*Laura*
Leżałam w ,,moim pokoju" patrząc w sufit. Zastanawiałam się tylko dlaczego Dove tak szybko tu wróciła? Może jej psychika jest już tak zniszczona że nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości? Wiem tylko tyle że ja na pewno potrafiłabym wrócić do normalności ale bardzo długo zajęłoby mi zapomnienie o tym miejscu.. o gwałcie i wszystkich złych rzeczach które mnie tu spotkały. Zdjęłam z nadgarstka lekko zakrwawiony bandaż i spojrzałam na rany po cięciach które ja sama sobie zadałam. Wyglądały tak okropnie że na sam widok zrobiło mi się miękko w kręgosłupie. Kilka cięć było tak głębokich, że Dove musiała mi je zaszyć. Mój nadgarstek goił się kilka dni. Nawet nie zdążyłam nacieszyć się Rossem.. dlaczego my zawsze kłócimy się w nieodpowiednim momencie? Tęskniłam za nim i nie potrafiłam skupić się na niczym innym. Chodzę rozkojarzona nie wiedząc co się ze mną dzieje.
-Hej-drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich moją kochaną Cameron.
-Cześć-powiedziałam nie odrywając dłoni od szwów na nadgarstku.
-Pokażesz rękę?-spytała-Mogłabym już zdjąć ci szwy mniej by cię bolało.
-Tak jasne...-próbowałam wymusić choćby sztuczny uśmiecha ale nawet to mi wychodziło. Dove podeszła do szafki wyciągając z niej opatrunki. Usiadła obok mnie i złapała za rękę.
-Będzie piekło tylko nie krzycz.-Mimowolnie podałam blondynce rękę lecz nie czułam nic a nic..cały czas miałam przed oczami Rossa. Jego piękne głębokie oczy i ten niesamowicie piękny uśmiech...
-Ciebie skarbie-dotknął mojego uda.. mmyślałam że zemdleję.Gwałt.- Jest to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą się przytrafić kobiecie. Jest to upokorzenie i zadanie poważnego ciosu w psychikę. Odebranie radości z życia i przyjemności z kontaktów seksualnych. Obrażenia fizyczne mogą być tragiczne w skutkach np. uszkodzenie macicy i brak możliwości posiadania potomstwa, uszkodzenia narządów płciowych i czasami zarażenie chorobami wenerycznymi. Osoba zgwałcona zamyka się w sobie, nie ufa nikomu, boi się wychodzić z domu, ubiera się inaczej, bo ma nadzieję, że to ją uchroni przed następnym razem. Statystyki wskazują, że ubiór nie ma znaczenia. Zresztą, nawet gdyby kobieta chodziła nago po ulicach, to nie jest winna gwałtu. KOBIETA NIGDY NIE JEST WINNA GWAŁTU NA JEJ OSOBIE! Często się słyszy tłumaczenia sprawców, że byli prowokowani ( „bo ta suka mnie prowokowała”), że byli zachęcani. Tylko co w sytuacji, gdy maltretował kobietę - czy do tego też go sprowokowała? Często słyszy się teksty typu „ubierała się jak dziwka to teraz ma... ” albo że była naiwna. Ostro mnie to wkurza!. Hemmings postanowił wykonać silniejszy krok i złapał mnie za włosy.
-Myślisz że jak wtedy cię nie przeleciałem to teraz tego nie zrobię?-spytał.-Mylisz się dziwko.-Gwałtownie wstałam i zaczęłam uciekać lecz ten złapał mnie w tali i rzucił na łóżko. Zaczęłam krzyczeć i błagać o pomoc szarpiąc się coraz mocniej.
-Dobrze wiesz że im więcej będziesz się rzucać tym lepiej dla ciebie!-krzyknął uderzając mnie w policzek. Próbowałam wyrwać mu się lecz na darmo... zrozumiałam że chyba znów ..zrobi mi coś okropnego. Widziałam że jego penis stoi już na baczność bo odznaczał się w spodniach chłopaka. Czułam się zupełnie bez silna... . Luke już zabierał się za rozbieranie mnie, kiedy nagle drzwi pokoju otworzyły się z takim hukiem że aż drgnęłam.
-Hemmings!!!!!-rozpoznałam rozwścieczony głos Shane'a który wpadł do pokoju niczym petarda. Zrzucił go ze mnie okładając go pięściami.
-Przestań zabijesz go!-krzyknęłam. Ten przestał i spojrzał na mnie w jego oczach zobaczyłam ..łzy! To niemożliwe SHANE I ŁZY!!!!!!!? Myślałam że śnie.
-Ty skurwysynie nie wymieniłeś mojej córce wkładu w inhalatorze?!!-rozdarł się trzymając go- Nie wymieniłeś pierdolonego wkładu?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Oh daj spokój to była nieplanowana wpadka-blondynowi ledwo udało się to wypowiedzieć bo Harper trzymał go bardzo mocno.
-To moja córka!-znów go uderzył. Nie wierzyłam własnym oczom. Pobił własnego kumpla! Zauważyłam że Luke pomału traci świadomość więc chciałam podejść i zatrzymać płaczącego Shane'a lecz oberwałam od niego łokciem w głowę. Obraz zaczął się rozmazywać i zakręciło mi się w głowie.... odebrało mi zmysły ..znowu. Widziałam Anioła..anioła ciemności.Stał na wzgórzu. Wyglądał dziwnie na tle fioletowego nieba. Gwiazdy migotały, księżyc palił. Bezlitosny. Zwęglona trawa, zimne powietrze, głucha cisza. Uniósł dłoń i przejechał palcami po zaciśniętej szczęce. Zmarszczone czoło dodawało mu lat, ciemne oczy tajemniczości. Znałam go. Czasami zachowywał się śmiesznie, wręcz irracjonalnie, ale wiedziałam, że miał powód. Traktował ich jak zwierzęta. Wiem, że zasłużyli, ale ciągle się boję. Mówił, że z nim będzie bezpiecznie. Mówił, że pokaże mi świat jakiego nie można sobie nawet wyobrazić. Nie pytałam o jaki świat mu chodzi. Zapomniałam.Każdy popełnia błędy. Każdy ma prawo je naprawić. Nie każdy ma na to czas. Posmakowałam wolności, wspięłam się na szczyt. Kierowałam się niewiedzą i bólem. A bolało jak cholera. Im bliżej światła tym lepiej, mówią. A co jeśli światło nie istnieje? Co jeśli jest tylko ciemność? I cisza. Ta przerażająca, obrzydliwa cisza. Rozrywa na strzępy, zostawia ślady. Wyrywa duszę, a ciało pali na stosie. I wtedy przychodzi śmierć. Śmierć już przyszła. Dawno temu nas odwiedziła. Powiedziała, że trawa będzie zwęglona, a ludzie będą traktowani jak zwierzęta. Uwierzyłam, więc mnie oszczędził. A on nie oszczędza nikogo. Nawet tych co wierzą.
Poprawił czarny krawat i zamknął oczy. Ziemia płonęła. Nie czuł się winny, otworzył ją bo musiał. Otworzył puszkę pandory. Dobro zderzyło się ze złem. Dobro poległo. I oto nadszedł Koniec Świata. Ostrzegali. Mówili, że przyjdzie. Uwierzyłam. Nie wiem, czy tym razem mnie oszczędzi. Nie jestem już potrzebna. Czekałam, teraz mogę odejść.Ostatni raz na niego spojrzałam. Patrzył mi prosto w oczy. Ziemia płonęła dookoła. Piękne miejsce aby umrzeć. Wiązki światła przebijały się przez czarne podłoże. Gwiazdy były coraz niżej, za chwilę dotkną jego szorstkiej skóry. Wyszeptał ostatnie słowa i poddał się niemożliwemu.***
-Laura ocknij się-zaczęłam wracać do normalności. Słyszałam Dove.
-Ja ...boże przepraszam ja nie chciałem-słyszałam Shane'a. Otworzyłam oczy. Wciąż kręciło mi się w głowie. Poczułam zimno ..Harper siedział obok mnie przykładając mi lód do czoła.
-Co..co się stało?-spytałam.
-Straciłaś przytomność przez tego idiotę-uderzyła bruneta w głowę.
-Bardzo cię przepraszam Laura nie chciałem-czy on mnie przeprasza? Co się stało?
-Okay nic mi nie jest.-uśmiechnęłam się do niego.
-Hej-drzwi otworzyły się i ujrzałam w nich moją kochaną Cameron.
-Cześć-powiedziałam nie odrywając dłoni od szwów na nadgarstku.
-Pokażesz rękę?-spytała-Mogłabym już zdjąć ci szwy mniej by cię bolało.
-Tak jasne...-próbowałam wymusić choćby sztuczny uśmiecha ale nawet to mi wychodziło. Dove podeszła do szafki wyciągając z niej opatrunki. Usiadła obok mnie i złapała za rękę.
-Będzie piekło tylko nie krzycz.-Mimowolnie podałam blondynce rękę lecz nie czułam nic a nic..cały czas miałam przed oczami Rossa. Jego piękne głębokie oczy i ten niesamowicie piękny uśmiech...
Zadurzyłam się w Rossie dokładnie w ten sam sposób w jaki się zasypia, najpierw powoli.. a potem nagle i całkowicie*. Kiedy moja kochana babcia Jennifer żyła zawsze powtarzała ,,Ależ kochanie nie chwal dnia przed zachodem słońca, dzień może cię jeszcze zaskoczyć. Pozytywnie lecz możliwe że negatywnie". Jej motto pierwszy raz sprawdziło się w moim życiu. Ross był moim bohaterem.. był chłopakiem który wywrócił moje życie do góry nogami i sprawił że uwierzyłam w siebie. Moje serce bije dla niego inaczej niż dla kogoś innego ale wciąż nie jestem pewna czy go kocham.. może to głupie zauroczenie. Myślę tak, bo nie mogę pogodzić się z tym jak mnie potraktował. Widzę że bardzo się boi Shane'a i reszty bandy ale warto jest zaryzykować... nie wiem kiedy się pogodzimy..naprawdę nie mam bladego pojęcia...
-Nie martw się Lau-szturchnęła mnie Dove.
-C..co ?-spytałam-Wybacz nic nie słyszałam.
-Ross cię kocha...to widać.
-Skąd wiesz o czym myślałam hę?-uniosłam brew do góry z niedowierzaniem.
-Cóż nie wiedziałam.. ale teraz już wiem-uśmiechnęła się-Mam cię- dotknęła opuszkiem palca mojego nosa. Wywołała tym szczery uśmiech na mojej twarzy.
-A co z tobą?-spytałam przyglądając jej się.
-Shane wrócił pijany i .. nie dał małej inhalatora..
-Demi ma astmę?-spytałam.
-Poważną ..od dymu papierosowego-westchnęła-Mówiłam Shane'owi żeby przy niej nie jarał ale on dalej robił swoje..omal się wczoraj nie udusiła.
-Przykro mi-,,Przykro mi" nie wiedziałam co innego mogę jej powiedzieć więc rzuciłam tylko to. Widać że moja przyjaciółka była zła na tego idiotę. Jak można być aż tak nieodpowiedzialnym? Po mojej głowie plątało się setki myśli.. martwi mnie to że on za bardzo przywiąże się do córki Dove.. i wyjdzie tak że Ross ją pokocha i będą szczęśliwą rodziną..a ja będę cierpieć do końca życia. Muszę pogodzić się z tym że jeśli nie powiem mojemu przyjacielowi że lubię go ..bardziej niż kumpla to jakaś laska mi go zabierze. Kiedy blondynka opuściła ,,mój pokój" mogłam na spokojnie wszystko sobie poukładać. Chciałam obiecać sobie że powiem mu to jak tylko stąd uciekniemy ale jakoś nie wierzyłam samej sobie. Drzwi mojego pokoju otworzyły się i znów stanęłam oko w oko z moim realnym koszmarem Lukiem. Nie odezwałam się do niego nawet słowem . Chłopak usiadł obok mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
-Wyglądasz jeszcze bardziej seksownie niż za pierwszym razem-moje serce zaczęło bić szybciej.. bałam się że on zrobi mi krzywdę.
-Czego chcesz?-spytałam drżącym głosem.-Ciebie skarbie-dotknął mojego uda.. mmyślałam że zemdleję.Gwałt.- Jest to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą się przytrafić kobiecie. Jest to upokorzenie i zadanie poważnego ciosu w psychikę. Odebranie radości z życia i przyjemności z kontaktów seksualnych. Obrażenia fizyczne mogą być tragiczne w skutkach np. uszkodzenie macicy i brak możliwości posiadania potomstwa, uszkodzenia narządów płciowych i czasami zarażenie chorobami wenerycznymi. Osoba zgwałcona zamyka się w sobie, nie ufa nikomu, boi się wychodzić z domu, ubiera się inaczej, bo ma nadzieję, że to ją uchroni przed następnym razem. Statystyki wskazują, że ubiór nie ma znaczenia. Zresztą, nawet gdyby kobieta chodziła nago po ulicach, to nie jest winna gwałtu. KOBIETA NIGDY NIE JEST WINNA GWAŁTU NA JEJ OSOBIE! Często się słyszy tłumaczenia sprawców, że byli prowokowani ( „bo ta suka mnie prowokowała”), że byli zachęcani. Tylko co w sytuacji, gdy maltretował kobietę - czy do tego też go sprowokowała? Często słyszy się teksty typu „ubierała się jak dziwka to teraz ma... ” albo że była naiwna. Ostro mnie to wkurza!. Hemmings postanowił wykonać silniejszy krok i złapał mnie za włosy.
-Myślisz że jak wtedy cię nie przeleciałem to teraz tego nie zrobię?-spytał.-Mylisz się dziwko.-Gwałtownie wstałam i zaczęłam uciekać lecz ten złapał mnie w tali i rzucił na łóżko. Zaczęłam krzyczeć i błagać o pomoc szarpiąc się coraz mocniej.
-Dobrze wiesz że im więcej będziesz się rzucać tym lepiej dla ciebie!-krzyknął uderzając mnie w policzek. Próbowałam wyrwać mu się lecz na darmo... zrozumiałam że chyba znów ..zrobi mi coś okropnego. Widziałam że jego penis stoi już na baczność bo odznaczał się w spodniach chłopaka. Czułam się zupełnie bez silna... . Luke już zabierał się za rozbieranie mnie, kiedy nagle drzwi pokoju otworzyły się z takim hukiem że aż drgnęłam.
-Hemmings!!!!!-rozpoznałam rozwścieczony głos Shane'a który wpadł do pokoju niczym petarda. Zrzucił go ze mnie okładając go pięściami.
-Przestań zabijesz go!-krzyknęłam. Ten przestał i spojrzał na mnie w jego oczach zobaczyłam ..łzy! To niemożliwe SHANE I ŁZY!!!!!!!? Myślałam że śnie.
-Ty skurwysynie nie wymieniłeś mojej córce wkładu w inhalatorze?!!-rozdarł się trzymając go- Nie wymieniłeś pierdolonego wkładu?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Oh daj spokój to była nieplanowana wpadka-blondynowi ledwo udało się to wypowiedzieć bo Harper trzymał go bardzo mocno.
-To moja córka!-znów go uderzył. Nie wierzyłam własnym oczom. Pobił własnego kumpla! Zauważyłam że Luke pomału traci świadomość więc chciałam podejść i zatrzymać płaczącego Shane'a lecz oberwałam od niego łokciem w głowę. Obraz zaczął się rozmazywać i zakręciło mi się w głowie.... odebrało mi zmysły ..znowu. Widziałam Anioła..anioła ciemności.Stał na wzgórzu. Wyglądał dziwnie na tle fioletowego nieba. Gwiazdy migotały, księżyc palił. Bezlitosny. Zwęglona trawa, zimne powietrze, głucha cisza. Uniósł dłoń i przejechał palcami po zaciśniętej szczęce. Zmarszczone czoło dodawało mu lat, ciemne oczy tajemniczości. Znałam go. Czasami zachowywał się śmiesznie, wręcz irracjonalnie, ale wiedziałam, że miał powód. Traktował ich jak zwierzęta. Wiem, że zasłużyli, ale ciągle się boję. Mówił, że z nim będzie bezpiecznie. Mówił, że pokaże mi świat jakiego nie można sobie nawet wyobrazić. Nie pytałam o jaki świat mu chodzi. Zapomniałam.Każdy popełnia błędy. Każdy ma prawo je naprawić. Nie każdy ma na to czas. Posmakowałam wolności, wspięłam się na szczyt. Kierowałam się niewiedzą i bólem. A bolało jak cholera. Im bliżej światła tym lepiej, mówią. A co jeśli światło nie istnieje? Co jeśli jest tylko ciemność? I cisza. Ta przerażająca, obrzydliwa cisza. Rozrywa na strzępy, zostawia ślady. Wyrywa duszę, a ciało pali na stosie. I wtedy przychodzi śmierć. Śmierć już przyszła. Dawno temu nas odwiedziła. Powiedziała, że trawa będzie zwęglona, a ludzie będą traktowani jak zwierzęta. Uwierzyłam, więc mnie oszczędził. A on nie oszczędza nikogo. Nawet tych co wierzą.
Poprawił czarny krawat i zamknął oczy. Ziemia płonęła. Nie czuł się winny, otworzył ją bo musiał. Otworzył puszkę pandory. Dobro zderzyło się ze złem. Dobro poległo. I oto nadszedł Koniec Świata. Ostrzegali. Mówili, że przyjdzie. Uwierzyłam. Nie wiem, czy tym razem mnie oszczędzi. Nie jestem już potrzebna. Czekałam, teraz mogę odejść.Ostatni raz na niego spojrzałam. Patrzył mi prosto w oczy. Ziemia płonęła dookoła. Piękne miejsce aby umrzeć. Wiązki światła przebijały się przez czarne podłoże. Gwiazdy były coraz niżej, za chwilę dotkną jego szorstkiej skóry. Wyszeptał ostatnie słowa i poddał się niemożliwemu.***
-Laura ocknij się-zaczęłam wracać do normalności. Słyszałam Dove.
-Ja ...boże przepraszam ja nie chciałem-słyszałam Shane'a. Otworzyłam oczy. Wciąż kręciło mi się w głowie. Poczułam zimno ..Harper siedział obok mnie przykładając mi lód do czoła.
-Co..co się stało?-spytałam.
-Straciłaś przytomność przez tego idiotę-uderzyła bruneta w głowę.
-Bardzo cię przepraszam Laura nie chciałem-czy on mnie przeprasza? Co się stało?
-Okay nic mi nie jest.-uśmiechnęłam się do niego.
*Ross*
Zdawałoby się że małe dzieci są spokojne słodkie itp. Ale wierzcie mi że w rzeczywistości dają w kość. Lubiłem małą Demi ale czasami miałem jej po dziurki.
-Ale Ross zagraj coś jeszcze-Kiedy odłożyłem gitarę,mała skakała na moich kolanach prosząc o kolejną piosenkę która totalnie by mnie wyczerpała. Do tego nie po koiły mnie krzyki dobiegające z pokoju Laury.. co oni znów jej zrobili?
-Demi może lepiej się połóż co?-mała bardzo głośno się śmiała i w pewnym momencie zaczęła się dusić. Wpadłem w panikę i zupełnie nie wiedziałem co mam zrobić!. Zauważyłem leżący na parapecie inhalator, szybko tam podbiegłem złapałem go i podałem małej. Ta natychmiast zaczęła się zaciągać i zrobiło jej się lepiej. Okropnie mnie wystraszyła.!
-Mamusia mówi że mam dujastmnę-powiedziała.
-Chodzi ci o astmę?-spytałem uśmiechając się.
-No psecies mówię-spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Po tym incydencie postanowiłem położyć małą spać. Poszliśmy więc do pokoju małej. Położyłem ją i włączyłem Disney Junior. Myszka Mickey chyba już na zawsze wryje mi się w pamięć..dosłownie. Demetria Cameron/Harper (nie mam pojęcia jak ma na nazwisko) jest naprawdę niezwykłym dzieckiem. Nigdy nie widziałem trzyletniej dziewczynki która potrafiłaby sama zrobić sobie jeść i ubrać się. Do tego okazało się że mała ma talent do fortepianu bo dość szybko łapała kilka akordów które jej pokazywałem. Shane jest jej ojcem więc nie powinien jej tu trzymać mała zasługuje na normalne życie, jak każde dziecko. Zasługuję na to by chodzić na place zabaw, by bawić się z innymi dzieciakami w piaskownicy. Po prostu by się kształcić!. Nie rozumiem go.. czy on naprawdę nic nie czuję do tego małego aniołka?. Byłem bardzo zmęczony ale martwiłem się o małą więc nawet nie myślałem o tym by zasnąć. Demi leżała na łóżku oglądając kolejne przygody fioletowego smoka Barney'a.
-A ty lubisz barney'a?-spytała.
-Nie wiem dopiero ty mi go pokazałaś-uśmiechnąłem się.
-Ja go bardzo lubię-uśmiechnęła się-Prosiłam tatusia żeby zabrał mnie do Disney Landu ..ale nie zgodził się-mała wyraźnie posmutniała objąłem ją ramieniem i przytuliłem do torsu.-Jesteś jak kubuś puchatek-rozbawiła mnie tym.
-Serio?-spytałem.
-Tak-uśmiechnęła się-Twoja dziewczyna będzie mieć szczęście-przytuliła się mocniej. Była niezwykła dosłownie. Zaczęła mocno kaszleć czym znów mnie przestraszyła.-Nie mogę oddychać!-krzyknęła próbując zaczerpnąć powietrza. Inhalator jej nie pomógł wziąłem ją na ręce i wyleciałem z pokoju wołając Shane'a na cały głos. Kiedy otworzył drzwi swojego gabinetu i zobaczył że trzymam duszącą się małą na rękach... jedyne jego zdanie to "Ja pierdole niech to szlak!". Wyrwał mi ją z rąk i wyleciał na zewnątrz kod zabezpieczający drzwi mu to utrudniał bo wciąż wyskakiwał błąd. Jednak udało się wyjść i po chwili usłyszałem tylko dźwięk silnika samochodowego i pisk opon. Kiedy wróciłem do pokoju byłem zupełnie roztrzęsiony. Położyłem się na łóżku i doszedłem do wniosku że na pewno Shane zabrał małą do szpitala.. musiała dostać ataku. Bałem się że tego nie przeżyję. Skoro... nie było go w tym budynku.. postanowiłem skorzystać z okazji i pójść do Laury. Chciałem z nią porozmawiać nie wiem przeprosić ją czy coś..wiedziałem że tak szybko mi nie wybaczy ale chciałem przynajmniej spróbować bo bardzo mi na niej zależało. Idąc do niej usłyszałem Ansela który ..rozmawiał z Carrie byłem pewny że to ona!
-Nie bój się będzie dobrze zobaczysz-pocieszał ją.
-Ja mam tego dosyć Ansel rozumiesz wyciągnij mnie stąd-uchyliłem lekko drzwi i zobaczyłem że on najzwyczajniej w świecie ją tuli. Nie był to przyjacielski uścisk.. coś musiało być na rzeczy... Nie pewnie wszedłem do środka. Nawet mnie nie zauważyli.
-Hej-powiedziałem opierając się o ścianę.
-Cześć-brunet widocznie poczerwieniał a Car tylko spuściła wzrok.
-Macie mi może coś do powiedzenia?-spytałem krzyżując ręce na brzuchu.
-Okay..-westchnął chłopak-Jesteśmy parą..tak o.. chce zobaczyć co z tego wyjdzie nikt nie może się o tym dowiedzieć okay?
-Okay.-powiedziałem i wyszedłem. Udałem się do pokoju Laury w którym zastałem również Dove. Laura od razu odwróciła wzrok jakbym był jej zupełnie obojętny.. dosłownie miała mnie gdzieś.
-Hej Lau..możemy pogadać.
-Um..-podniosła jedną brew do góry.-No nie wiem czy sobie zasłużyłeś..
-Proszę-kiedy spojrzałem na Dove momentalnie przypomniała mi się Demi-Twoja córka jest w szpitalu.
-Co?!-krzyknęła.
-Miała at..-nie zdążyłem dokończyć bo ona już wyleciała z pokoju niczym petarda. Zostałem sam na sam z Laurą więc miałem okazję porozmawiać z nią na spokojnie i bez stresu że Shane zaraz tu wpadnie i nas pozabija. Stałem oparty o drzwi.
-Przepraszam cię..-zacząłem.
-Nie uważasz że na to już trochę za późno?-spytała.
-Wybacz .. wiesz że ..boje się bardzo jestem tchórzem miałem we wszystkim cię wspierać wiem że ..-uciąłem w połowie zdania nie wiedziałem jak się wytłumaczyć.
*Laura*
Ucieszyłam się kiedy go zobaczyłam bo to znaczy że jednak trochę mu na mnie zależy. Ale co on myślał? Pojawił się i myśli że wszystko będzie okay?
-Ross jedno przepraszam nie sprawi że znów w pełni ci zaufam-powiedziałam.
-Wiem..ale-powiedział- Odkąd cię poznałem moje życie się zmieniło. Zacząłem inaczej patrzeć na świat dokładnie jak ty...-przerwał- Nie chciałem byś kiedykolwiek we mnie zwątpiła.
-Dobrze wiesz że jesteś dla mnie tak samo waży.-powiedziałam-Nigdy nie byłam z nikim tak związana rozumiesz? Zawiodłeś mnie.
-Wybacz mi-powiedział. Znałam go na tyle dobrze że wyraźnie widziałam jak bardzo tego żałuje. Znowu wziął mnie na te swoje szczenięce oczka. Nie byłam w stanie być na niego zła bo potrzebowałam go jak nikogo innego. Podeszłam do chłopaka i mocno go przytuliłam.
-Przepraszam-powiedział i pocałował mnie.
-Wiem..zapomnij o tym okay?
-Okay-uśmiechnął się. Chwile jeszcze trwaliśmy w uścisku. Potrzebowałam takiego Rossa od dawna. Nie chciałam żeby zostawił mnie samą. Ręka bolała i było mi niedobrze. Widziałam po nim że boi się ze mną zostać ale z pewnością nie chciał mnie zawieść więc został. Poczułam się jak dawniej... jak wtedy kiedy byliśmy wolni i nie znaliśmy tego potwornego miejsca. Dziś po raz pierwszy zobaczyłam w Harperze człowieka... Nie narkomana z fajką w ustach i spluwą za paskiem lecz prawdziwego człowieka. Powiedział że jakoś wynagrodzi mi moje dzisiejsze omdlenie więc postanowiłam że zabronię mu tknąć Rossa.
-Dove przyniosła mi wczoraj książke-uśmiechnęłam się. Blondyn wziął ją do ręki.
-,,Zostań jeśli kochasz?".
-No! Klasa..-uśmiechnęłam się.
-Słyszałem krzyki dobiegające z twojego pokoju-powiedział.-Co się stało?
-Luke-powiedziałam krótko-To się stało-Nie chciałam nikomu o tym powiedzieć więc zanim Ross mnie do tego namówił minęła dobra godzina.-Gdyby nie Shane to nie wiem..
-On cię uratował od gwałtu?
-Pobił Luke'a niemal do nieprzytomności-powiedziałam-Kiedy się ocknęłam przykładał mi lód do czoła.
-Wow-powiedział tylko.-Co mu się stało?
-Nie wiem..-zastanowiłam się-Chyba się zmienia..tak myślę. Drzwi ,,mojego pokoju" otworzyły się i zobaczyłam w nich zapłakanego Shane'a z małą pluszową owieczką w dłoni. Ściskał ją..dosyć mocno.
-Ja ja ..wybacz już idę do siebie nie bij mnie proszę-powiedział Ross podnosząc się.
-Uratowałeś jej życie.-powiedział płacząc.
-Komu?-spytałam.
-Naszej córce-powiedziała Dove która stanęła za chłopakiem.-Demi miała atak astmy gdyby nie szybka i rozsądna reakcja Rossa mała by nie przeżyła..i ..
-Ja powiem-przerwał jej Shane siadając obok mnie na łóżku.-Jestem złym człowiekiem.. wiem.. pójdę do więzienia za to co wam zrobiłem ale mam to gdzieś ...teraz wiem że trzymając was tutaj nie odzyskam kasy od Olivera.
-Co ty ch..
-Jesteście wolni-powiedział-Możecie wydać mnie policji.
-Tak jasne-powiedziałam-Wyjdziemy stąd i ktoś nas zastrzeli.
-Nie ufam ci-powiedział Ross.
-On mówi prawdę-powiedziała Dove. Nie wierzyłam w to ..on nas tak po prostu wypuścił. To niemożliwe. Ale to była prawda. Shane kazał nam wyjść z budynku i wsiąść do jego auta. Wciąż myślałam że jest to pułapka ale okay... warto spróbować. Razem z Rossem szliśmy na końcu. Naprawdę ciężko było stąd wyjść ten budynek był jak labirynt. Setki drzwi z których nie dało się wyjść i okna w co czwartym pokoju. Nie które pomieszczenia były weselsze więc to na pewno ich pokoje. Wreszcie udało nam się wyjść z budynku. W oknie zobaczyłam Luke'a który mnie wołał. Byliśmy na zewnątrz więc postanowiłam się odwrócić. Trzymał w dłoni pistolet i wystrzelił z niego. Ross popchnął mnie na ziemię i kiedy upadł zobaczyłam jego krwawiącą nogę i ogromny krzyk.. Kula trafiła go w nogę i odbita od szyby samochodu trafiła luke'a prosto w czoło...
***************************************
Wybaczcie że rozdział taki byle jaki ale nie miałam siły go pisać.
Wróciłam niedawno od dentysty i znieczulenie na kanałowe chyba wciąż działa bo łep mi pęka.
Do tego mamusia robi mi swoje awantury mam już tego po dziurki -,-
Wybaczcie że jest chujowy :)
Dziękuje za opinie od Wiernej czytelniczki ♥ i Słodkiej czekoladki ♥ do rozdziału 14
Dziękuje wam wszystkim!
Naprawdę cenie sobie czytelników którzy dają mi duże komentarze.
Następny rozdział... nie mam pojęcia ale spodziewajcie się go w piątek (następny)
Wiecie koniec wakacji zaczynamy szkołę do tego mam zajęty czas .
Użyłam tutaj cytatu z ,,Gwiazd naszych wina" oraz tego fragmentu z aniołem od koleżanki Silence ;)
Do Piąteczku ;3