Uwaga rozdział lekko przerażający i pisany przez przyjaciółkę (żeby ni było dyktowałam jej xD)
*Laura*
*Laura*
Sen w czułych ramionach Rossa potrwał tylko 3 godziny bo tata zaniepokojony tym że się nie odzywam postanowił po mnie przyjechać.Ta noc była dla mnie ciężkim przeżyciem. Wychodząc z łazienki owinięta ręcznikiem zgasło mi światło w pokoju..kiedy przyjrzałam się bliżej okna.. widziałam kobietę w stroju zakonnicy. Fakt brzmi to idiotycznie .. najpierw myślałam że Vanessa wykręca mi głupi żart. Kiedy zapaliłam światło nikogo nie było w moim pokoju więc momentalnie przeszedł mnie dreszcz. Przez pół nocy o tym myślałam i nie mogłam zasnąć. Usnęłam dopiero przytulając się do siostry, do której oczywiście musiałam uciec. Siedząc rano przy śniadaniu w mojej głowie plotły się setki tysiący myśli. Tak kobieta.. co to miało znaczyć?!
-Halo ziemia do Marano!-krzyknęła Nessa machając mi dłonią przed oczami-Co się z tobą dzieje?
-Wybacz..zamyśliłam się tylko.
-Wczoraj wyglądałaś na przerażoną.. czy wszystko okay?
-Widziałam coś dziwnego w moim pokoju..paranormalnego.-przełknęłam ślinę.
-Co takiego?-spytała biorąc łyk ciepłej kawy.
-Zakonnice..kobiete sama nie wiem.
-Na spotkaniach do bierzmowania ksiądz opowiedział nam że jeżeli komuś ukaże się zjawa zakonnicy-przerwała na chwilę jak by chciała sięgnąć pamięcią wstecz-To zwiastuje to katastrofę. Ponoć widział ją Ojciec Pio ktoś na Titanicu lecz nie było na pokładzie żywej zakonnicy, ale jak tam w to nie wierzę-kończąc kawę podeszła do mnie ucałowała mnie w policzek.-Wychodzę do Rikera nie będziesz zła?
-Nie no coś ty.-uśmiechnęłam się serdecznie do siostry i wyjęłam z kieszeni smartfona który właśnie zaczął wibrować. Dostałam sms'a od Dove.
Była bardzo punktualna bo już po 20 minutach usłyszałam dźwięk klaksonu auta blondynki. Lubiłam jej samochód był mały, wygodny i skromny. Wsiadłam do pojazdu całując moją przyjaciółkę w policzek.
-Hej jak się czujemy?-spytała-Jakaś taka blada jesteś...
-Tak jest okay.. boli mnie trochę głowa.-odpowiedziałam.
-Więc jedziemy-odpaliła samochód i ruszyłyśmy. Zobaczysz babka ma osiemdziesiąt lat ale jest zajebista!
-Gdzie masz Demi?
-Mojego aniołka?-spytała-Została z Shanem wypuścili go.
-Zostawiłaś ją z nim zwariowałaś?!-krzyknęłam.
-To jej ojciec.. mało go kocha nie mogę go skreślić.-odpowiedziała jakby z wyrzutem.
-Wybacz.
-Nic się nie stało-uśmiechnęła się-Wiesz co właściwie ta babka jest bardziej jasnowidzem. Przepowiedziała mojej mamie umm-zastanowiła się-Że będzie miała córkę, małą blondynkę i proszę!. Dziewczynie zadzwonił telefon nie pytałam kto to ale był to z pewnością Shane. Trochę mnie zdziwiło to że ona wierzy w jasnowidzów ale okay. Ja jednak nie byłam w stanie do końca uwierzyć w słowa jakiegokolwiek MEDIUM. Nie ma znaczenia, jak cholernie uznanym jesteś jasnowidzem, i tak nigdy nie zobaczysz swojej tzw. ,,przyszłości", jeżeli nie pojawi się ona na progu twojego domu z pudełkiem cukierków i uśmiechem na twarzy! Gdyby jasnowidze na litość boską, naprawdę mogliby przewidywać przyszłość, żaden z ludzi nie wbiegłby na ulicę wprost pod nadjeżdżający, rozpędzony samochód z pijanym kierowcą na czele. Nikt nie zaraziłby się hiv'em od przypadkowo poznanego chłopaka/dziewczyny. Żaden człowiek nie zamknąłby się za kulisami w płonącym teatrze tylko wydarłby stamtąd przed samym zapaleniem się z pewnością ostrzegając wcześniej innych tak jak pewien francuski aktor (którego nazwisko wyleciało mi teraz z głowy) .
-Żyjesz?-Dove trąciła mnie łokciem.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-Już jesteśmy-powiedziała kiedy wjechałyśmy na piękną ogromną posesję z basenem. Dom miał wielkie szklane okno było wielkości ściany!. Można by więc pomyśleć że życie dla Madam Serin (właściwie dla Sary Wittle bo tak się nazywała) było niekończącym się rajem. Urocza kobieta zaprosiła nas do sporego pokoju urządzonego po indyjsku, na środku pokoju stał stolik ze złożoną talią kart. Staruszka zaproponowała nam wizytę za darmo ze względu na mój młody wiek (a Sara uwielbiała młodych ludzi). Przyniosła białego szampana i truskawki.
-Ze świeżego ogrodu-powiedziała wkładając protezę do ust. Założe się że nikt nie powiedziałby że ta kobieta ma już osiemdziesiąt lat. Jej blond (lecz wyraźnie posiwiałe) włosy spięte były w idealny kok, muszę przyznać że sama nie umiem takiego zrobić. Jej twarz była gładka i lśniąca jak jakaś karnawałowa maska!. Miała nawet starannie zrobiony makijaż oraz pomalowane paznokcie. Ogólnie jej wiek zdradzała tylko cienka jak papier skóra na dłoniach i dekolcie.
-Laura chciałaby dowiedzieć się czegoś na temat przyszłości-powiedziała Dove.
-Będziemy korzystać dzisiaj z talii 20-wiecznej Francji bo mam tutaj dziś dwie przepiękne młode kobiety, a w tamtym okresie również było wiele pięknych kobiet.
-Dziękuje-uśmiechnęłam się. Najpierw kazała pomieszać karty następnie rozłożyć kilka z nich. Oczywiście nie wiedziałam co się na nich kryje. Kobieta wyciągnęła rękę i kładąc mi ją na ramieniu i powiedziała bym wyciągnęła i odwróciła jedną z nich.
-Dziewiątka kier ,,Surprise" czyli zaskoczenie-powiedziała z uśmiechem. Przedstawiała kobietę w gorsecie stojącą przed otworzoną pustą klatką dla ptaków.
-Widzisz!-ucieszyła się Dove-Całkiem dobra karta.
-Ta karta oznacza-zaczęła wróżka-że spotka panią coś bardzo,bardzo satysfakcjonującego i sympatycznego,będzie to ogromnym zaskoczeniem! - Czułam się wtedy jak Myszka Mickey w ,,Uczniu czarnoksiężnika".
-Okay dobra wiadomość.
-Proszę odkryć drugą-rozkazała wróżka-Druga karta przedstawiała staruszka bujającego się na krześle, wyglądał na bardzo chorego. Obok niego stała kobieta z talerzem zupy. Lecz on chyba nie miał na nią ochoty.
-I jak?-spytałam.
-,,Maladie" ósemka pik-powiedziała z francuskim akcentem Sara-Czyli choroba.
-To już nie wygląda ciekawie-moje przyjaciółka włożyła duże okulary na nos. Miała słaby wzrok to prawda.
-Ale chyba to nie oznacza że zachoruję prawda?-spytałam-Miałam ostatnio problemy z oddychaniem i kaszel ale lekarz powiedział mi że to z powodu stresu bo za dużo myślę o Rossie.
-Nie spokojnie nie zachoruje pani-uspokoiła mnie wróżka-Proszę spojrzeć ten chory na karcie to mężczyzna więc zachoruje mężczyzna, może nawet poważnie pani lub pani matka będzie się nim zajmować.
-Mogę następną?-spytałam.
-Tak proszę-następna karta którą odkryłam przedstawiała przerażonego mężczyznę z potarganymi włosami leżącego na łóżku. Kołdra była odrzucona na bok, jego nogi pokryte rybimi łuskami! przypominały stopy pisklęcia, obok łóżka stał zakapturzony człowiek z długą siwą jak u Gandalfa brodą trzymał w ręce klepsydrę której górna część była prawie pusta. W drugiej ręce miał mocno nadpalony drewniany krzyż z którego leciał dym. Nie powiem ta karta lekko mnie wystraszyła.
-,,Mort"-powiedziała staruszka- Czyli śmierć.
-Co symbolizuje ten facet?-spytałam łykając szampana.
-Może ptasią grypę?-spytała Dove biorąc kęsa truskawki umoczonej w czekoladzie.
-Nie nic z tych rzeczy-powiedziała staruszka-Mężczyzna jest symbolem. Oznacza to że ktoś bardzo panią zawiedzie. Będzie to osoba na której zawsze pani polegała. Nogi oznaczają wsparcie.Wsparcie oznacza wiarę i zaufanie. Przekona się pani, że zaufanie do tej konkretnej osoby...że ta osoba panią zrani.
-Aha..okay pożyjemy zobaczymy-westchnęłam i odkryłam kolejną kartę.
-,,Pieges" czyli pułapki-Dojdzie do nieporozumienia pomiędzy panią a jakąś osobą.. to tyle-uśmiechnęła się serdecznie. Odkryłam kolejną kartę. Była przerażająca.
-,,Cauchemar" czyli koszmar nocny-powiedziała.Karta przedstawiała chudą kobietę w długiej białej koszuli nocnej, walczącą w łóżku z jakąś istotą przypominającą ośmiornicę, miała czerwone oczy. Obok łóżka stał ten sam zakapturzony człowiek co w karcie ,,Mort". Czułam że ten KOSZMAR mi się nie podoba-nie miałam pojęcia co karta chce mi powiedzieć.
-No i.. c..co?-spytałam przerażona chwytając Dove za ręke.
-Och tutaj wszystko jasne-ucieszyła się-Zmaga się pani ze swoim sumieniem.
-Sumieniem?-spytałam zdziwiona.
-Jakim sumieniem?-wyprzedziła mnie Dove.
-Jest pani rozdarta, w tym cały kłopot. Widzi pani tę kobietę leżącą na łóżku?-spytała na co pokiwałam głową-Jej pozytywna strona walczy z negatywną. Chciałaby pani komuś przylać jednak nie robi pani tego bo jest pani dobrą i czułą kobietą.
-Właśnie taka jesteś-uśmiechnęła się Dove. Odwracałam kolejne karty a każda następna wydawała się dziwniejsza, bardziej ponura i mniej zrozumiała od poprzedniej.
- ,,Tuerie" rzeźnia-przedstawiała ojca siedzącego w jadalni. W rękach miał nóż i widelec, oprócz niego przy stole siedziało dwóch synów, córki oraz żona, przed nimi stały talerze. Wszyscy byli ubrani na galowo...ale nie mieli głów. Ich głowy leżały sobie na talerzach i uśmiechały się były pozamieniane miejscami- W twojej rodzinie sporo ulegnie zmianie i każdy będzie chciał przejąć rolę innego członka domu. To tyle.-kobieta uśmiechnęła się i złożyła karty. Dała mi naprawdę dużo do myślenia.-Jeżeli dziwi was moja znajomość języka francuskiego nie martwcie się znalazłam tłumaczenie na Google Translate.
-Co?-zaśmiałam się.
-Myślałaś że osiemdziesięcio-latka nie potrafi oszukiwać?-uśmiechnęła się.
-Raczej że nie wie co to internet-zaśmiała się moja przyjaciółka. Madam Serin zawołała Harry'ego który jak się domyśliłam był jej lokajem. Udała się z nim na górę a nam natomiast kazała chwile zaczekać.
-I jak Laura?-spytała blondynka obejmując mnie.
-Sama nie wiem-odpowiedziałam-To mi dało dużo do myślenia dzięki za to że mnie namówiłaś.
-Nie ma sprawy-cmoknęła mnie-A co się z tobą działo?
-Nie wiem.. rzadko wychodziłam z domu, mało jadłam nie miałam ochoty z nikim gadać ciągle czytałam te samą książkę.
-Miałaś depresję.
-Nie miałam depresji!-krzyknęłam-Po prostu moje życie wywróciło się o 999 stopni!. Miła staruszka wróciła do nas z jedwabnym pudełkiem i otworzyła je. Były w nim dwa piękne złote słoniki.
-To naszyjniki-powiedziała-Czyste złoto jeden z nich kosztował 3.000 tyś dolarów.-Otworzyłyśmy oczy ze zdziwienia.-Proszę są wasze.
-Nie zwariowała pani?!-zaprotestowała Dove-Nie możemy tego przyjąć.
-Owszem możecie nie każcie mi nalegać-uśmiechnęła się-Piękne kobiety zasługują na to co najlepsze.Uwielbiam dawać prezenty moim ukochanym klientom.
-Dopiero mnie pani poznała-zaśmiałam się.
-Ale maluje się przed tobą piękna przyszłość.-ucałowała mnie wciskając słonika w dłoń-I jesteś przyjaciółką Dove.. boże jak ja kochałam twoją matkę!-spojrzała na moją przyjaciółkę-Jak własną córeczkę.
-Naprawdę nie trzeba-powiedziałyśmy obie.
-Weźcie je będą was chronić i przynosić szczęście. Długo kłóciłyśmy się z Sarą ale wreszcie wzięłyśmy prezent (jeżeli można tak nazwać czyste złoto). W drodze powrotnej poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam komórkę i zobaczyłam sms'a od Delly.
-Dove czy możesz podrzucić mnie do szpitala?-spytałam ze łzami w oczach.
-Jasne, nie płacz co się stało?-spytała.
-Nie wiem po prostu mnie tam zawieź!-krzyknęłam dając upust łzą. Przez śpiączkę Rossa zrozumiałam bardzo dużo rzeczy i.. sama nie wiem co myśleć ale wiem tylko tyle że, nauczyłam się żyć ukrywając cały swój smutek oraz każdy gram tęsknoty. Opanowałam uśmiech w momentach kiedy łzy cisnęły mi się do oczu. Nauczyłam się kłamać, grać, tuszować prawdę. Ale ja nie miałam innego wyjścia! Życie w cierpieniu nie jest proste, a okazywanie go nie ma najmniejszego sensu....Ludzie nie wiedzą jak obchodzić się z cierpiącą osobą. Nie wiedzą co powiedzieć, jak się zachować, nie wiedzą czy spróbować pomóc czy udać, że nic nie widzą. Dlatego lepiej nie pokazywać cierpienia, nie czekać na litość, bo to nic nie daje! W oczach innych wszystko ma swój indywidualny obraz, który tak często odbiega od tego prawdziwego. Tak mało kto rozumie co czuje osoba, która właśnie w tym momencie cierpi. I właśnie to wszystko nauczyło mnie, że najlepiej płacze i tęskni się w ukryciu. Ból nie potrzebuje widowni... zdecydowanie. To, że żyłam nadzieją i wspomnieniami..to, że tyle czasu płakałam, cierpiałam, tęskniłam, że czekałam to była zapłata za jego cierpienie.Dove wyrwała mnie z myśli zatrzymując samochód na parkingu za szpitalem.
-Dziękuje kochana-pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Idąc tam zupełnie nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Przepowiednie tej wróżki, dziwna wiadomość od Rydel. Nie mam już do tego głowy. Chciałabym powiedzieć Rossowi co do niego czuję ale co ja mu powiem? Gdybym mogła zrezygnować z miłości do Ciebie i tak po prostu jednym, małym gestem ją wyrzucić to już dawno bym to zrobiła. Zrobiłabym to nie dlatego, że Cię nienawidzę, ale dlatego, że chciałabym wreszcie normalnie żyć, zupełnie jak kiedyś bez bólu, tęsknoty i żalu do całego świata. Mam nadzieję, że zrozumiałbyś to gdybyś tylko miał możliwość o tym usłyszeć? Świat mi się zawalił i to dosłownie. Czasem mam wrażenie, że to jakaś obsesja. Że boję się o nim zapomnieć, ponieważ odnoszę wrażenie, że wtedy umrze kolejna cząstka mnie, że zniknie poczucie, tego że spotkało mnie w życiu coś wspaniałego, że kolejny raz oddale się od wspomnień. Nie wiem dlaczego to wszystko tak wygląda, przecież od dawna powinnam umieć sobie radzić z takimi sytuacjami kiedy smutek obiera nade mną kontrolę, ale jednak nadal nie potrafię!Poprostu nie potrafię! Wtedy włącza się we mnie podwójna tęsknota i nijak nie mogę zmusić siebie do niepamiętania, do niekochania. Nie wiem dlaczego to spotkało akurat mnie, dlaczego muszę być taka słaba emocjonalnie, dlaczego nie mogę po prostu odciąć się od przeszłości. To byłoby dużo prostsze niż życie w nieustającym wewnętrznym bólu. Żadna obietnica o lepszym jutrze się nie spełniła, żadne słowa o przemijającej miłości się nie sprawdziły. Ja już nie wiem co dalej powinnam robić... z resztą nawet kiedy wspomnienia wyblakną to jednak dalej pozostanie ta pustka, której w żaden sposób nie da się opisać bo skończyło się coś co miało trwać wieki. Drzwi winy rozsunęły się i ujrzałam OIOM. Od razu zauważyłam Delly która stała spanikowana pod salą Rossa.
-Laura!-krzyknęła zapłakana.
-Boże Rydel!-krzyknęłam i podbiegłam do niej przytulając ją-Co się dzieje dlaczego płaczesz?
-Nie ma Rossa rozumiesz nie ma go!-krzyknęła.
-Jak to ?-puściła ją i odgarnęłam jej włosy chcąc uspokoić przyjaciółkę.
-Pielęgniarka powiedziała że on nie żyje.- te słowa przebiły na wylot mój umysł i serce.. to nie możliwe to nie może być prawda.
-Co?-spytałam a ta usiadła, zrobiłam to co ona.-Jak..jak kurwa nie żyje?!
-Rodzice, moje rodzeństwo i Ell poszli do kostnicy sprawdzić czy to prawda.. ja nie poszłam boje się.
-Boże..-rozpłakałam się.
-Wyglądasz jak byś miała zemdleć-zauważyła Rydel. Tak się czułam.-Co jest?
-Jezu Delly..ja po prostu..-miałam dość tłumienia tego w sobie więc wreszcie wybuchłam.-Nie radzę sobie z samotnością! I chce mi się wyć, bo nie wiem czy tęsknie za nim czy tylko za bliskością!Chociaż chyba tęsknie za jednym i drugim.!Tak bardzo brakuje mi poczucia, że jestem dla kogoś ważna, że ktoś myśli o mnie przed snem i po przebudzeniu się. To wszystko jest chore, a mi jest tak naprawdę coraz trudniej i nie dlatego, że nie ma jego tylko dlatego, że nie potrafię niczego złożyć do kupy, bo jeden człowiek rozpierdolił we mnie wszystko na cząstki elementarne i sprawił, że nic nie jest takie samo jak było i nic już takie nie będzie! I kurwa kocham go!!!!! ale już nie chce,wolę żeby to wszystko przepadło, bo mam dosyć, po prostu mam dosyć tego uczucia, które mnie tak niszczy!
-Już dobrze uspokój się-przytuliła mnie.-Wiem że kochasz mojego brata... i nie wyobrażam sobie go z inną dziewczyną.
-Dziękuje.. niedługo mu powiem obiecuję.
-W życiu nic nie jest proste-zaczęła- Trzeba po prostu umieć pogodzić się z rzeczywistością, bo inaczej będzie się umierać za życia, w nieskończoność. A ja nie umiałam,grałam odważną, która tą rzeczywistość chciała zmienić, chociaż nie było ani cienia szans na zmianę..
-Dziewczyny!-krzyknął biegnący korytarzem Riker-Ross żyje wybudził się przenieśli go na blok obserwacyjny!- Nie potrafiłyśmy opanować szczęścia. Pobiegłyśmy za bratem blondynki. Zauważyłam rodzinę Rossa oraz Ellingtona. Lekarz wyszedł z sali w której obecnie leży mój przyjaciel.
-Co z nim?!-krzyknęli wszyscy w tej samej chwili więc zabrzmiało to dziwnie.
-Spokojnie pacjent czuje się dobrze-uspokoił nas-Proszę wchodzić pojedynczo.
-My wejdziemy najpierw-powiedział Mark.
-Nie!-zaprotestowałam-Błagam ja muszę wejść pierwsza proszę pana!!! Błagam.
-Za pół godziny wyjdziemy spokojnie..- uspokoił mnie Mark. Cóż musiałam się zgodzić choć zrobiłam to niechętnie. Lekarz zaczął się wymądrzać że może wejść tylko rodzina. Więc najpierw weszli wszyscy a ja siedziałam i czekałam na swoją kolej aż do 20. Wreszcie z sali wyszła ostatnia osoba którą był Ellington i Rydel. Weszłabym wcześniej ale pozwoliłam najpierw wejść Ellowi. Pożegnałam się z przyjaciółką i łapiąc za klamkę czułam jak serce podskoczyło mi do gardła. Nacisnęłam ją i wchodząc do środka zauważyłam Rossa który na mój widok tylko się uśmiechnął.
-Hej kochany-powiedziałam.
-Hej ślicznotko-puścił mi oczko a po jego policzku spłynęła łza. Zakryłam twarz dłońmi i pokręciłam głową. Po chwili podbiegłam do niego i wprost się na niego rzuciłam. Przytuliłam chłopaka najmocniej jak tylko umiałam. Chłopak posunął mi się i mogłam się w niego wtulić.
-Boli cię?-spytałam patrząc na nogę owiniętą bandażem.
-Nie.. przy zmianie opatrunku lekko piekła ale nie boli-pocałował mnie w czoło.
-Halo ziemia do Marano!-krzyknęła Nessa machając mi dłonią przed oczami-Co się z tobą dzieje?
-Wybacz..zamyśliłam się tylko.
-Wczoraj wyglądałaś na przerażoną.. czy wszystko okay?
-Widziałam coś dziwnego w moim pokoju..paranormalnego.-przełknęłam ślinę.
-Co takiego?-spytała biorąc łyk ciepłej kawy.
-Zakonnice..kobiete sama nie wiem.
-Na spotkaniach do bierzmowania ksiądz opowiedział nam że jeżeli komuś ukaże się zjawa zakonnicy-przerwała na chwilę jak by chciała sięgnąć pamięcią wstecz-To zwiastuje to katastrofę. Ponoć widział ją Ojciec Pio ktoś na Titanicu lecz nie było na pokładzie żywej zakonnicy, ale jak tam w to nie wierzę-kończąc kawę podeszła do mnie ucałowała mnie w policzek.-Wychodzę do Rikera nie będziesz zła?
-Nie no coś ty.-uśmiechnęłam się serdecznie do siostry i wyjęłam z kieszeni smartfona który właśnie zaczął wibrować. Dostałam sms'a od Dove.
Była bardzo punktualna bo już po 20 minutach usłyszałam dźwięk klaksonu auta blondynki. Lubiłam jej samochód był mały, wygodny i skromny. Wsiadłam do pojazdu całując moją przyjaciółkę w policzek.
-Hej jak się czujemy?-spytała-Jakaś taka blada jesteś...
-Tak jest okay.. boli mnie trochę głowa.-odpowiedziałam.
-Więc jedziemy-odpaliła samochód i ruszyłyśmy. Zobaczysz babka ma osiemdziesiąt lat ale jest zajebista!
-Gdzie masz Demi?
-Mojego aniołka?-spytała-Została z Shanem wypuścili go.
-Zostawiłaś ją z nim zwariowałaś?!-krzyknęłam.
-To jej ojciec.. mało go kocha nie mogę go skreślić.-odpowiedziała jakby z wyrzutem.
-Wybacz.
-Nic się nie stało-uśmiechnęła się-Wiesz co właściwie ta babka jest bardziej jasnowidzem. Przepowiedziała mojej mamie umm-zastanowiła się-Że będzie miała córkę, małą blondynkę i proszę!. Dziewczynie zadzwonił telefon nie pytałam kto to ale był to z pewnością Shane. Trochę mnie zdziwiło to że ona wierzy w jasnowidzów ale okay. Ja jednak nie byłam w stanie do końca uwierzyć w słowa jakiegokolwiek MEDIUM. Nie ma znaczenia, jak cholernie uznanym jesteś jasnowidzem, i tak nigdy nie zobaczysz swojej tzw. ,,przyszłości", jeżeli nie pojawi się ona na progu twojego domu z pudełkiem cukierków i uśmiechem na twarzy! Gdyby jasnowidze na litość boską, naprawdę mogliby przewidywać przyszłość, żaden z ludzi nie wbiegłby na ulicę wprost pod nadjeżdżający, rozpędzony samochód z pijanym kierowcą na czele. Nikt nie zaraziłby się hiv'em od przypadkowo poznanego chłopaka/dziewczyny. Żaden człowiek nie zamknąłby się za kulisami w płonącym teatrze tylko wydarłby stamtąd przed samym zapaleniem się z pewnością ostrzegając wcześniej innych tak jak pewien francuski aktor (którego nazwisko wyleciało mi teraz z głowy) .
-Żyjesz?-Dove trąciła mnie łokciem.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-Już jesteśmy-powiedziała kiedy wjechałyśmy na piękną ogromną posesję z basenem. Dom miał wielkie szklane okno było wielkości ściany!. Można by więc pomyśleć że życie dla Madam Serin (właściwie dla Sary Wittle bo tak się nazywała) było niekończącym się rajem. Urocza kobieta zaprosiła nas do sporego pokoju urządzonego po indyjsku, na środku pokoju stał stolik ze złożoną talią kart. Staruszka zaproponowała nam wizytę za darmo ze względu na mój młody wiek (a Sara uwielbiała młodych ludzi). Przyniosła białego szampana i truskawki.
-Ze świeżego ogrodu-powiedziała wkładając protezę do ust. Założe się że nikt nie powiedziałby że ta kobieta ma już osiemdziesiąt lat. Jej blond (lecz wyraźnie posiwiałe) włosy spięte były w idealny kok, muszę przyznać że sama nie umiem takiego zrobić. Jej twarz była gładka i lśniąca jak jakaś karnawałowa maska!. Miała nawet starannie zrobiony makijaż oraz pomalowane paznokcie. Ogólnie jej wiek zdradzała tylko cienka jak papier skóra na dłoniach i dekolcie.
-Laura chciałaby dowiedzieć się czegoś na temat przyszłości-powiedziała Dove.
-Będziemy korzystać dzisiaj z talii 20-wiecznej Francji bo mam tutaj dziś dwie przepiękne młode kobiety, a w tamtym okresie również było wiele pięknych kobiet.
-Dziękuje-uśmiechnęłam się. Najpierw kazała pomieszać karty następnie rozłożyć kilka z nich. Oczywiście nie wiedziałam co się na nich kryje. Kobieta wyciągnęła rękę i kładąc mi ją na ramieniu i powiedziała bym wyciągnęła i odwróciła jedną z nich.
-Dziewiątka kier ,,Surprise" czyli zaskoczenie-powiedziała z uśmiechem. Przedstawiała kobietę w gorsecie stojącą przed otworzoną pustą klatką dla ptaków.
-Widzisz!-ucieszyła się Dove-Całkiem dobra karta.
-Ta karta oznacza-zaczęła wróżka-że spotka panią coś bardzo,bardzo satysfakcjonującego i sympatycznego,będzie to ogromnym zaskoczeniem! - Czułam się wtedy jak Myszka Mickey w ,,Uczniu czarnoksiężnika".
-Okay dobra wiadomość.
-Proszę odkryć drugą-rozkazała wróżka-Druga karta przedstawiała staruszka bujającego się na krześle, wyglądał na bardzo chorego. Obok niego stała kobieta z talerzem zupy. Lecz on chyba nie miał na nią ochoty.
-I jak?-spytałam.
-,,Maladie" ósemka pik-powiedziała z francuskim akcentem Sara-Czyli choroba.
-To już nie wygląda ciekawie-moje przyjaciółka włożyła duże okulary na nos. Miała słaby wzrok to prawda.
-Ale chyba to nie oznacza że zachoruję prawda?-spytałam-Miałam ostatnio problemy z oddychaniem i kaszel ale lekarz powiedział mi że to z powodu stresu bo za dużo myślę o Rossie.
-Nie spokojnie nie zachoruje pani-uspokoiła mnie wróżka-Proszę spojrzeć ten chory na karcie to mężczyzna więc zachoruje mężczyzna, może nawet poważnie pani lub pani matka będzie się nim zajmować.
-Mogę następną?-spytałam.
-Tak proszę-następna karta którą odkryłam przedstawiała przerażonego mężczyznę z potarganymi włosami leżącego na łóżku. Kołdra była odrzucona na bok, jego nogi pokryte rybimi łuskami! przypominały stopy pisklęcia, obok łóżka stał zakapturzony człowiek z długą siwą jak u Gandalfa brodą trzymał w ręce klepsydrę której górna część była prawie pusta. W drugiej ręce miał mocno nadpalony drewniany krzyż z którego leciał dym. Nie powiem ta karta lekko mnie wystraszyła.
-,,Mort"-powiedziała staruszka- Czyli śmierć.
-Co symbolizuje ten facet?-spytałam łykając szampana.
-Może ptasią grypę?-spytała Dove biorąc kęsa truskawki umoczonej w czekoladzie.
-Nie nic z tych rzeczy-powiedziała staruszka-Mężczyzna jest symbolem. Oznacza to że ktoś bardzo panią zawiedzie. Będzie to osoba na której zawsze pani polegała. Nogi oznaczają wsparcie.Wsparcie oznacza wiarę i zaufanie. Przekona się pani, że zaufanie do tej konkretnej osoby...że ta osoba panią zrani.
-Aha..okay pożyjemy zobaczymy-westchnęłam i odkryłam kolejną kartę.
-,,Pieges" czyli pułapki-Dojdzie do nieporozumienia pomiędzy panią a jakąś osobą.. to tyle-uśmiechnęła się serdecznie. Odkryłam kolejną kartę. Była przerażająca.
-,,Cauchemar" czyli koszmar nocny-powiedziała.Karta przedstawiała chudą kobietę w długiej białej koszuli nocnej, walczącą w łóżku z jakąś istotą przypominającą ośmiornicę, miała czerwone oczy. Obok łóżka stał ten sam zakapturzony człowiek co w karcie ,,Mort". Czułam że ten KOSZMAR mi się nie podoba-nie miałam pojęcia co karta chce mi powiedzieć.
-No i.. c..co?-spytałam przerażona chwytając Dove za ręke.
-Och tutaj wszystko jasne-ucieszyła się-Zmaga się pani ze swoim sumieniem.
-Sumieniem?-spytałam zdziwiona.
-Jakim sumieniem?-wyprzedziła mnie Dove.
-Jest pani rozdarta, w tym cały kłopot. Widzi pani tę kobietę leżącą na łóżku?-spytała na co pokiwałam głową-Jej pozytywna strona walczy z negatywną. Chciałaby pani komuś przylać jednak nie robi pani tego bo jest pani dobrą i czułą kobietą.
-Właśnie taka jesteś-uśmiechnęła się Dove. Odwracałam kolejne karty a każda następna wydawała się dziwniejsza, bardziej ponura i mniej zrozumiała od poprzedniej.
- ,,Tuerie" rzeźnia-przedstawiała ojca siedzącego w jadalni. W rękach miał nóż i widelec, oprócz niego przy stole siedziało dwóch synów, córki oraz żona, przed nimi stały talerze. Wszyscy byli ubrani na galowo...ale nie mieli głów. Ich głowy leżały sobie na talerzach i uśmiechały się były pozamieniane miejscami- W twojej rodzinie sporo ulegnie zmianie i każdy będzie chciał przejąć rolę innego członka domu. To tyle.-kobieta uśmiechnęła się i złożyła karty. Dała mi naprawdę dużo do myślenia.-Jeżeli dziwi was moja znajomość języka francuskiego nie martwcie się znalazłam tłumaczenie na Google Translate.
-Co?-zaśmiałam się.
-Myślałaś że osiemdziesięcio-latka nie potrafi oszukiwać?-uśmiechnęła się.
-Raczej że nie wie co to internet-zaśmiała się moja przyjaciółka. Madam Serin zawołała Harry'ego który jak się domyśliłam był jej lokajem. Udała się z nim na górę a nam natomiast kazała chwile zaczekać.
-I jak Laura?-spytała blondynka obejmując mnie.
-Sama nie wiem-odpowiedziałam-To mi dało dużo do myślenia dzięki za to że mnie namówiłaś.
-Nie ma sprawy-cmoknęła mnie-A co się z tobą działo?
-Nie wiem.. rzadko wychodziłam z domu, mało jadłam nie miałam ochoty z nikim gadać ciągle czytałam te samą książkę.
-Miałaś depresję.
-Nie miałam depresji!-krzyknęłam-Po prostu moje życie wywróciło się o 999 stopni!. Miła staruszka wróciła do nas z jedwabnym pudełkiem i otworzyła je. Były w nim dwa piękne złote słoniki.
-To naszyjniki-powiedziała-Czyste złoto jeden z nich kosztował 3.000 tyś dolarów.-Otworzyłyśmy oczy ze zdziwienia.-Proszę są wasze.
-Nie zwariowała pani?!-zaprotestowała Dove-Nie możemy tego przyjąć.
-Owszem możecie nie każcie mi nalegać-uśmiechnęła się-Piękne kobiety zasługują na to co najlepsze.Uwielbiam dawać prezenty moim ukochanym klientom.
-Dopiero mnie pani poznała-zaśmiałam się.
-Ale maluje się przed tobą piękna przyszłość.-ucałowała mnie wciskając słonika w dłoń-I jesteś przyjaciółką Dove.. boże jak ja kochałam twoją matkę!-spojrzała na moją przyjaciółkę-Jak własną córeczkę.
-Naprawdę nie trzeba-powiedziałyśmy obie.
-Weźcie je będą was chronić i przynosić szczęście. Długo kłóciłyśmy się z Sarą ale wreszcie wzięłyśmy prezent (jeżeli można tak nazwać czyste złoto). W drodze powrotnej poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam komórkę i zobaczyłam sms'a od Delly.
-Dove czy możesz podrzucić mnie do szpitala?-spytałam ze łzami w oczach.
-Jasne, nie płacz co się stało?-spytała.
-Nie wiem po prostu mnie tam zawieź!-krzyknęłam dając upust łzą. Przez śpiączkę Rossa zrozumiałam bardzo dużo rzeczy i.. sama nie wiem co myśleć ale wiem tylko tyle że, nauczyłam się żyć ukrywając cały swój smutek oraz każdy gram tęsknoty. Opanowałam uśmiech w momentach kiedy łzy cisnęły mi się do oczu. Nauczyłam się kłamać, grać, tuszować prawdę. Ale ja nie miałam innego wyjścia! Życie w cierpieniu nie jest proste, a okazywanie go nie ma najmniejszego sensu....Ludzie nie wiedzą jak obchodzić się z cierpiącą osobą. Nie wiedzą co powiedzieć, jak się zachować, nie wiedzą czy spróbować pomóc czy udać, że nic nie widzą. Dlatego lepiej nie pokazywać cierpienia, nie czekać na litość, bo to nic nie daje! W oczach innych wszystko ma swój indywidualny obraz, który tak często odbiega od tego prawdziwego. Tak mało kto rozumie co czuje osoba, która właśnie w tym momencie cierpi. I właśnie to wszystko nauczyło mnie, że najlepiej płacze i tęskni się w ukryciu. Ból nie potrzebuje widowni... zdecydowanie. To, że żyłam nadzieją i wspomnieniami..to, że tyle czasu płakałam, cierpiałam, tęskniłam, że czekałam to była zapłata za jego cierpienie.Dove wyrwała mnie z myśli zatrzymując samochód na parkingu za szpitalem.
-Dziękuje kochana-pocałowałam ją w policzek i wyszłam. Idąc tam zupełnie nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Przepowiednie tej wróżki, dziwna wiadomość od Rydel. Nie mam już do tego głowy. Chciałabym powiedzieć Rossowi co do niego czuję ale co ja mu powiem? Gdybym mogła zrezygnować z miłości do Ciebie i tak po prostu jednym, małym gestem ją wyrzucić to już dawno bym to zrobiła. Zrobiłabym to nie dlatego, że Cię nienawidzę, ale dlatego, że chciałabym wreszcie normalnie żyć, zupełnie jak kiedyś bez bólu, tęsknoty i żalu do całego świata. Mam nadzieję, że zrozumiałbyś to gdybyś tylko miał możliwość o tym usłyszeć? Świat mi się zawalił i to dosłownie. Czasem mam wrażenie, że to jakaś obsesja. Że boję się o nim zapomnieć, ponieważ odnoszę wrażenie, że wtedy umrze kolejna cząstka mnie, że zniknie poczucie, tego że spotkało mnie w życiu coś wspaniałego, że kolejny raz oddale się od wspomnień. Nie wiem dlaczego to wszystko tak wygląda, przecież od dawna powinnam umieć sobie radzić z takimi sytuacjami kiedy smutek obiera nade mną kontrolę, ale jednak nadal nie potrafię!Poprostu nie potrafię! Wtedy włącza się we mnie podwójna tęsknota i nijak nie mogę zmusić siebie do niepamiętania, do niekochania. Nie wiem dlaczego to spotkało akurat mnie, dlaczego muszę być taka słaba emocjonalnie, dlaczego nie mogę po prostu odciąć się od przeszłości. To byłoby dużo prostsze niż życie w nieustającym wewnętrznym bólu. Żadna obietnica o lepszym jutrze się nie spełniła, żadne słowa o przemijającej miłości się nie sprawdziły. Ja już nie wiem co dalej powinnam robić... z resztą nawet kiedy wspomnienia wyblakną to jednak dalej pozostanie ta pustka, której w żaden sposób nie da się opisać bo skończyło się coś co miało trwać wieki. Drzwi winy rozsunęły się i ujrzałam OIOM. Od razu zauważyłam Delly która stała spanikowana pod salą Rossa.
-Laura!-krzyknęła zapłakana.
-Boże Rydel!-krzyknęłam i podbiegłam do niej przytulając ją-Co się dzieje dlaczego płaczesz?
-Nie ma Rossa rozumiesz nie ma go!-krzyknęła.
-Jak to ?-puściła ją i odgarnęłam jej włosy chcąc uspokoić przyjaciółkę.
-Pielęgniarka powiedziała że on nie żyje.- te słowa przebiły na wylot mój umysł i serce.. to nie możliwe to nie może być prawda.
-Co?-spytałam a ta usiadła, zrobiłam to co ona.-Jak..jak kurwa nie żyje?!
-Rodzice, moje rodzeństwo i Ell poszli do kostnicy sprawdzić czy to prawda.. ja nie poszłam boje się.
-Boże..-rozpłakałam się.
-Wyglądasz jak byś miała zemdleć-zauważyła Rydel. Tak się czułam.-Co jest?
-Jezu Delly..ja po prostu..-miałam dość tłumienia tego w sobie więc wreszcie wybuchłam.-Nie radzę sobie z samotnością! I chce mi się wyć, bo nie wiem czy tęsknie za nim czy tylko za bliskością!Chociaż chyba tęsknie za jednym i drugim.!Tak bardzo brakuje mi poczucia, że jestem dla kogoś ważna, że ktoś myśli o mnie przed snem i po przebudzeniu się. To wszystko jest chore, a mi jest tak naprawdę coraz trudniej i nie dlatego, że nie ma jego tylko dlatego, że nie potrafię niczego złożyć do kupy, bo jeden człowiek rozpierdolił we mnie wszystko na cząstki elementarne i sprawił, że nic nie jest takie samo jak było i nic już takie nie będzie! I kurwa kocham go!!!!! ale już nie chce,wolę żeby to wszystko przepadło, bo mam dosyć, po prostu mam dosyć tego uczucia, które mnie tak niszczy!
-Już dobrze uspokój się-przytuliła mnie.-Wiem że kochasz mojego brata... i nie wyobrażam sobie go z inną dziewczyną.
-Dziękuje.. niedługo mu powiem obiecuję.
-W życiu nic nie jest proste-zaczęła- Trzeba po prostu umieć pogodzić się z rzeczywistością, bo inaczej będzie się umierać za życia, w nieskończoność. A ja nie umiałam,grałam odważną, która tą rzeczywistość chciała zmienić, chociaż nie było ani cienia szans na zmianę..
-Dziewczyny!-krzyknął biegnący korytarzem Riker-Ross żyje wybudził się przenieśli go na blok obserwacyjny!- Nie potrafiłyśmy opanować szczęścia. Pobiegłyśmy za bratem blondynki. Zauważyłam rodzinę Rossa oraz Ellingtona. Lekarz wyszedł z sali w której obecnie leży mój przyjaciel.
-Co z nim?!-krzyknęli wszyscy w tej samej chwili więc zabrzmiało to dziwnie.
-Spokojnie pacjent czuje się dobrze-uspokoił nas-Proszę wchodzić pojedynczo.
-My wejdziemy najpierw-powiedział Mark.
-Nie!-zaprotestowałam-Błagam ja muszę wejść pierwsza proszę pana!!! Błagam.
-Za pół godziny wyjdziemy spokojnie..- uspokoił mnie Mark. Cóż musiałam się zgodzić choć zrobiłam to niechętnie. Lekarz zaczął się wymądrzać że może wejść tylko rodzina. Więc najpierw weszli wszyscy a ja siedziałam i czekałam na swoją kolej aż do 20. Wreszcie z sali wyszła ostatnia osoba którą był Ellington i Rydel. Weszłabym wcześniej ale pozwoliłam najpierw wejść Ellowi. Pożegnałam się z przyjaciółką i łapiąc za klamkę czułam jak serce podskoczyło mi do gardła. Nacisnęłam ją i wchodząc do środka zauważyłam Rossa który na mój widok tylko się uśmiechnął.
-Hej kochany-powiedziałam.
-Hej ślicznotko-puścił mi oczko a po jego policzku spłynęła łza. Zakryłam twarz dłońmi i pokręciłam głową. Po chwili podbiegłam do niego i wprost się na niego rzuciłam. Przytuliłam chłopaka najmocniej jak tylko umiałam. Chłopak posunął mi się i mogłam się w niego wtulić.
-Boli cię?-spytałam patrząc na nogę owiniętą bandażem.
-Nie.. przy zmianie opatrunku lekko piekła ale nie boli-pocałował mnie w czoło.
-Może nie powinniśmy?-spytałam.
-Daj spokój wiem że to dziwne jak na parę przyjaciół ale tęskniłem.-powiedział.
-Nie o to chodzi-zaśmiałam się.-Jesteśmy w szpitalu jak nas ktoś nakryje?
-Nie uprawiamy seksu!-krzyknął-Tylko cię przytulam..z resztą raz czułem jak ktoś ze mną leży.
-Wiesz...-przeciągnęłam uśmiechając się-Nie mogłam się powstrzymać.
-Czasami miałem takie przebłyski jakby ktoś coś do mnie mówił lub coś-podrapał się po głowie.-Jednak nigdy nie słyszałem nic więcej.
-Puść bo zasypiam-zaśmiałam się.
-To śpij ja dostanę opieprz-uśmiechnął się.-Ktoś po ciebie przyjedzie?Nie chcę żebyś wracała sama.
-Tak tato mówił że będzie o 23 zresztą on też chce cię zobaczyć.
-Dlaczego?
-Nie wiem Ross-znów się zaśmiałam-Boisz się mojego ojca?
-Ja?-oburzył się-Laura ja się niczego nie boje rzuciłem się pod strzał.
-Co racja to racja..-westchnęłam.-Dosłownie nie jestem w stanie utrzymać otwartych oczu.
-No śpij-przytulił mnie mocniej.
-Nie!-krzyknęłam-Puść, usiądę sobie i pogadamy. Miałam wrażenie jakby te 2 godziny minęły niczym dwie minuty. Ból mnie opuścił.. byłam taka szczęśliwa. Zrozumiałam że warto mieć nadzieję zawsze! Zawsze warto wierzyć nawet w niemożliwe do końca bo warto i tak jak w tej piosence:Nawet jeśli niebo runie w dół,i nie można będzie znaleźć światła dnia nigdy się nie załamię! Tata przyjechał kilka minut przed 23 i otworzył drzwi sali. Widząc mnie i Rossa razem w jednym łóżku widziałam po nim że nie podoba mu się to. Tato jest taki surowy dlatego że boi się o swoją ,,córeczkę" przecież ja i Vanessa zawsze będziemy malutkie.
-Laura zbieraj się-powiedział krótko.
-Muszę iść-przytuliłam Rossa. Zeszłam niechętnie z jego łóżka puszczając jego nadal chłodną (lecz już nie zimną) dłoń i założyłam bluzę. Damiano podszedł do blondyna pokiwał głową i powiedział.
-Jesteś w porządku młody-wyciągnął do niego rękę i przybił mu piątkę.-Jesteś w porządku.
-Dziękuje-powiedział Ross.-Pa ślicznotko.
-Pa przystojniaku-puściłam mu oczko i razem z ojcem wyszłam. W drodze do domu myślałam tylko o moim przyjacielu. Boże byłam taka szczęśliwa. Telefon znów zaczął burczeć. Myślałam że udusze się ze szczęścia widząc widząc wiadomość od Rossa. Odpisałam mu oczywiście. Powiedział że chcę już wrócić do domu. Byłam bardzo zmęczona i podekscytowna dzisiejszym dniem więc nie biorąc nawet prysznica padłam plackiem na łóżko szybko zasypiając.
*********************************************************
No hej kochani ;3
Mam dla was rozdział z którego uwaga jestem zadowolona.
Dziwne prawda? xD
Od razu zapowiadam że nie sprawdzałam błędów.
Rozdział pisany przez Oliwę która po napisaniu go stwierdziła że chyba nie zakłada bloga.
Wymęczyłam ją oj tak ;3
Wiecie miałam dosyć paskudne zapalenie tchawicy więc musiała mnie wyręczyć.
Nawet z gorączką potrafiłam wymyśleć jakąś chorą akcję jak tą ze staruszką :D
Myślę że rozdział się podobał i wam ;)
Dziękuje za tak dużą ilość komentarzy pod poprzednim rozdziałem. Pod tym też chcę tyle zobaczyć.
Nie było niestety koma od Wiernej Czytelniczki ale może coś jej wypadło lub nie chciało jej się :D
Kolejny rozdział postaram dodać się za tydzień bo pracuję nad rozdziałem pierwszym na 2 blogu.
Czekam na wasze opinię i zmykam czytać ,,Zostań jeśli kochasz" ♥♥♥
Kocham was!!!
Super rozdział :*
OdpowiedzUsuńYeah! Ross przebudził się <3
Czekam na next :* <3
W końcu Ross się wybudził :):)
OdpowiedzUsuńCzekam na Raurę
Kochana piękny rozdział ^.^ Rossy się wybudził lalala :D
OdpowiedzUsuńczekam na next i zapraszam do siebie
http://raura-i-love.blogspot.com/
Jeju <3 Boskiś *.* Ta akcja z tą staruszką była mega :D Wypuścili Shane'a :) Cieszę się, bo nie jest złym człowiekiem i kocha swoją córeczkę. Dove wierzy w jasnowidzów? :o Po niej to wszystkiego można się spodziewać :D Nareszcie Ross się obudził :* Jakie to słodkie, że mówi do Laury per ślicznotko <3333 Będzie jakiś wątek Ansela i Carrie? Jestem ciekawa co u nich :) Jakoś tak widziałabym Dove i Shane'a razem xD Jestem dziwna... BARDZO dziwna :P Ale w sumie to ladna byłaby z nich para i przecież mają razem dziecko ^^ <3 Czekam na nexcik skarbie <3
OdpowiedzUsuńYay! Wspaniały, cudowny, niesamowity! ❤ Aww Ross się obudził <5 Łiiii! I wcale Ci się nie dziwię, że jesteś zadowolona z tego rozdziału, bo jest awesome! Ale powinnaś być zadowolona z każdego, bo każdy jest niesamowity!!! No także tego... You made my day! ❤ Czekam na next ❤ ❤ ❤
OdpowiedzUsuńJej... czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńRozdział bisty.
Wpadaj do mnie
rauraeasylove.blogspot.com
Aż mnie dreszcze przeszły jak czytałam o tych kartach....What the fuck....serio krew mi zmroziło w żyłach. Ale moment...moment...wypuścili Shane...fuck....nie no nieźle. Ale wychodzi na to że się zmienił. I dobrze bo jego buźka jest hipnotyzująca...hahahah....tak już mi odwala. Jak mogłyście napisać, że Rossa nie ma....myślałam że podduszę normalnie. Przestraszyłam się okropnie. Serio..mam tu zejść na zawał. Ale potem ta scenka Raury...soooo sweet...LOVCIAM...Kochana/kochane...bo pisaliście go razem c'nie?? Hahaha.....rozdzialik jest świetny..ale w ogóle co się dziwić. Ale muszę przyznać że pierwszy raz tak się przeraziłam czytajać rozdział na tym blogu...hahah. Mam nadzieje że takich horrorów będzie więcej...fajnie czasem się bać...hahah. Co mogę dodać..czekam na nexta....bardzo bardzo....
OdpowiedzUsuńPoza tym...zdrówka...wylecz się...<3
Ps. Wiem wiem jest spamik...ale nie wiem coś mnie napadło..wpadaj na mojego bloga mam nadzieję że ci się spodoba...http://enemynadfreindareoneandthesameword.blogspot.com/
Życzę weny...buziaczki<3
Udusze Cie prawie zawalu dostalam czytajac ten rozdzial :-) Kocham tego bloga i Twoje opowiadania czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńAAAAA!!!!! ROSS SIĘ WYBUDZIŁ! YEAH!! :D
OdpowiedzUsuńRozdział BOSKI!!!
Na początku się przestraszyłam, jak Rydel powiedziała, że pielęgnuarka jej powiedziała że Ross nie żyje. Rany.... UDUSIŁABYM CIĘ ZA TO!!!!
Ale na szczęście żyje i jest OKI :)
czekam na next :*
Tak !!!! Ross się wybudził :)
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście Świetny i czekam na Raurę.
Zrobisz zakładkę "Kontakt"? + Świetny rozdział ☻♥♥♥
OdpowiedzUsuńoczywiście zaraz to zrobię :*
UsuńAwww....
OdpowiedzUsuńBardzo przepraszam za nieobecność i rozumiem twoje cierpienie bo także w ostatnim czasie miałam problemy ze zdrowiem i przez tydzień nie miałam dostępu do kompa, a nawet internetu.... :( Wróciłam dwa dni temu z tego "przeklętego miejsca" (jakiego? Można się domyśleć... :( ) i oczywiście narobiły się zaległości w szkole i dopiero dzisiaj po tej " przymusowej przerwie" jestem na bloggerze... :) Ta... Nareszcie ;D
Przeczytałam obydwa rozdziały co prawda poprzedniego nie skomentowałam ale myślę, że wszystko zawrę w tym komie ;)
Więc jestem pod wrażeniem. Obydwa rozdziały były piękne (nawet jeżeli ten nie był do końca pisany przez Ciebie ;D) Szkoda że twoja koleżanka zrezygnowała z zakładania bloga, chociaż może jeszcze zmieni zadanie ;D
Dobra wróćmy do głównego tematu: rozdział. No więc jak ja to mam w zyczaju mówić, rozdział cud miód i orzeszki ;* Naprawdę się cieszę że Ross się obudził (no i że zrezygnowałaś z amputacji ;) Jakoś nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić) Ta akcja z wróżką... Była ciekawa, a te karty? Ja na miejscu Lau trochę bym się bała tej kobiety... Czemu??? [he he to dobre pytanie xD] No cóż sama nie wiem. Po prostu wizja tego, że ktoś może przewidzieć co Cię czeka w przyszłości jest sama w sobie zastanawiająca i sprawia, że mam dreszcze (a może będę mieć grypę i to dlatego -,-) Ech... nie ważne. Ale mam nadzieje że nikt w najbliżyszym czasie nie umrze i nikt inny do szpitala nie trafi... No chyba że coś szykujesz zła kobieto... ;] [niecnie zacieram ręce]
Co więcej... Cieszę się z powodu drugiego bloga ;D Me serce wręcz się raduje i robi fikołki <3 No dobra za dużo leków xD Ale naprawdę się cieszę i obiecuję że jak tylko ogarnę swe "życie szkolne" to zajrzę i tam. Co prawda za dużo czasu nie mam ale wygospodarowałam go troszkę bo nie mogłam się powstrzymać żeby nie dodać koma już dziś... Jeszcze jak przeczytałam te piękne notatki i to że moje komentarze (czyt. bazgroły bez ładu i składu z licznymi błędami i wog xD) sprawiają Ci radość i że ich wyczekujesz. ;* Wiem że już to mówiłam i znowu się powtórzę ale to naprawdę bardzo miłe że komuś jednak naprawdę zależy na tym co piszą czytelnicy ;,) Ech wzruszyłam się... ;,,) [Ja już tak mam niestety :)]
Wow... Trochę się rozpisałam ale i tak brakło by mi słów żeby przekazać wszysto co chcę... Więc czy komentarz jest długi czy krótki tego nie wiem ale możesz mieć pewność że na pewno jest szczery... ;)
No cóż widząc poprzednie komentarze z 13 września wnioskuję, że wtedy dodałaś rozdział, a to ozacza dwie rzeczy:
Pierwszą że jestem strasznie opóźniona za co z całego serca przepraszam ale to po części nie moja wina tylko tej cholernej... bo ja wiem chorobą tego nazwać nie można, więc powiem że sytuacji [?!]
A po drugie że skoro rozdział miał być za tydzień to to oznacza że powinien mniej więcej pojawić się w ten weekend!!!! Juhu ;D
Tak więc czekam z niecierpliwością (tym razem nie przewiduję takich ogromnych opóźnień -,- :( )
Och... No i oczywiście Złotko zdrówka Ci życzę ;* Chore gardło to nic przyjemnego ;( Dlatego że również powoli "wracam do rzeczywistośći" i zdrowia to łączę się z Tobą [jak zwykle xD] Może wspólnie szybciej dojdziemy do siebie ;)
Życzę weny, zdrowia, ściskam gorąco xD i oczywiście czekam na rozdział ;*
A no właśnie mam do Ciebie prośbe. Otóż bardzo chciałabym się z Tobą w jakiś sposób skontaktować (poza blogiem) i nie wiem czy dlatego że ja jestem ślepa czy poprostu tego nie ma... Ech chodzi mi o zakładkę kontakt. Więc jeżeli jej nie ma to moja prośba czy mogłabyś ją utworzyć? A jeżeli nie to czy mogłabyś dać mi jakiś namiar na siebie? ;D Byłabym bardzo wdzięczna ;* No to tyle ;) Trzymaj się ;*
~ [Spóźniona xD] Wierna Czytelniczka ~
Okay co do mojej odpowiedzi na twój komentarz.. zrobię zakładkę kontakt ;) może już nawet na fejsie gdzieś mi myknęłaś xD co do komentowania twojej opinii .. boże dziewczyno pobiłaś rekord w długości komów na blogu! ♥ Kochana jesteś podziękuje ci pięknie pod kolejnym rozdziałem który idę pisać zaraz po dodaniu zakładki "kontakt" ♥
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń