciało nieznanej mi dziewczyny  upadło z hukiem na ziemię. Wszystko działo się tak szybko nie mogłam nic zrobić, byłam bezradna, to mnie przerosło, jestem zbyt słaba.
-Długo już tak leży ? – usłyszałam łagodny nieznany mi kobiecy głos.
- Nie mam pojęcia i mnie to w żadnym stopniu nie obchodzi, siedzę tu bo muszę, coś chciałaś Dove?-zimny, wredny męski głos rozniósł się w odpowiedzi po pomieszczeniu. Rozpoznałam głos to był Luke.
- Po prostu szłam do siebie i myślałam że pogadamy,długi ranek, mam całe ręce we krwi,Shane   trochę poturbował  Rossa, wiesz tego nowego ,musiałam go opatrzyć,  tak właściwie to nie może cię nikt zastąpić ?–Hemmings wydawał się być zawiedziony.
-Hmm… myślę że zmuszę do tego Ansela–zaśmiał się jak mniemam i wyszedł. Nie miałam siły nawet ruszyć palcem byłam tak pobita. Zastanawiałam się czy moi rodzice zauważyli że zniknęłam. Raczej Riker musiał powiedzieć Vanessie że porwali Rossa, więc byłam dobrej myśli i bardzo chciałam żeby Cybil wreszcie nas wyciągnęła.
-Wysłałeś sms’a Luke, czego chcesz ?! –Ansel wpadł do środka i warknął na co zadrżałam.
- Musisz na mnie warczeć ?-splunął
- Musisz mi rozkazywać pedale? –powiedział tym samym tonem co blondyn.
- Jak mnie kurwa nazwałeś dupku?Z resztą gówno mnie to obchodzi,masz tu siedzieć i czekać aż się obudzi!–wrzasnął.
- Hahah jasne, a co będę z tego miał?-spytał.
- Jako pierwszy ją przelecisz..- na samą myśl się wzdrygnęłam.-Rozprawiczmy cię w końcu. 
Shane mówiąc, że będziemy ich dziwkami nie żartował. Każde ich polecenia, każda zachcianka, ma być spełniona, bo wtedy stanie nam się krzywda. I w tym momencie zaczyna się piekło kochanie…
-Idź w cholerę zostanę!-wrzasnął.
-Pff….- prychnął Luke, po chwili słyszałam jak tupot jego butów  z czasem się oddala.Wyszedł. Czyli zostaliśmy sami… Z jednej strony bardzo chciałam zobaczyć kim jest owy Ansel. Z drugiej strony bałam się tego chłopka, bałam się jego zamiarów wobec mnie.Cholera… Raz się żyje….
Wysiliłam swoje zmysły aby otworzyć oczy . Powieki powoli się otworzyły, blask południowego słońca przez chwilę oślepił moje oczy.
-Czyli przespałam cały dzień…- szepnęłam do siebie podnosząc się do pozycji siedzącej, strasznie bolała mnie głowa.
-Nareszcie, jeszcze chwila a bym cię tu zostawił na pastwę losu…– warknął.
Odwróciłam głowę w jego stronę, beztrosko siedział na krześle, jego intensywnie brązowe oczy patrzyły na mnie spokojnym wzrokiem...
-Co z Rossem?-spytałam zmartwiona-I z moją przyjaciółką błagam cię powiedz mi.
-Nic im nie jest-powiedział-Harper zabił siostrę Carrie, jeżeli Ross nie ogarnie języka on będzie kazał zabić i jego.
-Dlaczego?-spytałam.Brunet podniósł się, po jego powiekach spłynęły łzy. Wybiegł z pokoju. Po kilku minutach czułam się już lepiej, głowa mnie nie bolała a zmysły wróciły do normy, chodź może nie do końca. Po tym jak Ansel wyszedł z moj..to znaczy z tego pokoju czułam się dziwnie.Bałam się.Może fizycznie wszystko ze mną było dobrze lecz psychicznie czułam się wykończona , śmierć tej dziewczyny, pobicie Rossa na moich oczach. Potrzebuję silnego leku na uspokojenie i szklanki wody. Wstałam i rozejrzałam się po pokoju, puska totalna pustka. No to czas pozwiedzać... Nie byłam pewna czy można mi wyjść, no ale raz się żyję. Korytarz był pełen drzwi i ani jednego dźwięku, nie wiedziałam gdzie iść więc po prostu wybrałam pierwsze lepsze i podeszłam do nich . Chwyciłam za klamkę i popchnęłam drzwi. Moim oczom ukazała się przyciemniona sypialnia. Na wielkim łóżku spał jakiś mięśniak.Usłyszałam za sobą jakieś szmery i przegryzłam mocno wargę, aby stłumić chęć krzyku. Jak mogłam coś takiego zrobić? Zachowałam się jak dziecko i miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Słysząc za sobą jeszcze głośniejszy hałas, instynktownie spojrzałam za siebie. W oddali zobaczyłam blondyna, który z wściekłością zatrzasnął za sobą drzwi i spojrzał w moją stronę, jego oczy cisnęły w moją stronę złowrogie błyskawice. Nie czekając zbyt długo, rzuciłam się do ucieczki. Biegnąc, tak szybko jak pozwalały mi na to moje nogi, w głowie przewijałam różne scenariusze, które pomogłyby mi uciec z tego miejsca, jednak nic nie przychodziło mi do głowy. Gdy w oddali dostrzegłam drzwi, dopadło mnie zmęczenie. Nie miałam ochoty przyglądać się chłopakowi, więc tylko szybko obejrzałam się przez ramię i od razu tego pożałowałam, biegł za mną jak opętany. Wydałam z siebie głośne westchnięcie, bo powoli zaczęłam wątpić w to, czy mi się uda. Serce waliło mi jak szalone, a nieprzyjemne dreszcze pojawiły się na moim ciele. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, rzuciłam się w stronę drzwi i zaczęłam ciągnąć, za klamkę, jednak ona nie ustępowała i, kiedy miałam zamiar wyciągnąć moje roztrzęsione dłonie w stronę kluczy, które były powieszone na ścianie, ktoś popchał mnie dociskając moje ciało do zimnej ściany. Odruchowo wstrzymałam oddech, bo była strasznie zimna.
-Pożałujesz, że w ogóle o tym pomyślałaś - powiedział Luke niskim głosem, pochylając się nad moim uchem. Otworzyłam usta, desperacko łapiąc kolejne porcje powietrza. Jego oczy przebiegły po moim ciele, a na ustach zagościł chytry uśmiech. Wzdrygnęłam się, za każdym razem, gdy widzę jego uśmiech w mojej głowie nie pojawia się nic, oprócz złych rzeczy.
-Pomyślałam o wyjściu ze swojego pokoju-powiedziałam z trudem przybierając obojętny wyraz twarzy. Sekundę później, moje ciało oderwało się od lodowatej ściany, tylko po to, by potem uderzyć w nią ze zdwojoną siłą.Gdy tylko moje ciało zderzyło się ze ścianą, wszystko prysło.
-Naprawdę nie powinnaś tego mówić - syknął, bardziej zdenerwowany moimi słowami.
-Nie powinnam robić wielu rzeczy, ale mimo wszystko dalej je robię - powiedziałam, jakbym nie przejmowała się wybuchem złości blondyna. Uśmiechałam się do niego cały czas, naprawdę nie wiedziałam, co w ten sposób chcę osiągnąć. Być może chciałam udowodnić, że nie jestem taka, za jaką wszyscy mnie mają.
-Zamknij się w końcu albo ten dzień źle się dla ciebie skończy! - warknął przyciskając mnie jeszcze bardziej. Jego oczy w ciągu jednej sekundy pociemniały, a ja zdusiłam swój odruch wrzaśnięcia. Chyba nigdy nikogo tak bardzo nie zdenerwowałam, tak jak jego w tym momencie. Ale mimo wszystko należało mu się, bo on jest pieprzonym dupkiem, który widzi tylko siebie.
 -Nie obchodzi mnie, to co teraz do mnie mówisz. -ostre warknięcie z mojej strony, oznaczało, że bardzo coś mi się nie podobało. Zamknęłam na chwilę oczy, starając się ignorować ból, który czułam w klatce piersiowej, podczas, gdy on jeszcze bardziej dociskał mnie do ściany. Nie sądzę, że robił to celowo, tylko przez złość. Wiem o co mu chodzi, on ma po prostu problemy ze samym sobą. To nie jest coś, co mnie zadowala 
-Albo jest się prawdziwym albo wcale-wysyczałam, akcentując każde słowo. Sekundę później Luke zacisnął zęby, po jego wyrazie twarzy, łatwo można było stwierdzić, że cały gotuje się ze złości. Warknął przez zęby, ale nie odezwał się ani słowem. Czułam, że jest na granicy wytrzymałości i zaczęłam się zastanawiać, czy ktoś może zainstalować mi przycisk "zamknij się" zanim następnym razem powiem, coś czego potem będę żałować. Nie czekając ani chwili dłużej blondyn gwałtownie złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć w stronę drewnianych drzwi. Moje oczy rozszerzyły się, a usta uformowały się do krzyku. Czułam się jak bezbronne dziecko. Nie zależnie jak bardzo się wyrywałam, on nie rozluźniał uścisku. Nie mogłam uciec, byłam uwięziona. Witamy w piekle!-to było wszystko, o czym pomyślałam, kiedy otworzył drzwi i wciągnął mnie do pokoju. Rzucił mną o ziemię, zaskomlałam cicho kiedy moje drobne ciało zderzyło się z twardą drewnianą podłogą. Desperacko szukałam uwolnienia od niego, na czworaka próbowałam przedostać się do drugiej części pokoju.
- Wybierasz się gdzieś ? -warknął lodowatym głosem.
Przez całe moje ciało przeszedł dreszcz, po chwili poczułam jak chłopak cięgnie mnie za włosy do tyłu. Tak bardzo bolało.
- Błagam zostaw mnie...- wyjęczałam.Jego głośny śmiech rozniósł się po całym pomieszczeniu.
-Nie kochanie , nie będę taki jak ty ..- warknął po czym pociągnął moje ciało do góry.- Wiedz że tutaj zaczyna się twoje piekło -wyszeptał do mojego ucha popychając mnie na łóżko.
Pisnęłam przerażona kiedy jego ciało znalazło się tuż nad moim, czułam jego oddech na moim policzku.Moje zaciśnięte powieki ,,tamowały‘’ płacz przerażenia , nie miałam pojęcia co mam zrobić , za to doskonale zdawałam sobie sprawę z tego co mnie czeka...
- No to się zabawimy..- mruknął a jego usta znalazły się na mojej szyi, gryzł i szczypał jej skórę co sprawiało mi ogromny ból , a strach w moim ciele się nasilał. Próbowałam go odepchnąć ale to tylko pogorszyło sprawę , unieruchomił moje ręce tuż nad moją głową. Nie miałam jak się obronić, moje ręce i nogi były zablokowane, byłam bez silna, łzy pociekły po moim policzku.
- Im mniej będziesz przeszkadzać tym lepiej dla ciebie-warknął.
Zdarł moje dole części ubrania i słyszałam jak odpina pasek swoich spodni. Boże za co to ? Czym ja tak bardzo ci zawiniłam ? Moje szlochanie było słychać w całym pokoju, tak bardzo się bałam.
- To co kochanie , zaczynamy..
- Nie proszę.. nie rób mi tego..- szlochałam.
- Zamknij się suko..-warknął.
W jednej chwili całe moje życie legło w gruzach, czułam się nikim, czułam się śmieciem, zrobił mi coś co kobiecie mógł zrobić najgorszego. Zgwałcił...Czułam jak się we mnie porusza, czułam jego niskie warknięcia, to wszystko tak mnie obrzydzało. Okropny rozdzierający mnie ból..po za tym nie czułam nic...Byłam nikim....
*Ross*
Moja podświadomość cięgle funkcjonowała, a przecież nie tak miało być, miałem umrzeć. Mówią że mózg funkcjonuję jeszcze 7 minut po stanięciu serca, może jeszcze jest szansa, może umarłem a piekło się skończyło.. O nie kochanie ono dopiero się zaczyna.... Usłyszałem głęboki głos w mojej głowie.
- No obudź się w końcu...- usłyszałem piskliwy głosik i małe lepkie rączki na moich ramionach.
Moje oczy mimowolnie się otworzyły i natychmiast zostałem oślepiony przez jasne światło z okna.
Przysłoniłem oczy dłonią, na nadgarstku widniał bandaż. Mrugnąłem nie zadowolony, ktoś mnie uratował ,znowu..
- Chce się bawić -całkiem zapomniałem o piskliwym irytującym głosiku.Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem w bok. Na łóżku siedziała mała dzieczynka, na oko może miała z 3 latka, długie blond, lekko potargane , włoski opadały na jej ramiona. Duże błyszczące oczy tego samego koloru  wpatrywały się we mnie z nutką złości.
- Kim jesteś?- zapytałem lekko niepewnym głosem
- Jestem Demi, a teraz chodź się bawić, tatuś powiedział że masz robić to co będę chciała -ciągnęła mnie za rękę.
- Tatuś ? Kto jest twoim tatusiem i gdzie ja do cholery jestem ? -wysyczałem.
- Nie ksyc na mnie... ,myślałam że ty będziesz inny a ty jesteś taki sam jak tamci co tatuś przyprowadzał , nie lubisz mnie - jęknęła a jej oczy się zaszkliły.
Zrobiło mi się jej okropnie żal, przysunąłem się jej bliżej, to była tylko mała dziewczynka a ja na nią nawarczałem jak na psa.
- Przepraszam.. Lubię cię, jesteś słodka, tylko chciałbym wiedzieć gdzie jestem i kim jest twój tatuś , powiesz mi ? - zapytałem wymuszając uśmiech.
-Jesteś w miejscu mojego tatusia.
-Kto jest twoim tatusiem?
-Shane-powiedziała cichutko.Moje ciało przeszedł dreszcz a w każdą komórkę wstąpił strach. -Dobrze skarbie co chcesz robić?-spytałem dziewczynkę.
-Jest już wieczór położę się a ty poczytaj mi bajkę-powiedziała-Najlepiej roszpunta to moja ulubiona tsiążka-nie zdziwiło mnie to że ledwo co wymawiała słowa, była malutka a sądząc po jej ojcu...nikt jej wymowy nie uczył. Bałem się Harpera jak nikogo innego na świecie więc nie pozostało mi nic innego jak tylko spełniać zachcianki tej małej Demi-jak się przedstawiła. Mała położyła się na łóżku w jednym z pokoi w tym ogromnym budynku i wsłuchiwała się jak czytałem jej bajkę. Nim skończyłem mała zasnęła. Drzwi pokoju otworzyły się i do środka weszła Dove również z książką w dłoni.
-Boże mocno cię męczyła przepraszam cię za nią- podeszła do niej i ucałowała ją. Zdziwiło mnie jej zachowanie.
-To twoja córka?-spytałem zdziwiony.
-Tak-powiedziała-Kiedyś też nie potrafiłam zamknąć mordy... Shane mnie brutalnie zgwałcił i .. to jest efekt.
-Wow-powiedziałem- Dlaczego on nie chcę cię stąd wypuścić?
-Jeżeli dziewczyna którą zgwałcili zachodzi w ciąże..-zaczęła- brutalnie biją ją po kroczu i brzuchu aż się wykrwawi.. dochodzi do poronienia i traci się dziecko.
-Więc dlaczego..
-Obiecałam że tu zostanę jak pozwolą mi ją zatrzymać-powiedziała-Jest wynikiem gwałtu ale... ja zawsze chciałam zostać matką. Miałam tylko 16 lat jak ją urodziłam.
-Nie jest ci ciężko?-spytałem.
-Nie ..daje radę-powiedziała-A teraz odpocznij widzę że twoje rany się goją-blondynka dokładnie obejrzała moją twarz dotykając ran.
-Co ze mną będzie?-spytałem kiedy ta podeszła do drzwi.
-Rób co każą-powiedziała i wyszła. Znowu zostałem sam. Sam ze swoimi problemami i myślami najbardziej martwiłem się o Laurę. Słyszałem jej krzyk.. coś się stało a ja nie mogę nic zrobić..
*Laura*
Rano obudziłam się cała zapłakana i sponiewierana, czułam się jak śmieć. Zrobił coś co kobiecie można było zrobić najgorszego. Nie mogłam się pogodzić z myślą że nic z tym nie zrobiłam, tylko płakałam, nie próbowałam się bronić. Nie mogę taka być, nie mogę się mazgaić muszę być silna, moje życie się zmieniło. Otarłam łzy i zacisnęłam ręce w pięści. Nikt, nigdy więcej, wbrew mojej woli nie tknie mojego ciała.. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Proszę. - powiedziałam pewnie i wstałam z łóżka.
Do pokoju wkroczyła drobna blondynka z pięknymi dużymi oczami, podziwiałam ją, wyglądała tak swobodnie, w otoczeniu tego wszystkiego.Dziewczyna uśmichnęła się do mnie, odwajemniłam gest, czując że mogę jej zaufać.
-Jestem Dove.. - Ahh więc to ona była wczoraj przy moim ,, wybudzeniu '' .
-Wiem, słyszałam cię wczoraj..
-Przyniosłam ci ubrania i klucz do łazienki  - uśmiechnęła się i podała mi czarne rurki i szary sweter.
-Dziękuję.- naprawdę potrzebowałam prysznica, nadal czułam wszędzie te jego zimne łapska, czułam obrzydzenie do własnego ciała,brzydziła się go.
-Łazienkę masz tam..- wskazała na ciemne mahoniowe drzwi na końcu pokoju.
-Dzięki, naprawdę tego potrzebuję...- westchnęłam.
-Przykro mi że cierpicie, nie mogę nic zrobić, ale uwierz możesz na mnie polegać i  jeszcze ta dziewczyna naprawdę mi przykro -wyrzuciła nagle z siebie
-Było minęło, trzeba być silnym , teraz mam tylko Rossa i Carrie..no..no i ciebie ? - spojrzałam na nią nie pewnie.
- Oczywiście że tak, możesz mi ufać, jeśli chodzi o innych.. -posłała mi jednoznaczne spojrzenie i skwaszoną minę. Otworzyłam drzwi łazienki umyłam tam moje zakrwawione włosy i ciało. Kiedy wyszłam usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłonie. Dlaczego nikt nas nie szuka? Czy dla nikogo się nie liczę?. Brakuję mi Rossa ile bym dała żeby teraz się w niego wtulić. Żeby w końcu wyznać mu jak bardzo go kocham i potrzebuję. Jestem zbyt słaba .Jestem jak małe dziecko nieumiejące odpyskować chłopakowi w tym samym wieku. Boję się. Chcę wyjść stąd cała i zdrowa.
Ból ustępował. Odetchnęłam głęboko.
-Witaj kochanie...-usłyszałam głos tuż przy moim uchu, przestraszyłam sie nie słyszałam żeby ktoś wchodził.
Odwróciłam się a moim oczom ukazało się moje własne piekło Luke.Splunęłam.
-Nie mów do mnie kochanie...-warknęłam
-Cóż..mogę robić co tylko mi się podoba - warknął popychając mnie na łóżko.
Za nim zdążył jakkolwiek zablokować moje ruchy, poderwałam się z łóżka i stanęłam w bezpiecznej odległości od niego.
-Nie dotykaj mnie!-krzyknęłam
-Słucham?-wybuchł nie pochamowanym śmiechem
-Dobrze kurwa słyszałeś!-splunęłam patrząc na niego nienawistnym wzrokiem.
Momentalnie przestał się śmiać. Podszedł do mnie i przycisnął do ściany. Próbowałam się wyrwać ale był silniejszy.
-Co ty zapomniałaś po co tu jesteś ? Jesteś dziwką , masz robić to co ci każe ! Po za tym wczoraj taka waleczna nie byłaś- zamarłam to był cios po niżej pasa.
-Bo się tego bo tobie nie spodziewałam ? Nie wiedziałam co mam robić? Byłeś silniejszy ?Wiesz to mam to gdzieś, już nigdy mnie nie dotkniesz!-krzyknęłam.
-I tu się ostro mylisz suko! - dorwał się do zamka moich spodni i chciał je odpiąć ale byłam szybsza wymierzyłam mu cios kolanem prosto w krocze. Nie spodziewał się tego , upadł na ziemię zwijając się w kulkę.
-Pożałujesz że żyjesz dziwko !- wstał lekko  zszokowany, moje ciało znowu było przy ścianie, podniósł rękę aby wymierzyć mi cios, zacisnęłam powieki..
-Hemmings, Harper cię woła - usłyszałam męski głos i otworzyłam oczy, ręka blondyna zawisła tuż nad moją twarzą, a jego oczy przepełnione nienawiścią i złością przeniosły się na bruneta w drzwiach. Ansel uratował mnie przed kolejnym gwałtem.
-Daj mi pięć minut ta suka mnie uderzyła -warknął.
-Nie masz tyle czasu po porostu ją zostaw!- tamten również się zdenerwował.
-Przejebana dziwka !- warknął do mnie odsuwając się.Nie, przegiął, nikt nie będzie mnie tak nazywał. Wiele razy już to mówił, ale o jeden raz za dużo.
-Nie nazywaj mnie tak idioto ! Jesteś piepszonym zjebanym dupkiem, który widzi tylko siebie, dragi i pieprzenie się po kątach z niewinnymi dziewczynami! Nawet nie potrafisz mnie nawet uderzyć, bo pan wzywa tak ? Boimy się? ojej... - wykrzyczałam i momentalnie tego pożałowałam.
Luke gwałtownie się odwrócił i popchnął mnie na ścianę.
-Zobaczymy później czy nie potrafię ! - uderzyłam głową w ścianę, osunęłam się po niej.Moja głowa pulsowała a przed oczami miałam ciemność, zbyt mocne uderzenie, zdecydowanie.
Nie mam pojęcia ile tam siedziałam, ale wcale nie było mi lepiej obraz miałam zamazany a głowa pulsowała.Usłyszałam otwieranie drzwi i dwa głosy męskie.Rozpoznałam głos Luka i Shane'a.
-Wstawaj !-usłyszałam ostry głos blondyna,który echem odbił się w mojej głowie zacisnęłam oczy.
-Nie krzycz- jęknęłam otwierając oczy. Podniosłam się ociężale natychmiast zostałam szarpnięta przez Shane'a. Jego umięśniona ręka zacisnęła się na mojej tali.
-Ponoć stawiałaś wczoraj opór Luke'owi.
-Czego chcesz zostaw mnie-powiedziałam. Puścił mnie. Usiadł na krześle i złapał butelkę z wódką,biorąc z niej łyka. Pogłaskał się po kolanach i splunął na ziemię.
-Chodź-powiedział i wyciągnął butelkę w moją stronę-Napij się z nami.- Jego oczy pałały nienawiścią i były zimne.-No chodź laleczko,napijesz się ze mną.
-Nie-odpowiedziałam.Luke zapalił zapałkę i rzucił w nią we mnie. Odskoczyłam gwałtownie a przez moje ciało znowu przeszedł dreszcz strachu i przerażenia. Bałam się że teraz we dwóch zrobią mi coś strasznego.
-Nie chcę-odpowiedziałam. Obaj wybuchneli śmiechem.
-Myślisz że jesteś od nas lepsza?-spytał Luke.
-Po prostu nie chcę tego pić-powiedziałam. Po moich policzkach popłynęły łzy.
-Masz nas za debili?-spytał Shane podnosząc się z krzesła. Strach rósł i płonął w mojej duszy doprowadzając mnie do stanu załamania.

-Tego nie powiedziałam- Brunet podszedł do mnie i złapał mnie za nadgarstki bardzo mocno je ściskając.-Proszę zostawcie mnie w spokoju!-w tej chwili wybuchłam nieopanowanym płaczem.
-Nie.-powiedział. Jego obleśne łapy przycisnęły mnie do ściany. Spojrzał na otwartą butelkę-Masz..pij.
-Napije się-powiedziałam-Ale potem wyjdźcie proszę.
-Dobrze..zgoda-uśmiechnął się. Sam zapach tego świństwa przyprawiał mnie o dreszcze. Starałam się nie oddychać i wypiłam dość sporego łyka.
-Tylko tyle?-spytał Luke.
-Jeszcze skarbie- pocałował mnie w czoło. Czułam jego obrzydliwe usta na mojej delikatnej skórze.-Przecież możesz wypić więcej.
-Napiłam się.
-Wypij jeszcze!- wymierzył mi mocnego "liścia" w twarz aż zachwiałam się na nogach. Zaczęłam pić to obrzydlistwo dużymi łykami.-Ciągnij kochanie.
-Więcej-krzyczał Luke.Oderwałam się od butelki, powstrzymując wymioty.
-Teraz dobrze-pogłaskał mnie.-Widzisz jak chcesz to potrafisz.
-Przepraszam że cię zwyzywałam-zwróciłam się do Luke'a-Teraz jesteśmy kwita prawda? Zostawicie mnie już?
-To wcale nie o to chodzi.-odezwał się.-Harper chce zobaczyć twoje zęby.- Spojrzałam na bruneta a ten tylko się uśmiechnął. Miał w ręku kij baseballowy. Bałam się cholernie się bałam. Znowu zostanę skrzywdzona?
-Słyszałaś laleczko pokaż mi ząbki.
-Nie chcę-powiedziałam.
-Albo mi je pokażesz albo je stracisz-powiedział przykładając mi kij do ust. Przerażona otworzyłam szeroko usta pokazując im swoje śnieżnobiałe zęby. Shane włożył mi palca do ust i zaczął jeździć po nich.
-No proszę ale z ciebie ładna lodziara-pocałował mnie znów w czoło-Masz chłopaka?-spytał z przerażenia milczałam. Nie mogłam nawet się ruszyć.-Zadałem ci pytanie!-przycisnął mnie do ziemi. Usiadłam i rozpłakałam się.
-N..nie..m..mam-zacinałam się.
-To dobrze-powiedział-Bo skoro nie masz chłopaka pomyślałem..- wyciągnął z kieszeni pistolet.-Że on będzie dzisiaj twoim facetem...daj mu całusa.-przyłożył mi go do ust.-Pocałuj go- Było to chore ale pocałowałam lufę pistoletu.
-Kurwa-uderzył mnie-Nie mówię o debilnym całusie jakiego dajesz Rossowi na przywitanie.Jeżeli twoje całowanie mi się nie spodoba to wytrysnę.-Naciągnął pistolet i wepchnął mi go do ust i zaczął nim poruszać. Dusiłam się.
-Oddychaj przez nos!-krzyknął Luke.
-Jak za pierwszym razem-powiedział Shane wkładając i wyjmując mi pistolet z ust. Wreszcie odpuścił. Zaczął się głupawo smiać. Z kieszeni wypadł mu gaz pieprzowy który zabrałam na szczęście nie zauważył.
-Teraz niech mi tak obciągnie nie będę czekał jestem już gotowy-Luke podszedł do mnie i uklęknął. Ściskałam gaz w rękach cała poddenerwowana.-Co masz w rączce?-spytał. Był tak blisko że mogłam zaatakować. Prysnęłam mu gazem po oczach. Zaczął wrzeszczeć z bólu.Rzuciłam się do ucieczki to samo zrobiłam z brunetem który próbował mnie zatrzymać.Wybiegłam na zewnątrz. Zorientowałam się że przetrzymują nas w jakim opuszczonym bloku. Dookoła był las. Na nieszczęście przewróciłam się , wbijając sobie szkło w moją malutką stópkę. Wyciągnęłam odłamek i biegłam przed siebie,niespodziewanie wpadłam na kogoś. Zaczęłam odruchowo się bronić i uderzyłam tego ,,ktosia" w twarz.
-Spokojnie-przytrzymywał mnie.Był to dość potężny mężczyzna no oko około 40 lat.-Jestem policjantem-pokazał mi odznakę.
-Bogu dzięki-powiedziałam-To jakiś gang zgwałcili mnie i pobili przetrzymują moich przyjaciół.
-Już dobrze zapoluję na przepiórki kiedy indziej.-powiedział-Niech mnie mnie tam pani zaprowadzi panno..?
-Laura Marano-powiedziałam zapłakana.
****************************************************
Cześć wszystkim.
Rozdział już teraz ponieważ jednak idę na bardzo bolesny i nieprzyjemny zabieg.
Nie będę mogła pisać do niedzieli bo nos będzie w bandażu.
Zostawcie dużo komentarzy a następny rozdział napiszę już w niedzielę.
Wiecie będę wiedziała że jest po co pisać.
Gorzej by było jakby w ogóle nikt tego nie skomentował.
Zgwałcili Laurę wiem biedactwo ;___;
Zostawicie komentarz kochani ♥
Ps.Jak nowy Szablon?
Bo moja reakcja *o*
 
Do napisania ♥



21 komentarzy:

  1. Oby Laura nie zaszła w ciąże
    Biedactwo; (

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejkuu! Biedna Laura..
    Jak czytałam ten rozdział, to chciało mi się płakać :c Mam nadzieję, że jak najszybciej ich uratują ;c

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno mam przez ciebie gęsią skórkę! Biedna Laura :( Już myślałam, że Shane uderzy ją tym kijem D: (PIEPRZONY DUPEK) A Ross nawet dobrze, że trafiła mu się Demi, bo nie dostanie od niej kulki w łeb.
    Ten policjant wydaje mi się podejrzany. Dlaczego nie chciał ich zgarniać? Nie wezwał posiłków?
    DZIWNE...
    Poza tym zdrowia życzę :D
    Blue ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny.
    Czekam na naxt ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG! Biedna Lau :( co oni jej zrobili?! szczescie ze wpadla na tego policjanta :p czekam na next...

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział wspaniały! Ale biedna Lau ;_; No nic... Czekam niecierpliwie na next ❤

    OdpowiedzUsuń
  7. ryczę ;((( ten policjant troch ę dziwyny... Lau miała dziewictwo stracić z Rossem!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiesz co? Z tym gwałtem to przegięcie dlaczego mi to robisz? Hę? Mam nadzieję, że szybko dodasz następny bo jestem ciekawa co będzie dalej

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział :*
    O boziu... Biedna Lau :(
    Czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Biedna Laura. Jak mogłaś. Tylko ma nie być w ciąży. Ale i tak umie się postawić.
    Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  11. Coś za łatwo poszło Laurze, czuję że to dopiero początek. Ej nie chce się czepiać, ale trochę się zagubiłam to przecież Laura się cieła tym szkłem a nie Ross to czemu on miał umrzeć i miał zabandarzowany nadgarstek? Proszę możesz mi to sprostować? A tak to kocham taki rodzaj opowiadań aż mam ciarki☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak laura się cieła :) a Ross był pobity dlatego ;)

      Usuń
  12. Biedna Lau..ale coś mi nie pasuje..już policja..nie możliwe..na pewno rozwiniesz tą akcję...założę się. A właśnie zgadzam się z Justyną Bublewicz czemu Ross miał zabandażowane nadgarstki a nie Lau...Ale muszę przyznać, że rozdział trzyma w napięciu umiesz napisać o grozie i to bardzo dobrze...już nie mogę się doczekać nexta....zdrowiej jak najszybciej..całuski<3

    OdpowiedzUsuń
  13. Omfg.. nie chciałabyś widzieć mojej miny jak to czytałam. To był tylko jeden wielki szok ;-; Nadal jestem zszokowana.
    Potrafisz w człowieku wzbudzić emocje, naprawdę. Za to masz u mnie duużego plusa.
    Biedna Lau, jeju, oby nie zaszła w ciążę ;// Nie przeżyłaby tego..
    Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o mój boże *o* ciebie to ja się tu nie spodziewałam ! dziękuje ♥

      Usuń
  14. Świetny rozdział. Kocham twojego bloga :) Ale jak mogłaś pozwolić im zgwałcić Lau ? :o Czekam na next i zapraszam do mnie:
    laura-vanessa-r5-i-reszta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Suuuper rozdział. Biedna Laura. Jak oni mogli? :( Mam nadzieję, że nie będzie z Lukiem w ciąży ;c Czekam do next *-*

    OdpowiedzUsuń
  16. Boski rozdział *.* aż takie Mrau :3
    Wydaję mi się że Ansel udaje albo ktoś mu kazał udawać, żeby zdobyć zaufanie Laury... :/
    A Dove? Nie mam bladego pojęcia... może po prostu jest jej żal dziewczyn? Albo ma jakiś szatański plan wobec nich hyhy xd
    Za pewne ja i reszta czytających dowiemy się za jakiś czas ;)
    Pisz proszę dalej i najlepiej nigdy nie kończ, jesteś boska ♥
    Wielkie pozdrowienia od Paulinki ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń